[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie masz się czym martwić.Wyraznie dałaś mu do zrozumienia, żepozostajecie przyjaciółmi.Ale jeśli bardzo nie chcesz zostać z nim sam na sam,podrzucę ci jakąś dobrą wymówkę.- Nie trzeba, chcę z nim wyjść.Tylko nigdy wcześniej tego nie robiłam i poprostu nie wiem, czego mogę się spodziewać.To nie to samo co wychodzenie ztobą.- Wyobraz więc sobie, że to dokładnie to samo.- Uśmiechnęła sięzachęcająco.- Szczegóły - powtórzyła jeszcze i ruszyła w kierunku schodów.Evan siedział już w sali od angielskiego.Wślizgnęłam się do środka i zajęłammiejsce obok niego.- Cześć - powiedział, zaciskając drżące usta, żeby tylko się nie zaśmiać.- Cześć - odpowiedziałam, nie patrząc na niego.- To jak? Zrywamy się wcześniej ze szkoły? - zapytał.Moje serce przestało bić, a przez głowę przebiegło milion wymówek, żebyjednak tego nie robić.- Jasne.- Usłyszałam swój własny głos i rzuciłam Evanowi przelotnespojrzenie.Ogarnęła mnie panika.Nigdy wcześniej nie złamałam żadnych reguł.Zaczęłam grzebać w zeszycie i wyciągnęłam z niego odrobioną pracę domowądo oddania.Kątem oka dostrzegłam, że Evan się uśmiecha, ale nawet nieoderwałam wzroku od swoich notatek.- Coś małomówna dzisiaj jesteś - zauważył, kiedy już po dzwonku na przerwęszykowaliśmy się do wyjścia z sali.- Myślę o czekających nas sprawdzianach - skłamałam, bo wcale nie przerażałymnie nadchodzące testy z trygonometrii czy anatomii.Powtórzyłam całymateriał i czułam, że mam wszystko w jednym palcu.Dlaczego brakowało mi tejpewności w innych sprawach?- Jakoś nie wierzę, żeby sprawdziany cię niepokoiły.Znał mnie lepiej, niż przypuszczałam.- Wiesz, było tyle do nauki.Ciebie to nie stresuje? - zapytałam, chcącodwrócić od siebie uwagę.- Dlaczego miałbym się tym denerwować? Uczyłem się.Zrobiłem, co trzeba.Zwietnie, był tak samo pewny siebie w kwestiach dotyczących szkoły jak wewszystkim innym.- Widzimy się na trygonometrii - dodał i wyszedł na korytarz.Ja tymczasem skierowałam się ku schodom.Chemia, historia i dwasprawdziany zaprzątały moją głowę na tyle, że przestałam obsesyjnie myśleć odrugiej części dnia i spotkaniu sam na sam z Evanem.Przynajmniej do czasu, ażstanie się to nieuniknione.- Jak leci? - zapytał po skończonej lekcji anatomii.- Chyba wiedziałam, co piszę - przyznałam.- A ty?- Jakoś poszło - odparł, wzruszając ramionami.Zauważyłam, że zamiast udaćsię w drugą stronę, zmierzaw tym samym kierunku co ja.- Dokąd idziesz?- Do twojej szafki - odparł rzeczowo.- Po co? - spytałam, nie rozumiejąc, co ma na myśli.- No co? Nie chcesz iść ze mną na obiad? - zapytał urażonym tonem.Tymrazem nie dałam zbić się z tropu.Zbyt dobrze znałam jego zagrywki.- Nigdy nie jedliśmy razem obiadu - odparowałam.- Kiedyś musi być ten pierwszy raz.Sary nie ma, poszła do Jill, więcpomyślałem, że możemy dotrzymać sobie towarzystwa.- No tak - przypomniałam sobie.- Ale ja właściwie nie jestem bardzo głodna.Wezmę tylko jakąś przekąskę i idę do pracowni plastycznej.- Wolisz być sama?- Wszystko mi jedno.Rób, co chcesz - powiedziałam obojętnie i wzruszyłamramionami.- To niemożliwe - odparł.Zmrużyłam oczy, próbując wyczytać ukryte między wierszami intencje.- Jeśli przyjdę z jedzeniem do sali plastycznej, zignorujesz mnie? - zapytał,zanim zdążyłam poprosić o wyjaśnienie poprzedniego stwierdzenia.- Bez obaw - rzuciłam.Jak ja przeżyję z nim całe popołudnie? Może jednakpowinnam coś wymyślić i zostać w szkole? Serce znowu waliło mi jak oszalałe.Jesteśmy tylko przyjaciółmi.Przekonywałam samą siebie, że właśnie tego chcę.Włożyłam książki do szarki, Evan zrobił to samo ze swoimi.Z tą tylkoróżnicą, że położył je tuż obok moich.Zdumiona jego gestem otworzyłam usta.- Co? - bronił się.- Przecież wychodzimy razem po plastyce.Zabiorę je,obiecuję.Bez słowa poszliśmy do stołówki.- Wiesz, jakie krążą ostatnio plotki? %7łe ze sobą chodzimy - powiedział cicho,zanim przekroczyliśmy próg.Zatrzymałam się i spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczyma, krzyżującręce na piersiach.- To tylko plotki! - dodał z wkurzającym uśmieszkiem, unosząc dłonie kugórze.- Nadal chcesz, żebym z tobą dzisiaj wyszła? - wypaliłam.- No pewnie - odparł ochoczo.- To nie mów mi więcej takich rzeczy.I zapamiętaj: nie mam zamiaru słuchaćtego, co ludzie o mnie myślą.- Nie wiedziałem, że w naszej przyjazni obowiązują jakieś reguły - skwitowałz uśmiechem.- Bądz pewien, że ci je przypomnę, gdybyś którejś nie przestrzegał.Trzymajsię zasad! - Starałam się brzmieć surowo, Evan jednak nie przestawał się śmiać.Odwróciłam się zirytowana i z impetem weszłam do stołówki.- Dla wszystkich przyjaciół jesteś taka? - dociekał, nie przestając chichotać.- Moją jedyną przyjaciółką jest Sara, która wie, jak się zachować, i niepotrzebuje żadnych lekcji.- Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem, żebyw końcu zaczął traktować mnie poważnie.Niewiele to jednak dało, wciążbowiem wydawał się bardziej rozbawiony niż przejęty.- Tylko batonik zbożowy i jabłko? - Wskazał ruchem głowy na moją tacę zjedzeniem.- Mówiłam przecież, że nie jestem głodna.Poza tym za kilka godzin mamychyba zjeść coś razem?- Tak, ale ty uprawiasz sport, wieczorem masz mecz.Potrzebujesz więcejenergii - tym razem w jego głosie pobrzmiewała troska.- Dobra - poddałam się i wzięłam banana.Evan popatrzył na mnie z dezaprobatą, kręcąc przy tym głową.- O wiele lepiej - skomentował ironicznie.Odeszłam bez słowa.Dogoni mnie, jak już coś sobie wybierze.Kiedy weszliśmy do pracowni plastycznej, Evan usiadł na krześle obok mnie izaczął jeść swój obiad.Ja tymczasem zabrałam się za kończenie pracyskładającej się na razie z kilku pasów w różnych odcieniach zieleni rzuconychna dolną część białego płótna.Ze sztalugi zdjęłam obraz przedstawiającywczesno-jesienne liście i położyłam na stole obok.- Tak ciężko ci mnie polubić?Z początku myślałam, że kpi sobie ze mnie, ale kiedy odwróciłam się w jegostronę, dostrzegłam, że niecierpliwie wyczekuje odpowiedzi.- Nie, nie jest mi ciężko - zapewniłam.- Ja cię po prostu nie rozumiem.Albomówisz rzeczy, które nie mają sensu, albo takie, które mogą znaczyć zupełniecoś innego.Nie chcę tylko, żebyś posunął się za daleko.To wszystko.-Odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam wyciskać na paletę różne odcieniezielonej farby.- Ale chyba się nie posunąłem? - zapytał ze znaczącym uśmieszkiem, którywypełzł na jego twarz.Przewróciłam oczami.- Nie, bo ci to utrudniam.A czerpanie radości z mojego poczucia dyskomfortuwcale nie poprawia twojej sytuacji - rzuciłam w jego stronę, błyskając oczyma.- Przykro mi - powiedział z fałszywym uśmiechem.- Mam nadzieję - obruszyłam się i wróciłam do mieszania kolorów, któreprzenosiłam na płótno w postaci plam i pasów.Skupiłam się na malowaniu.Evan siedział za mną, milczał i obserwował moje ruchy.Krępowała mnie jegoobecność, ale nie mogłam wymyślić niczego, co rozładowałoby tę niezręcznąsytuację.Postanowiłam się nie odwracać.- Chyba pójdę na zewnątrz popracować nad swoim projektem - oznajmił wkońcu.- Spotkamy się pózniej przy szańcach.- Dobrze - odpowiedziałam, nawet nie podnosząc wzroku.Jak tylko wyszedł z sali, odłożyłam pędzel i odetchnęłam głęboko.Wchodziłw moje życie coraz natarczywiej, a stosowane przeze mnie środki obrony, kujego wielkiej uciesze, okazywały się nieskuteczne.Podjęłam decyzję, żepozostaniemy tylko przyjaciółmi.Przynajmniej z tym sobie poradziłam.Do tejpory żałośnie przegrywałam, i to na całej linii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]