[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z przyczyn znanych jedynie Brygidzie kruki nazywały się Urd,Werdandi i Skuld, jak Norny dnia wczorajszego, dzisiejszego i jutrzejszego.Przy lewejścianie szczytowej domu płonęło palenisko, a przy pozostałych poukładano iporozwieszano gliniane garnuszki i skórzane mieszki, o których zawartości Candamir niechciał wiedzieć nic konkretnego.W najciemniejszym kącie, którego nie rozświetlał blaskpłomieni, można było dojrzeć legowisko na podłodze.Wszędzie stały lub leżały rozmaitesprzęty: kociołki różnych rozmiarów, pełne i puste, lniane worki z ziołami, korzeniamilub startymi kłami morsa, a na półce dokładnie naprzeciwko drzwi stały na warcieczaszki psa i konia.Candamira przeszył dreszcz, gdy za przyjacielem przekroczył próg.Musiałschylić głowę, tak niskie było nadproże, i jeszcze dobrze nie zamknęły się drzwi, a jużpoczuł się jak uwięziony.Osiem osób i trzy kruki - teraz izdebka była beznadziejnie zatłoczona.Odruchowo skupili się wokół ognia i tylko Inga rozglądała się bez lęku i ciekawie.Brygida kiwnęła na nią z uznaniem.- Napełnij kociołek wodą.Inga posłusznie rozejrzała się w półmroku, wypatrzyła żeliwny kociołek średniejwielkości, wyszła przed chałupę i napełniła go śniegiem.Brygida podeszła do niskiej drewnianej skrzyni u stóp legowiska i przegoniłakruka, który przysiadł na wieku.Ten zeskoczył na podłogę, dziobnął nadąsany swojegotowarzysza, który podszedł za blisko, po czym niezgrabnie podfrunął w górę i usiadł naramieniu Brygidy Odruchowo pogładziła palcem jego czarną pierś.- Zostań ze mną, Skuld - mruknęła z czułością.Candamir zastanawiał się, jak ona je rozróżnia, i nie mógł tego pojąć.Dla niegowszystkie wyglądały tak samo: czarne, wielkie i obrzydliwe.Brygida podniosła wieko skrzyni i z miną wyrażającą coś w rodzaju głębokiegoszacunku wyjęła równo poskładaną, ziemistobrązową chustę.Wetknęła ją Jaredowi doręki.- Rozłóż.Jared podał kuzynowi Osmundowi jeden koniec chusty, rozłożyli ją, po czymrozciągnęli na podłodze.Ze środka okrągłej chusty wychodziło osiem czarnych linii.Linie te tworzyły wzór przypominający pajęczą sieć i dzieliły chustę na osiem pól równejwielkości.Na końcu jednej z linii znajdowała się runa w kształcie litery N i chustęrozłożono tak, żeby ta linia wskazywała dokładnie północ.W tym samym czasie Candamir i Siward, zgodnie ze wskazówkami Brygidy,przełożyli większość żaru z paleniska do żeliwnej, płaskiej misy, a do ognia dorzuciliświeżego drewna.Zrobiło się wyraznie cieplej.Inga zawiesiła kociołek na haku nadpaleniskiem, Brygida zaś wrzucała do wody rozmaite ingrediencje.W kociołku czasemcoś złowieszczo zaskwierczało lub zawrzało.Candamir nie spuszczał staruchy z oka,starając się przeniknąć, co ona tam warzy, czy nie dodaje, aby czegoś obrzydliwego, jakoczy ropuchy albo kurza krew.Zobaczył jednak, że w kociołku znikają różne proszki icoś wyglądającego na suszone grzybyPrzygotowanie napoju nie trwało długo.Na koniec Brygida przelała zawartośćkociołka do wielkiego kubka.- Zajmijcie swoje miejsca - zarządziła.Osmund ukląkł na skraju chusty dokładnie w miejscu, gdzie znajdowała się runawskazująca północ.Inni poszli za jego przykładem.Siward przyszedł ostatni i postawiłmisę z żarem na środku chusty, gdzie linie się spotykały.Brygida uklękła nad żarem ztwarzą zwróconą ku północy, z zamkniętymi oczyma podniosła kubek i poprosiła bogówo wsparcie i przewodnictwo.Potem wypiła łyk i wręczyła kubek Osmundowi.Ten,pociągnąwszy porządnie, chciał go dać Candamirowi, ale stara go powstrzymała:- Jesteś niepoprawny, głupcze.W odwrotnym kierunku! Chcesz na naswszystkich sprowadzić zgubę?Struchlały Osmund otworzył oczy, przeprosił niewyraznym gestem i wręczyłkubek młodziutkiej Indze.Powoli napój obiegł wszystkich.Candamir, który klęczał przylinii zachodniej, był ostatni w kolejności.- Musisz opróżnić kubek - objaśniła Brygida.- Oczywiście - mruknął zgryzliwie i zaczął pić.Wywar był gorący, smakowałgoryczą i ziemią, ale nie było w nim nic nieprzyjemnego.Dwa spore łyki dopełniłyrytuału.Ostrożnie odwrócił kubek i postawił go obok siebie do góry dnem, poza świętymkołem świata, który symbolizowała chusta.Ogień na palenisku spokojnie trzeszczał, żarw misie powoli syczał, było bardzo cicho.Kiedy kruk na ramieniu Brygidyniespodziewanie zakrakał, wszyscy się wzdrygnęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]