[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a jednak.Przebiegał oczami wydruki przygotowane przez Imota i Farona.Nie znałsposobu obliczeń na pierwszych dwóch stronach; dane dla studentówprzygotował w ten sposób, że założenie, z którego liczby wynikały, nie byłooczywiste, a oni podeszli do problemu w sposób, który każdy astronompróbujący obliczyć orbitę planety uznałby za nietypo wy.I tego właśnieoczekiwał Biney.Sposoby rutynow( prowadziły do przerażającychwniosków, on jednak wiedzia zbyt wiele o całym zagadnieniu i toprzeszkadzało mi wyzwolić się z rutynowego sposobu myślenia.Faron i Imonie byli niczym ograniczeni w swoim rozumowaniu.56Podążając za ich sposobem myślenia Biney zaczął dostrzegać niezbytStrona 37Isaac Asimov - Nastanie nocypocieszającą zgodność wyników.Na stronie trzeciej ich obliczenia zbiegły sięz jego obliczeniami, a te znał już na pamięć.I od tego miejsca krok za krokiem wszystko biegło w ten samuporządkowany sposób, prowadzący do tego samego zatrważającego,wstrząsającego, niepojętego, całkowicie nie nadającego się do przyjęciawyniku końcowego.Biney w osłupieniu spojrzał na obydwóch studentów.- Czy jest jakaś możliwość, że gdzieś mogliście się pomylić? Na przykład tenciąg całek tutaj wygląda dość podstępnie.- Ależ, proszę pana! - Imot był oburzony.Twarz miał czerwoną, a jego długieręce łopotały w powietrzu, jak gdyby żyły własnym życiem.Faron zareagował spokojniej.- Obawiam się, że wszystko jest w porządku, proszę pana.Od góry do domwszystko się zgadza.- Tak.Myślę, że tak - odpowiedział Biney głucho.Starał się nie okazywaćudręki, jednak ręce mu tak drżały, że wydruki, które wciąż trzymał,trzepotały w powietrzu.Zaczął układać papiery na stole, ale złapał go skurcznadgarstka, bardzo w stylu Imota, i kartki posypały się na podłogę.Faron ukląkł, aby je pozbierać.Zakłopotany spojrzał na Biney a.- Proszę pana, jeżeli to myśmy pana tak zdenerwowali.- Nie.Absolutnie nie.yle spałem, ot i tyle.Wy zrobiliście wspaniałą robotę,naprawdę wspaniałą.Jestem z was dumny.Zabrać się do takiegoproblemu.problemu, który nie ma żadnego odbicia w rzeczywistości, któryfaktycznie jest absolutnie sprzeczny z prawdą naukową, i tak metodyczniezmierzać do rozwiązania wymaganego przez podane dane, ignorując fakt, żeprzesłanka wstępna jest absurdalna - no, to jest wspaniała robota, godnapodziwu demonstracja waszej siły logicznego rozumowania, eksperymentmyślowy pierwszej klasy.Dostrzegł, jak rzucają sobie szybkie spojrzenie.Ciekaw był, czy chociażtrochę udało mu się ich zwieść.57- A teraz wybaczcie, chłopcy - ciągnął - mam jeszcze jedno umówionespotkanie.Zwinąwszy przeklęte papiery w ciasny rulon wsunął je pod pachę i jak burzawypadł za drzwi.Prawie biegnąc dopadł do końca korytarza kierując się dozacisza swego małego gabinetu."Bogowie - pomyślał.- Bogowie, co ja zrobiłem? Co ja teraz pocznę?"Ukrył twarz w dłoniach i czekał, aż ucichnie mu łomot w piersi.Nie zanosiłosię na to.Po chwili wsta) i uderzył palcem w przycisk komunikatora nabiurku.- Połącz mnie z "Kroniką Saro" - powiedział do maszyny.- Z Teremonem 762.Strona 38Isaac Asimov - Nastanie nocyZ komunikatora wydobył się długi, irytujący ciąg trzasków i pisków; potemusłyszał głos Teremona:- Biuro reportaży, Teremon 762.- Tu Biney.- Słucham? Nic nie rozumiem! Biney uświadomi) sobie, że był w staniewydawać z siebie jedynie niewyrazne chrypienie.- Tu Biney, powiedziałem! Chciałbym zmienić godzinę spotkania!- Zmienić godzinę spotkania? Posłuchaj, chłopie, rozumiem, co czujeszmyśląc o pracowaniu rankiem, bo ja czuję to samo, ale absolutnie nie mogęrozmawiać z tobą pózniej niż jutro w południe, bo inaczej nie będę miałżadnego tekstu.Dostosuję się do ciebie, o ile tylko będę mógł, ale.- Nie zrozumiałeś, Teremonie.Chcę widzieć się z tobą wcześniej, nie pózniej.- Co?- Dziś wieczorem.Powiedzmy o wpół do dziesiątej.Lub o dziesiątej, jeżelibyłoby ci tak wygodniej.- Myślałem, że masz robić zdjęcia w obserwatorium.- Do diabła ze zdjęciami! Muszę się z tobą spotkać.- Musisz?! Co się stało? Czy coś z Raissą?- To nie ma nic wspólnego z Raissą.Wpół do dziesiątej? W Sześciu Słońcach?58- Tak, klub Sześć Słońc, wpół do dziesiątej - powtórzył Teremon.- Jesteśmyumówieni.Biney przerwał połączenie.Przez dłuższą chwilę siedział wpatrując się wleżący przed nim rulon papierów i ponuro kiwał głową.Czuł się odrobinęlepiej niż poprzednio, ale tylko odrobinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]