[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brakowało te\ nieprzyjemnej piwnicy z łańcuchami.W małym fotelu napięterku siedział, podrzemując, złocisty gad o czterech łapach.- Co to zajeden? - spytałem krasnoluda.- Czworak.Jest ju\ dość stary, ale na potrzeby naszych dywinacji w zupełnościwystarczy.Wziąłem delikatnie bęben, w którym siedziały dwa drajwy w sukiennychkamizelkach, pogryzające orzechy.- Zafunduję wam przeja\d\kę.Tylko się nie wygłupiajcie! - zwróciłem się do nichuspokajającym tonem, po czym wło\yłem bęben do gondoli i połączyłem go z wałemStrona 136Utkin Marek - Technomagia i smokizbiorczym śmigieł.Wraz z Vornem wynieśliśmy model do hangaru, następnie Kalfun wypuścił ze skórytufaka powietrze i napełnił ją gazem, po czym ręcznym miechem zwiększyliśmyciśnienie w balonecie i dosypaliśmy trochę piachu, tak aby wehikuł byłminimalnie cię\szy od powietrza.- Teraz samoistnie opada na ziemię, ale przy odpowiednim ustawieniu sterówwysokości będzie utrzymywał stały pułap, ewentualnie wznosił się, a przyzmniejszeniu prędkości zacznie podchodzić do lądowania - wyjaśniłem hrabiemu ikrasnoludowi.- No, teraz pogalopujcie trochę, to się przelecicie.Zwolnijcie przed ścianąhangaru, \eby wylądować - zwróciłem się do drajwów przez otwór w gondoli iobróciłem sterowiec ogonem do wrót hangaru, a dziobem do jego ślepego końca.Krasnolud zaczął przemawiać w mowie Starodawnych, lecz zanim skończył wypowiadaćdwa słowa, bęben ruszył, śmigła zawirowały i zeppelin wysunął mi się z dłoni.Przez chwilę opadał, dopóki nie nabrał prędkości, pózniej wyrównał lot, wspiąłsię na jakieś cztery metry i z cichym furkotem śmigieł płynął w stronę końcawielkiej hali.Pobiegliśmy pod przeciwległą ścianę, aby go złapać, lecz pojazd zwolnił, na jegopokładzie było widać jakiś ruch, po czym zaczął wykonywać elegancki zwrot.Staliśmy w miejscu, obserwując z podziwem manewr statku powietrznego.Sterowiecobrócił się do nas rufą i zaczął lecieć w stronę drugiego końca hangaru.- Zwietnie! Wiedzą, o co chodzi! - zawołałem radośnie.- A\ za dobrze! Zamknąć wrota! - krzyknął Gór i potruchtał w stronę bramy.Jednak mała załoga skierowała nos maszyny ku ziemi i tracąc wysokość, nabierałaprędkości.Następnie, tu\ przed bramą, sterowiec wyrównał, a po minięciu proguzaczął zwiększać pułap.Pękata sylwetka krasnoluda, widoczna na tle jasnegonieba w świetle bramy, jęła podskakiwać i wygra\ać pięściami.Nie powiem, \ebym się szczególnie zmartwił.Drajwy budziły moją sympatię i niemiałem nic przeciwko temu, \eby zasmakowały trochę wolności.Hrabia Vorn chybapodzielał moje uczucia, gdy\ idąc koło mnie, uśmiechał się pod wąsem.Zrównaliśmy się z podskakującym z wściekłości krasnoludem i popatrzyliśmy, cosię dzieje ze sterowcem.Płynął majestatycznie na wysokości kilkunastu metrów,doleciał do składanego masztu, z którego zwieszał się rękaw wiatrowy, okrą\ył godwa razy, po czym przeleciał obok zakotwiczonego przy ziemi zeppelina Vorna iskierował się w naszą stronę.- A jednak nie wyniosły się! - powiedziałem z satysfakcją.Krasnolud przestał kląć i miotać się.Niesforna załoga sterowca dostała po garści rodzynek i powędrowała z powrotem dodywinatora, po czym Kalfun i Halamus siedli na zydlach przed ekranem iprzystąpili do obliczeń.Przy podwieczorku przedstawili mi rysunki z pyszniącymi się na marginesachkolumnami liczb i znakami runicznymi.- Dwieście pięćdziesiąt stóp długości, siedemdziesiąt średnicy, udzwig czterytysiące pięćset funtów - obwieścił z dumą krasnolud.- A ile czasu zajmie budowa tego?