[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- We właściwym czasie?- Zapewne zauważyłaś, iż nie czuje się najlepiej.Nie mówi o tym, ale ostatniej jesieni odwiedziła wielu lekarzy.Właśnie dlatego.- Właśnie dlatego w takim pośpiechu zaaranżowała małżeństwo Juliana ze mną - dokończyła.- Czy to ma jakieś znaczenie?- Nie.Nie do zniesienia jest raczej obecna sytuacja.Trzeba to przerwać.Trzeba! Słyszysz?- Słyszę, tak samo jak będą słyszeć wszyscy mieszkańcy tego domu, jeżeli.- Nie dbam o to! Czy ty nie rozumiesz? Jestem cudzołożnicą! Może nic to nie znaczy dla ciebie i twojej zamężnejmetresy, ale w moim przypadku jest inaczej!- Mojej.jak to powiedziałaś? - Zciągnął brwi i zmarszczył czoło.Zignorowała jego gniewne pytanie, starając się wyrazić w słowach splątane myśli.- Możesz mówić, co ci się podoba, ale nikt, nikt nie zmuszał cię, byś.byś przyszedł do mojego łóżka.Przyszedłeś z własnej woli, bez chwili namysłu nad tym, co ja będę potem czuła.Przyszedłeś, żeby zaspokoićswoją żądzę, podrzucić Julianowi bękarta za pomocą prymitywnego podstępu.- To nie tak!- Jakże jeszcze możesz temu przeczyć?- Julian wiedział - wyjaśnił bez ogródek.Spodziewała się tego, tylko że była to kolejna potwarz, której nie chciała zaakceptować.- Zatem miałeś przyzwolenie mojego męża.Ale dlaczego nie zapytałeś mnie o zgodę? Ja nie miałam nic dopowiedzenia?Długą chwilę wpatrywał się w nią, wziął głęboki oddech, po czym wolno wypuścił powietrze.Oderwał się oddrzwi i ruszył w jej kierunku.- Jesteś zdenerwowana, rozumiem to.Lepiej będzie, jeśli porozmawiamy przy innej okazji, gdy się uspokoisz.Cofnęła się kilka kroków i odetchnęła, gdy jednak zatrzymał się w pewnej odległości od niej.- Nie.nie ma o czym rozmawiać.Chcę, abyś zaręczył mi słowem, że już nigdy nie przyjdziesz.Nie chcę odciebie niczego więcej.- Amelio, bądz rozsądna.- Zrobił w jej kierunku kolejny krok.- Daj słowo! - krzyknęła odskakując.Zwiatło lampy przemieniło jego twarz w maskę z brązu i zakołysało się w granatowym mroku jego oczu.Mimoże zaślepiała ją wściekłość, była całkowicie świadoma magnetycznej siły, jaką Robert miał w sobie.To nie strachprzed nim kazał jej się wycofać, ale obawa o siebie, lęk, że okaże się zbyt słaba, że kiedy zapyta, czy może zostać,nie będzie w stanie mu odmówić.- Amelio? - wypowiedział jej imię tonem łagodnej prośby.- Wyjdz! Wyjdz stąd!Podniósł głowę i zmrużył oczy.- Odchodzę, ponieważ nie chcę mieć świadków tego, co nas wiąże.Ale porozmawiamy jeszcze, Amelio.Jedynietyle ci obiecuję i nic ponadto.Więcej nie mogę.Odwrócił się i spokojnie podszedł do zewnętrznych drzwi.Po chwili zamknęły się za nim cicho.* * *Amelia cieszyła się, że położyła kres tym potajemnym wizytom.Każda z nich była niczym innym jak tylkopozbawionym uczucia miłości albo małżeńskiego przywiązania, zwierzęcym obłapianiem się w ciemności.W58żaden sposób nie mogła pozwolić, by to trwało.To nie było w porządku, że jej zmysłowa wrażliwość, pobudzonado życia w sposób nadzwyczaj delikatny i pełny, sprawiała jej teraz tyle udręki.Dlatego daleka była ododczuwania triumfu.Za dnia była silna i mogła z lekkim sercem pogardzać Robertem Farnumem.Dopiero przy księżycowym świetlenocy przewracała się niespokojnie z boku na bok i wtulała twarz w poduszkę, oddana na pastwę nie spełnionychpragnień, o których nawet nie śniła, zanim zaczął ją odwiedzać.Nocą pożądała go, nocą pamiętała jedynie, jakekscytująco jej dotykał, jak delikatnie brał w posiadanie.Najbardziej jednak dręczyło ją wspomnienie wyrazuosamotnienia w jego oczach, gdy kazała mu odejść.Minął tydzień, zaczął się drugi, a oni nadal nie zamienili ze sobą słowa mimo pewnych prób ze strony Roberta,który bywał często w Belle Grove.Od czasu wyjazdu Jerzego Chloe trzymała się ciągle w pobliżu, aniepohamowana ciekawość dziewczyny i taki sam język uniemożliwiały mu jakiekolwiek próby nawiązaniadyskretnej rozmowy z Amelią.A jeśli nawet Chloe zniknęła gdzieś na moment, zamiast niej zawsze była paniDeclouet.Gdyby sprawa nie wyszła na jaw, Amelii nigdy nie przyszłoby do głowy, że starsza pani mogła pokierowaćRobertem.Kiedy pani Declouet była w pokoju, nie dał poznać ani słowem, ani czynem, że z żoną kuzyna łączą gowięzi wykraczające poza związek powinowactwa.Wydawało się, jakby takim postępowaniem starał się osłonićciotkę.Ten motyw Amelia doskonale rozumiała.W tych dniach matka Juliana sprawiała wrażenie bardziejdelikatnej, jakby bezbronnej.Na jej twarzy częściej malował się wyraz niepokoju, a oczy gasły przyćmionecierpieniem, gdy spoglądała na syna.Wiele godzin spędzała na modlitwach przy swoim klęczniku, kiedy zaś niebyła tym zajęta, często siedziała nieruchomo ze wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]