[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Potemsiadaliśmy w ogrodzie, a ja, tak jak teraz, przynosiłem ulgę twoim stopom.Nie tylko stopom.Pozwalał sobie też na inne rzeczy poza masażem nóg.Rzeczy, na które szanujące się damy nie wyrażają zazwyczaj zgody.Ale Sophiebyła wtedy młoda, zakochana i spragniona pieszczot.Nadal ich pożądała.Dotyk Granta budził mrowienie na jej skórze.Spojrzała na nogę osłoniętą dołem sukni.Gdyby tak Grant wsunął pod nią rękę.Gdyby tak powiódł nią po łydce i wyżej, aż do podwiązki.- Dzisiaj jednak nie tańczyliśmy - oświadczyła roztrzęsionym głosem.- Aty nie jesteś już moim narzeczonym.Po tych słowach uwolniła wreszcie stopę i odstawiła na podłogę.Grantjednak pochwycił drugą i ją także oswobodził z pantofelka.- Nie ruszaj się - rozkazał.- Nie mogę cię masować, kiedy się takwiercisz.- Bo nie powinieneś tego robić, Grant.Poza tym nie umiem poważnie ztobą rozmawiać, gdy trzymasz w rękach moją nogę.Twarz mu pojaśniała.- Ja też nie.Porozmawiajmy zatem o czymś mniej poważnym.Może naprzykład o twojej stopie.- O mojej stopie?135R S- Masz piękne stopy.Drobne i delikatne, jak cała ty.Podoba mi sięzwłaszcza, jak zaginasz palce, kiedy drapię cię w to miejsce.- Dotknął stopy tużpod palcami, na co Sophie zareagowała dokładnie tak, jak przewidział.Znał ją doskonale.Ona zaś przy każdym pociągnięciu jego zręcznychpalców coraz bardziej miękła.Gdzieś w głębi czuła rosnące napięcie, tyle żezupełnie innego rodzaju niż przed chwilą.Jej siła woli pod wpływem pieszczotsłabła.Domyślała się, że Grant próbuje ją uwieść.i chciała tego.Zmieszana, usunęła stopę i postawiła ją na miękkim dywanie.- Wystarczy już tego - powiedziała stanowczo.- Nie będę bawiła się ztobą w te gierki, Grant.Nie zdołasz mnie omamić.- Właśnie widzę.Mimo tych słów, nie sprawiał wrażenia przejętego.- Nic nie widzisz - zaprzeczyła gwałtownie.- Nadal jesteś zły, żewybrałam Roberta, a nie ciebie.Ale nie zamierzam być lekarstwem na twojązranioną dumę.Jeśli po to się tu zakradłeś, równie dobrze możesz wyjść.Mężczyzna zmrużył oczy, jakby nad czymś się zastanawiał.Oparł łokciena kolanach i pochylił się do niej.- Rzeczywiście cię pragnę, Sophie.Nie będę się tego wypierał.Ale jestemtu z zupełnie innego powodu.Rzeczywiście cię pragnę.Nie miał pojęcia, co znaczą dla niej te słowa.Tak tęskniła za męską adoracją.- Słucham więc - ponagliła.- Wyłuszcz wreszcie swoją sprawę.- Niełatwo mi o niej mówić.- Na litość boską, Grant.Bądz po prostu szczery.- To będzie raczej bezceremonialne.- Skupił na niej przebiegłespojrzenie.- Doszły mnie niesmaczne plotki na temat Roberta.Podobno wolałsypiać z mężczyznami niż z własną żoną.136R SSophie zamarła.Buzujące w niej pożądanie rozwiało się pod ciężaremszoku.Siedziała sztywno wyprostowana, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.Dobry Boże, a więc Grant zna prawdę.Skąd?Ktoś musiał mu o tym powiedzieć.Ktoś wyjawił mu tajemnicę, którejRobert tak bardzo strzegł.Ale kto?A może tylko zgaduje? Robert był przekonany, że nikt niczego się niedomyśla.Tylko że Grant mógł coś zauważyć, a teraz próbuje wyciągnąć z niejpotwierdzenie swoich przypuszczeń.Walcząc z całych sił o to, by jej twarz niczego nie wyrażała, roześmiałasię chłodno.