[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jej kolanach leżały trzyteleskopowo rozsuwane nóżki statywu, połyskujące w słońcu, które wyjrzałozza horyzontu.Greer rozkoszowała się tą długą poranną jazdą na stanowisko w terenie irozsmakowywała w przewidywaniach, do czego, jak wiedziała, Thomas niebyłby zdolny.Tak się skoncentrował na uzyskiwaniu odpowiedzi, żedociekanie zaczęło mu ciążyć.Lecz Greer nadal nie pojmowała, jakimwłaściwie sposobem przestał dostrzegać proces naukowy, dlaczego człowiek, który kiedyś stawiał sobie tak wysokie wymagania, poszedł na największesieroty.Próbowała się skupić na kraj obrazie.W miarę jak niebo powoli sięrozjaśniało, poszarpane cienie okazywały się skałami i drogowskazami.Obsydianowe morze przybrało barwę niebieską.Zanim dwie mile za miastemskręcili w głąb lądu, słońce wyznaczyło długi, roziskrzony szlak napowierzchni oceanu.- Rano Aroi - wykrzyknął Ramon i wskazał przed siebie.To były pierwszesłowa, jakie wymienili od godziny.Ciemność miała w sobie coś, co sprawiało,że milczenie wydawało się rzeczą naturalną.- Cudowne - powiedziała Greer.- Magnifico.Ramon zatrzymał konia iwpatrzył się w krater.- Si, magnifico.W oddali Greer widziała krater, wzniesiony nad trawiastym stolcem -knykieć ziemi.%7ładne drzewa ani krzewy nie przesłaniały widoku.Podpasemkami porannej chmury tylko krater majaczył przed nią: jej pierwszestanowisko w terenie.Zcieżka zginęła na porośniętej trawą równinie, usłanej skałamiwulkanicznymi, toteż konie szły ostrożnie.Tuż po wpół do ósmej spętali je przy wychodni, a odwiązany próbnik istatyw wciągnęli na krawędz krateru.Greer oblała się potem, kiedy taszczyłaplecak i nóżki statywu.Cały ten sprzęt, włącznie z nimi i próbnikiem,zaprojektowany przez mężczyzn dla mężczyzn, wymagał siły fizycznej odludzi, którzy go transportowali i którzy się nim posługiwali.Nawet Ramondyszał pod jego ciężarem.Chyba był wdzięczny, kiedy mu powiedziała, pół pohiszpańsku, pół na migi, że już odsapnęła, że musi popracować sama, a onmoże robić, na co ma ochotę.Po prostu pomoc osoby niewykwalifikowanejprzy pobieraniu próbek wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem.Ktoś taki bardzołatwo mógł popełnić błąd, mimo najlepszych chęci zanieczyścić próbki.Ramonwyciągnął się na spłachetku trawy, oparł głowę na ramieniu, drugą rękąpodniósł do oczu zniszczoną książkę w miękkiej oprawie.Greer wyjęła aparat i sfotografowała krater, zaledwie obejmując obiektywemjego krawędzie.Jezioro w dole było porośnięte gąszczem wysokich, grubychtrzcin - totora, jak sądziła - od dziesiątków lat używanych przez wyspiarzy dowyrobu koszy, mat i dachów.Zauważyli je pierwsi przybysze z Europy.Dziwne więc, że tylko ta roślina się pleni.Dlaczego stanowi wyjątek i masowonie wyginęła? Obfitość paproci jest zrozumiała.Natomiast trzciny nie słyną zzamiłowania do podróży.To rośliny nasienne i najlepiej pokonują wodę w upierzeniu albo w żołądkach ptaków - co jest znacznie mniej pewne niżprzenoszenie przez wiatr.Greer będzie musiała określić pokrewieństwo totora zgatunkami na pobliskich lądach; na tej podstawie da się obliczyć, jak długotrzcina rośnie na wyspie.Gdyby niedaleko znalezli się jej bliscy powinowaci,oznaczałoby to, że pojawiła się niedawno.Gdyby znalezli się jedynie dalecypowinowaci, oznaczałoby to, że zapewne rosła tu tysiące lat i rozwijała się wsamotności.Greer otworzyła notatnik, zapisała, jaki jest dzień, godzina, miejsce ipogoda, po czym zaczęła schodzić w dół.Połowę statywu wetknęła pod pachę,a teleskopowym prętem posługiwała się jak laską.Chłodna woda sięgnęła jejdo kolan.Trzciny, wznoszące się nad nią na wysokość dobrych siedmiu stóp,przypominały pola kukurydzy, po których chodziła w dzieciństwie, światgrubych zielonych łodyg i nieba.Trzciny były jednak łamliwe i z łatwościątrzaskały pod jej ciężarem.Wkrótce wydeptała w nich ścieżkę.Kiedy straciłabrzeg z oczu, przypomniała sobie opowieści o naukowcach, którzy odnosząobrażenia w trakcie pobierania próbek.Aamią sobie ręce, nie mogą wyciągnąćbutów z mokradła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl