[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Udali się w głąb nekropolii.Chciała mu pokazać, jak daleko ciągnie się cmentarz.Trafili na grupkę odzianych w skórzane kubraki behmetim.Nosili oficjalny tytuł: Usta Pana zMorza , ale nikt tak na nich nie mówił.Otoczyli otwartą komorę.Między nimi stała młoda kobieta,ładna, wysoka, o spracowanych, dużych dłoniach. Znam ją.To Linda.Próbuje grać o wolność szepnęła. Podejdzmy.Dziewczyna była spokojna.Uważnie patrzyła na ręce urzędnika przesuwające trzy czarneżetony.Miała rozpuszczone, jasne włosy i lekko nadąsany wyraz twarzy.Gdy w jej piwnych oczachzaświecił promień słońca, stawały się wręcz miodowe. Grać o wolność? Renata skinęła głową. A co może przegrać? Człowieczeństwo.Obok behmetim stało trzech uradowanych mężczyzn w lichych szatach. Oni już wygrali? spytał Adams.Ręce urzędnika biegały, błyskawicznie mieszając żetony. Biała wygrywa, czarna przegrywa.Wolność jest biała.Grasz o jej dziesiątą część.Nagle żetony znieruchomiały.Linda wskazała jeden z nich.Biały od spodu. Brawo, Lindo.Wygrałaś dziesiątą część wolności.Jesteś w dziesiątej części wolną kobietą.Pan Czekający zapłaci sowicie twojemu właścicielowi.Ręce behmeta rozpoczęły magiczny taniec. Lindo, czy grasz o piątą część wolności? To będzie razem już trzy dziesiąte. No, Linda.! Linda.! zachęcali ją szczęśliwcy.Oczy Lindy wlepione były w dłonie urzędnika, który kilka razy pokazał spód białego żetonu,aby go starannie zmieszać z innymi.Nie dość starannie dla Lindy.Pokazała bezbłędnie. Lindo, jesteś już w trzech dziesiątych wolna oznajmił urzędnik. Od góry czy od dołu? zażartował protekcjonalnie.Jego dłonie znów zręcznie biegały. Czy chcesz być wolna w większym stopniu? Jeszcze raz trafisz.O następne trzy dziesiąteczęści wolności.Linda jak zaczarowana wpatrywała się w biegające żetony. Ten. Zdecydowanie wskazała palcem.Był czarny od spodu. Trzy dziesiąte odjąć trzy dziesiąte zawyrokował behmet. Jesteś znowu tylko niewolnicą.A gdybyś wybrała na trzy dziesiąte swoje łono, właściciel nie mógłby cię tykać.Tyle już miałaśwolności.Oczy Lindy szkliście błyszczały, twarz pokraśniała.Ręce behmeta zręcznie przemieszczałyżetony. Twoja ostatnia szansa, Lindo.Czwarta gra.Możesz uzyskać wszystko albo stracić wszystko.Cała wolność albo całe człowieczeństwo.Możesz odejść stąd jako wolna kobieta.Ostatnia gra,ostatnia szansa na poprawę losu, Lindo.Ręce urzędnika migały, hipnotyzując spojrzenie Lindy. Ten, ten powiedziała, wskazując palcem żeton.Był czarny. Ale.ale. Przegrałaś, Lindo.Utraciłaś swoje człowieczeństwo. Coś takiego, jako pierwsza dzisiaj zatroskał się jeden z wyzwoleńców. Wczoraj też wszyscy wygrali dodał drugi.Linda stała pobladła, tylko parę łez zaperliło się na jej rzęsach.Behmet wypisywał świadectwa uwolnienia dla zwycięzców.Odbierali je rozradowani.Wreszcie zwrócił się do niej: Czy wyrzekasz się swojego człowieczeństwa, Lindo?Milczała. Lepiej sama powiedz, bo i tak wyrwiemy ci to z gardła sucho rzucił drugi. Wyrzekam się swojego człowieczeństwa. Jesteś zmarła, Lindo wyrzekł formułkę.Coś starannie notował. Zostaw swoje ubranie, boszata należy do twojego właściciela i zostanie mu zwrócona.Można ją było teraz dokładnie obejrzeć: ładna dziewczyna o prostych nogach i nieco za małychpiersiach. Teraz wejdz do krypty, Lindo.Gdy usiadła wewnątrz kamiennego pudła, ośmiu mężczyzn, behmetim i wyzwoleńców, zgodnymwysiłkiem zasunęło ciężką, zgrzytającą na łożyskach kamienną ścianę.Poskładali narzędzia, rejestryi protokoły, spakowali szaty Lindy i odeszli w jednej grupie. Znałam ją.Mieszkała w zagrodzie pod lasem.Przyniosę dla niej chleb, gdy znowu tuprzyjdziemy. Czy ja też mógłbym wygrać wolność? Lepiej nie próbuj. Nie chcę być niewolnikiem. Nie zachowujesz się jak niewolnik.Myślę, że nikt jeszcze nie wygrał wolności. A ci szczęśliwcy? To podstawieni aktorzy.Chyba widziałam ich kiedyś w strojach behmetim. Więc po co to zrobili? Grobowiec nie powinien zbyt długo pozostawać pusty.Schnie i gorzej przyjmuje następnychzmarłych.Może gminny grobowiec pusty był zbyt długo? Chociaż powiedz, jak można ukarać pamięć. Wrzucają wtedy do studni nakrytej ludzką twarzą.Stamtąd nie wiedzie żaden korytarz.Zaprowadziłabym cię tam, ale boję się kary. Chyba widziałem taką jedną skinął głową.59.Obrzmiałą twarz Hrabbana zwykle rosił pot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]