- Nie opowiadaj bzdur.Odkąd to dajesz wiarę podłym plotkom?- Chcę znać prawdę, Sophie.Jeśli obawiasz się, że potępię Roberta,możesz spokojnie.- Nie obawiam się, bo nie ma czego potępiać.Twoi donosiciele się mylą.Całkowicie.- Podniosła się sztywno z sofy.- Wyjaśniliśmy tę sprawę, możesz więc już sobie pójść.Zerwawszy się na nogi, Grant objął ciepłymi palcami jej zziębniętą dłoń.- Nie dziwię się, że ukrywasz prawdę - powiedział łagodnie.- W gruncie rzeczy, szanuję cię za to, że chcesz chronić dobre imię męża.Ale musi być ci z tym ciężko.Współczucie w jego głosie niemal ją rozbroiło.Czuła, że chłód płynący zserca przenika jej ciało aż do kości.Gdyby Grant znał całą prawdę.Ale on nie ma najmniejszego pojęcia, ile czasu spędziła w swojej sypialni,rozpaczając, że to wszystko przez nią, że gdyby tylko była bardziej zręczna,ładniejsza, bardziej kochająca, potrafiłaby rozbudzić w mężu pożądanie.Robertczęsto sypiał z nią w jednym łóżku, kiedy była w ciąży.Jednak tylko się do niejprzytulał, tłumacząc się, że nie szuka intymnego kontaktu, bo nie chce zrobićkrzywdy dziecku.Była mu wdzięczna za troskę i czułość, tym bardziej że jejserce potrzebowało czasu na uleczenie się z ran.Niemniej widząc, że mąż nadal137R Sjej unika, pomimo że już urodziła, sama do niego poszła.Potrzebowała znalezćsię w objęciach mężczyzny, potrzebowała czuć, że jest kochana i pożądana.Wszelako jej oczekiwania spełzły na niczym.- Mylisz się - odezwała się lekko zduszonym głosem, mimo że starała się,by brzmiał naturalnie.- Robert był dobrym mężem i wspaniałym ojcem.Niepozwolę, żebyś go zniesławiał.Grant przeniósł dłonie na jej ramiona.- Nie mam zamiaru plamić jego pamięci.Nie zdradziłbym nigdy jegotajemnicy.Nie zapominaj, że był moim przyjacielem.- Doprawdy? To dlaczego do niego nie pisałeś? - spytała z wyrzutem,próbując powstrzymać rozmówcę przed dalszymi kłopotliwymi pytaniami.-Zanim opuściłeś Anglię, Robert błagał cię o wybaczenie.Prosił, abyś niedopuścił, by fakt, że się ze mną ożenił, zniszczył waszą przyjazń.Ty jednak wodpowiedzi uderzyłeś go, po czym uciekłeś i przez lata się do niego nieodzywałeś.Grant, zacisnąwszy zęby, odwrócił oczy do okna.Zaraz jednak powróciłwzrokiem do Sophie.Widać było, że niczego w tej chwili nie udaje.- Nie mogłem do niego pisać - wyznał ponurym szeptem.- Bo był twoimmężem, Sophie.Mężem kobiety, której pożądałem ponad wszystko na świecie.Ryzykował, czyniąc to wyznanie.Sophie mogła go użyć jako broniprzeciwko niemu.Musiał jednak wytrącić ją jakimś sposobem z równowagi,zmusić, by porzuciła tę chłodną wyniosłość.Poza tym sądził, że będzie bardziejskłonna do ujawnienia swoich sekretów, jeśli i on ujawni swoje.Zobaczył, że spuściła powieki, jakby pragnęła ukryć przed nim wzrok imyśli.Nie miał pojęcia, czy mu uwierzyła.Ale pragnął, by tak było.Jej lekkorozchylone usta aż się prosiły o pocałunek.Tak bardzo pragnął to uczynić.Takbardzo pragnął wziąć ją w ramiona i zanieść do łóżka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]