- Mamy zapasy niektórych części, takich jak śmigła, więc przy dobrej organizacjipotrwa to tydzień, no, mo\e dwa.Trudno mi było w to uwierzyć, lecz krasnolud wyglądał na pewnego swych słów.Od następnego ranka hangar zapełnił się krasnoludami i ludzkimi rzemieślnikami,którzy trasowali, piłowali, kleili i nitowali konstrukcję statku powietrznego.Zasugerowałem hrabiemu Vornowi, aby gondola miała szczelne dno i \eby w razieawarii mo\na było wykorzystać ją jako łódz.Natychmiast zarządził wprowadzenietego pomysłu do planów, po czym oznajmił, \e wręgi i poszycie gondoli zostanąwytrasowane w czasie przerwy obiadowej.Gdy pracownicy udali się na posiłek, Halamus i Gór przytaszczyli kosz, z któregowyciągnęli stworzenie przypominające \ółwia.Umieścili je przy dywinatorze,poodprawiali nad nim jakieś zaklęcia, po czym ustawili na rogu wielkiegokartonu, le\ącego na podłodze hangaru.Stwór ruszył i zostawiając za sobąniebieskawy ślad, szedł po jakiejś krzywej.Dwa razy ostro zmieniał kierunek, a\wrócił do punktu wyjścia, a ja w wytyczonej figurze rozpoznałem jedną z wręggondoli.Gór przestawił stwora w kolejne miejsce, ten wytyczył następną część iStrona 137Utkin Marek - Technomagia i smokitak a\ do zarysowania wszystkich arkuszy.Po tej operacji wyszliśmy przed hangar, aby przyjrzeć się, jak się sprawiazeppelin, zacumowany nosem do świe\o zmontowanej wie\y.Cały czas ustawiał siędokładnie z wiatrem, lekko się huśtając w jego podmuchach.Vorn i Kalfun Górspoglądali z gospodarskim ukontentowaniem na aparat latający i wyglądali nazadowolonych.Póznym popołudniem, po podwieczorku, przed hangar zajechała kolumna wozówkonnych, które poprzedzał sfatygowany kangochód.Z wehikułu wysiadł gnom zchytrą miną, podszedł do nas, skłonił się i zatarł ręce.- Wszystko się udało? Są skóry? - spytał Kalfun Gór.- Nawet więcej, ni\ sądziliśmy.Namno\yło się ich od trolla, znalezliśmy ichgniazda i nory i wyłapaliśmy, ile się dało - odparł gość.- Ale co? - spytał nieco zdezorientowany Halamus.- Czarne harpie! - odparł z dumą gnom i ponownie zatarł ręce.- Takie jak te, których skóra posłu\yła do wyrobu kart ksią\ki ojcaszka jąkały,jak go tam?.- spytałem.- Scypiona Mędzikłaka, zało\yciela zakonu Ochędańców Bosych! Ale przecie\ onewystępują niezwykle rzadko! - zdziwił się Halamus.- Występowały - poprawił gnom.- Mo\e w czasach dobrotliwego Scypiona nale\ałydo rzadkich okazów, ale ostatnio w moich okolicach rozpleniły się tak, \e niesposób wytrzymać.Zasiedliły ka\dą dziurę w ścianach Doliny śywej Wody ipaskudzą na wszystkich, co przeje\d\ają tamtędy do yródła śycia.Klną przy tymobrzydłe i nawet dysponują swoistymi czarami, bo kilku pielgrzymów złapało jakąśbrzydką przypadłość o magicznej etiologii.- A czy one czasem nie mają.- Nie byłem pewien, jak sprecyzować wobec gnomaswe wątpliwości, zatoczyłem więc dłońmi przed sobą dwa okrągłe kształty.Na to jednak hrabia, dwóch krasnoludów, Halamus i Lampart, który tak\e podszedłdo naszej grupy, wybuchnęli gromkim rechotem.- Mo\esz się nie obawiać.W taki sposób harpie przedstawiali na swych wazachjedynie staro\ytni Egejowie - powiedział Lampart.- W rzeczywistości są towielkie ptaszyska o tułowiach pozbawionych upierzenia.Ich czaszka rzeczywiścieprzypomina nieco ludzką, gdy\ jest okrągła i ma oczy umieszczone z przodu, takjak u większości drapie\ników.Jednak głównym elementem gęby harpii jest spory,zaopatrzony w zęby dziób, przypominający nieco pysk krokodyla.Wra\eniepodobieństwa do człowieka wywołane jest przez jasne zabarwienie tej gęby, a pozatym twórcy staro\ytnych waz musieli mieć wybujałą wyobraznię.Odetchnąłem z ulgą, \e nie będę musiał latać statkiem powietrznym, na któregopowłoce co półtora metra znajduje się para \eńskich sutek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]