[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie dowiem się w ten sposób, kto może mu pomóc - rozważała nagłos, znowu podnosząc durszlak.Miał świeżą skazę w miejscu, w którym emaliaRLTzetknęła się z ostrą krawędzią blatu.Odruchowo potarła kciukiem odsłoniętykawałek metalu.- Przecież to odpowiada tylko tak" i nie".Przez chwilę zadumała się nad różnymi możliwościami.Ponownie rozwarłanożyczki, ostrożnie ustawiła durszlak i cofnęła rękę.Z każdą próbą ból się nasi-lał.Doszła do wniosku, że powinna rozważnie dobierać pytania, bo wkrótce bę-dzie musiała zrezygnować z następnych, po prostu już nie wytrzyma bólu.I nagle w jej świadomości pojawiło się pytanie, które należało zadać.Byłaabsolutnie pewna, że jest właściwe.- Czy to ja mogę mu pomóc? - spytała, choć by to wykrztusić, musiała wy-korzystać ostatnie rezerwy mocy.Skrzywiła się i odchyliła głowę do tyłu, jaknajdalej od wyciągniętej ręki, gdy ze środka durszlaka posypał się świeży deszcziskier.To coś rozrywało już nie tylko jej ramię, przeniosło się też na mięśnieklatki piersiowej i pleców.Connie uświadomiła sobie, że skowyczy przenikliwie,a durszlak oderwał się od ostrzy nożyczek, trafił w najwyższą kuchenną półkę ipikującym lotem uderzył w podłogę, na której znieruchomiał, nie odbiwszy sięani razu.W tej samej chwili, w której skończył się jego lot, ból ustąpił.Connie ode-tchnęła głośno, wypuszczając powietrze przez otwarte usta.Przełożyła nożyczkido drugiej ręki i sprawdziła, czy stawy w jej palcach wciąż działają.Uznała, żejest w stanie znieść już tylko jedno, ostatnie pytanie.Musiała więc dokonać stra-tegicznego wyboru.Zastanawiała się tylko chwilę, wiedziała przecież, o co trze-ba zapytać.Lekko drżącą ręką ujęła otwarte nożyczki i umieściła durszlak między jegoostrzami, a wolną rękę schowała za plecami i zacisnęła palce w pięść.Paznokciewbiła w dłoń, licząc na to, że w ten sposób odwróci uwagę od bólu, który miałnastąpić.Usłyszała ciche skomlenie zza lodowni.RLT- Już prawie po wszystkim, Ario - szepnęła.- Wytrzymamy, prawda? - Głę-boko odetchnęła i powiedziała: - Prawda!Znów się wyprostowała i zapytała głębokim głosem:- Czy rozwiązanie kryje się w księdze zaklęć Deliverance Dane?Gdy tylko wypowiedziała te słowa, chłodny blask wydobył się z samegośrodka metalowej powierzchni durszlaka, rozlewając się niczym ciasto na chleb,które zanadto wyrosło.Wokół Connie trwała prawdziwa kanonada, iskry bom-bardowały wszystkie kuchenne sprzęty, biły ją po twarzy i piersiach, po ramio-nach i nogach.Miała wrażenie, że całą jej rękę wypełnia gorący, stopiony metal,który spływa lewą stroną ciała przez nogę po końce palców u stóp.Zacisnęłausta, żeby oddychać tylko przez nos, paznokcie wolnej ręki wpijała w dłoń z takąsiłą, że czuła krew zbierającą się w stawach palców.Durszlak zagrzechotał o podłogę, a nożyczki otworzyły się z taką siłą, żewyrwawszy jej się z dłoni, koziołkując z impetem, przeleciały przez pomiesz-czenie i z głuchym łoskotem wbiły się na dwa cale w drewnianą framugę drzwi zsiatką.Tymczasem durszlak zerwał się i trzasnął o róg wiszącej szafki, przypła-cając to sporym wgnieceniem.Potem odbił się i doleciał do przeciwległej ściany,zmiótł kilka słoików z półki, aż wreszcie spadł na podłogę, gdzie wbił się na półcala w linoleum.Connie zgięła się wpół i z twarzą zlaną potem oparła dłonie na kolanach,podczas gdy ostatnie niebieskawe iskry nikły w brzuchu leżącego na podłodzedurszlaka.Z całej siły zacisnęła powieki, a potem otworzyła oczy i wyprostowałasię powoli.Z wąziutkiej szpary za lodownią spojrzało na nią brązowe oko imrugnęło.- Już w porządku, Ario.- Skierowała te słowa do wyłaniającego się pyska.-Teraz wiem, co muszę zrobić.RLTROZDZIAA DWUDZIESTYCambridge, Massachusettskoniec sierpnia1991 rokuStrażnik ledwie raczył spojrzeć na Connie, gdy błysnęła mu przed nosemzafoliowaną legitymacją.Stopy miał oparte na parapecie okna budki przy meta-lowej bramce.Skinął głową i znudzonym ruchem uruchomił brzęczyk, nie odry-wając oczu od krzyżówki, którą właśnie rozwiązywał.W ozdobnej marmurowejgrocie, tworzącej wejście do Biblioteki Widenera, panował senny bezruch póz-nego lata.Connie schowała legitymację do kieszeni szortów i skierowała się doczytelni.Klekot klapek uderzających o pięty niósł się echem, potęgując wrażeniejej małości i akcentując każdy krok przybliżający ją do stanowisk komputero-wych.Czekał tam na nią rząd przygnębiająco zielonych ekranów z migającymiżółtymi kursorami, oznaczającymi gotowość do pracy.Spróbowała wyszukaćkilka haseł, takich jak almanach", Deliverance Dane" i przepisy lecznicze"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]