[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego tu nie ma żab? - powiedziałem.- Czy po to jechaliśmy pięćdziesiątkilometrów?- Po co ci żaby?- %7łaby powinny być w jeziorze.- %7łeby skrzeczeć?- Tak.Właśnie po to, aby skrzeczały - powiedziałem, a kiedy do nas podszedł kelner,rzekłem mu: - Chciałbym mówić z kierownikiem lokalu.- Kelner odszedł.- Za grzecznyjesteś, sukinsynu - powiedziałem.- Nic podoba mi się to miasto.Kierownik lokalu przyszedł po chwili w towarzystwie kelnera i usiłował zachowaćpowagę i dostojeństwo, lecz skłonił się zbyt głęboko i gdyby nie ramię kelnera, wpadłby dosadzawki wraz ze stolikiem.- Chwała Bogu, że pan jest przynajmniej pijany.Cały czas się wściekałem, że nie ma tu uwas harmonisty z drewnianą nogą.Takiego harmonistę nazywają zawszy Olek Hulajnoga",prawda? Co można zjeść?- ,Jest cielęcina na zimno.- Dobrze.- Wódki nic będzie? - Będzie.Odeszli, a popatrzywszy na wężowy ślad ich kroków poczułem się weselszy.- Słyszysz? - powiedziała Weronika.- Zielone zwierzęta grające na skrzypcach i skaczącewysoko.Czy jest ci teraz lepiej? - Tak - powiedziałem.- Teraz jest lepiej.Oparłem głowę na rękach i patrzyłem na jezioro, lecz nie czułem się dobrze; moje sercepracowało ciężko i wiedziałem, iż zaraz przyjdzie ból.A potem ponad las popatrzyłem iwidziałem ciężką chmurę ku nam nadchodzącą i pomyślałem, iż trzeba mi rzeczy, której niclubi najbardziej: deszczu.Wtedy mógłbym oddychać bez bólu i może nie musiałbym braćnitrogliceryny.52Marek Hłasko Sowa, córka piekarza- O czym myślisz? - O deszczu.- Nic chcesz mi powiedzieć?y4- Mogę ci powiedzieć - powiedziałem.- ludzie myślą, że technika terroru jest straszna iskomplikowana.Wcale tak nie jest.Kiedy się pierwszy raz uderzy bezbronnego człowiekaw twarz, to trzeba albo zabić siebie, albo uderzyć po raz drugi.Za pierwszym razem nie masię racji; ale kiedy uderzysz po raz drugi, to masz ją na pewno, ale nie masz już żadnej innej.I nic więcej nic da się powiedzieć na ten temat.- Czy będziesz tak samo myśleć, kiedy będą bić ciebie? Czy też będzie to proste i jasnejak teraz, kiedy siedzisz ze nutą? Nic odpowiedziałem jej.Ta chmura, potrzebna mi tak bard-no,przeszła bokiem i widziałem już wspinający się na niebo księżyc.- Dlaczego nic niemówisz?Ująłem jej twarz w swoje dłonie i uniosłem ku górze.- Wróć między żywych - powiedziałem.- Wróć do Samsonowa, wróć, do kogo chcesz, alewróć do żywych.Nie wierz w to, że uda ci się mnie zapamiętać.- Może zostawią clę w spokoju.Może przecież być i tak.- Nie - powiedziałem.- Wróćmiędzy żywych.Wstań, odejdz stąd i zapomnij o mnie.To nieprawda, że Istnieją rzeczy,których się nie zapomina.Zapomina się i matkę, i ulicę, którą chodziło się do szkoły, i ulicę,przy której był kościół.A potem zapomina się pierwszego mężczyznę i ból, który ci sprawił,i śmierć rodziców, i grób rodziców.Zapomina się miasta, które zostały spalone, i milionyludzi, którzy zginęli w przekonaniu, iż są niewinni.I zapomina się nawet to ich głupie iświęte przekonanie o własnej niewinności.Dlaczego myślisz, że uda ci się zapamiętaćjednego człowieka? Wstań i odejdz.Zastanawiałem się przez chwilę, czy to wszystko nie było zbyt patetyczne; to o miastach io ludziach, którzy zginęli.Gdzieś o tym tak przeczytałem; nie pamiętałem już gdzie.Postanowiłem powiedzieć to samo, ująwszy rzecz lekko i wykwintnie.- I jeszcze coś ci powiem - powiedziałem.- Powiem ci, jak wygląda płonące miasto zgóry.Jak kupa tlejących się szmat.I to wszystko.A przecież wiesz, że tam, w dole, palą sięludzie, a inni szwendają się w dymie i szukają swoich sztucznych szczęk, które wypadły imw czasie wstrząsu.I co to w ogóle jest? Nadlatując na cel nie myślisz o nich wcale, gdyż celjest rzeczą bezosobową.Tylko słyszysz, jak twój nawigator mówi: Four", , Three", Two", One", a potem już sobie dopowiadasz: Zero".I to jest wszystko, co pamiętasz, a potemidziesz do kantyny i twój kolega, który dzisiaj nie latał, upił się i mówi ci: 'twoja Shirleyrozmawiała dzisiaj bardzo długo z kapitanem Mellerey.Mellerey powiedziałjej, że ma w domu kolekcję biletów tramwajowych i Shirley bardzo chciałaby toobejrzeć." I wtedy nie obchodzą cię już nic ci na dole.Wstań i odejdz stąd.- Musi być jednak coś, czego się nie zapomina - powiedziała Weronika, a ja patrzyłem wjej oczy i były tam już te miodowe gwiazdki; i światło jeziora, i resztka słonecznego blaskuod chodzącego już od nas; a usta jej były niby listki, a ja siedziałem z nią tutaj, trzymając jejgorącą i kruchą rękę; i nudziłem się jak pies.- O tym gdzieś przeczytałaś - rzekłem.- ja ci tego nie powiedziałem.Wzięła moją rękę i pocałowała ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]