[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zerwałam właśnie z DrewSquiresem, przez trzy tygodnie moim chłopakiem, ale nadalplanowałam iść na bal, głównie dlatego, że razem z mamą całetygodnie straciłyśmy na szukanie odpowiednich sukni i butów.Wkońcu znalazłyśmy i to, i to w małym butiku poza centrum.Mama twierdziła, że fiołkowa suknia jest dokładnie w kolorzemoich oczu.Kupiłyśmy wszystko w sobotę, a w następny piątek zmarła.Sześć dni pózniej.Naturalnie nie poszłam na bal.Ale z jakiegośwzględu postanowiłam nie oddawać sukni.Prawdę mówiąc,wisiała w głębi szafy w akademiku.- Dobrze się czujesz? - Głos Daphne wdarł się w moje myśli.-Wyglądasz, jakbyś miała się rozbeczeć.-Nie, nic mi nie jest - odparłam, odrywając się od wspomnień.Walkiria patrzyła na mnie niedowierzająco, więc poczułamkonieczność usprawiedliwienia się.180- Myślałam o mamie - powiedziałam cicho.- Wiosną, kilkadni przed śmiercią, zabrała mnie na poszukiwanie sukienki nabal.- Och! - Daphne natychmiast wychwyciła to przed śmiercią" iprzez moment nic nie mówiła.W końcu odezwała się: - Jeśli niechcesz, to ja nie.- Nie, naprawdę nic mi nie jest - zapewniłam.- Chętniepomogę ci się szykować na historyczną randkę z Carsonem.Októrej godzinie mam przyjść?Miałyśmy się spotkać z Daphne po moim dyżurze w bi-bliotece.Rozległ się dzwonek, sygnalizując koniec przerwyobiadowej, poszłyśmy więc na lekcje.Przyszło mi do głowy, żedziś po raz pierwszy od czasu przybycia do akademii niemusiałam jeść sama obiadu.Miło mieć kogoś, z kim możnausiąść i porozmawiać.Zapomniałam już, jak bardzo mi tegobrakowało.No, może nie zapomniałam.Może po prostu niechciałam pamiętać, żeby nie odczuwać aż tak boleśniesamotności.Niestety, mój dobry nastrój nie był zarazliwy, szczególnie jeślichodzi o profesorów, i reszta dnia ciągnęła się bez końca.Wreszcie po szóstej lekcji, którą była historia mityczna,zabrzmiał ostatni dzwonek.Błyskawicznie się spakowałam.Chciałam się wymknąć z kampusu i pojechać do babci, zanimbędę musiała zameldować się u pana Nickamedesa.Mimo że niebyło najmniejszych szans, aby ktoś odrabiał dziś lekcje wczytelni, to i tak musiałam odsiedzieć swoje.- Idziesz na bal, Gwen? - spytał mnie Carson, chowającksiążki do torby.181- Nie, ale pomagam Daphne się przyszykować.Będziewyglądać świetnie, specjalnie dla ciebie.Carson uśmiechnął się, a ja przyłapałam się na tym, żerównież szczerzę zęby.Może w końcu nawiązanie przyjazni niebędzie takie trudne.Wyszłam z gmachu nauk humanistycznych i ruszyłam przezdziedziniec.Dzisiaj nikt nie stał z komórką, wysyłając esemesy,ale każdy się spieszył, żeby sprawdzić, czy wszystko jest wgotowości - suknie, fraki, beczki z piwem, prezerwatywy i całareszta.Nikt nie zwracał na mnie uwagi i bez problemu udało mi siędojść do bramy.Stanąwszy przez czarnymi prętami głównejbramy, podniosłam głowę i spojrzałam na sfinksy.Profesor Metispowiedziała, że pan Nickamedes ma zamiar wzmocnić zaklęcia,żeby żaden żniwiarz nie przedostał się na kampus.Może to tylkomoja wyobraznia, ale wydawało mi się, że rysy pyska sfinksówbyły bardziej wyostrzone i grozniejsze niż poprzednio.Stworymiały zmrużone oczy, tak że zostały tylko szparki, a krawędzieszponów błyszczały w popołudniowym słońcu, jakby za ułameksekundy stwory miały oderwać się od kamienia i rzucić się natego, kto stara się koło nich przemknąć.Przez moment zastanawiałam się, czy nie wrócić, ale już kilkadni nie widziałam babci Frost.Na pewno na mnie czeka, a ja teżsię stęskniłam.Tylko ona mi została i chciałam się z niązobaczyć.Warto było zaryzykować uruchomienie alarmu.Pozatym sfinksy pewnie mnie nie zabiją - prawda?Podeszłam do bramy na palcach, wstrzymałam oddech, izaczęłam się przeciskać bokiem między prętami.I nic się nie stało.182%7ładen alarm się nie włączył, sfinksy nie zeskoczyły, żebymnie rozerwać na strzępy - jeśli w ogóle mogły to zrobić.Najwyrazniej pan Nickamedes wzmocnił tylko zaklęcia, któremiały odstraszyć żniwiarzy - a nie dodał nowych, które miałybypowstrzymać uczniów przed wychodzeniem.Jak każdy, uważałpewnie, że niebezpieczeństwo czai się za murem otaczającymszkołę - a nie na jej terenie.No, ale cieszyło mnie to przeoczenie.Przebiegłam ulicę i wskoczyłam do autobusu.Po dwudziestuminutach stałam na stopniach przed domem babci.Wyjęłamklucz i otworzyłam drzwi.Choć raz babcia Frost nie była zajęta klientem w drugimpokoju, tylko siedziała w kuchni z wesołymi błękitnymi ścianamii białą podłogą.- Hmmm.Co tak ładnie pachnie? - spytałam, rzucającraportówkę na stół.Babcia złapała ścierkę do naczyń, otworzyła piekarnik iwyjęła blachę pełną ciastek migdałowych.Wciągnęłam ciepłyzapach topionego masła, lepkiego ciasta i kandyzowanego cukru.Poczułam, jak ślinka mi leci i zaczyna burczeć w brzuchu.Niktnie piecze tak jak babcia Frost.Cukiernicy w Akademii Mituniejednego mogliby się od niej nauczyć.Babcia zsunęła trzy ciasteczka na talerz podała mi je razem zeszklanką zimnego mleka.Jak zwykle powiewały wokół niejkolorowe szale, a przyszyte do nich srebrne monetypobrzękiwały.Zmrużyłam oczy.- Wiedziałaś, że dziś przyjdę.Babcia uśmiechnęła się tajemniczym cygańskim uśmiechem,tym, który robił takie wrażenie na klientach.183-Nie zapominaj, że jestem jasnowidzącą, dziecinko.Czasamisię to przydaje.Szczególnie jeśli chcę upiec ciasteczka dlawnuczki.Babcia wzięła kilka ciepłych ciastek dla siebie, nalała drugąszklankę mleka i usiadłyśmy przy kuchennym stole.Początkowonie rozmawiałyśmy wiele, zbyt zajęte zapychaniem sięsłodyczami.Ale w końcu ciastka i mleko zniknęły i babciautkwiła we mnie oczy.- Czy nie macie dziś balu? - spytała.- Eleganckiego i bardzouroczystego?Zamrugałam.- Skąd wiesz? Miałaś widzenie ze mną w roli głównej?- Oczywiście, że nie.Przeczytałam o tym w biuletynieelektronicznym, które profesor Metis wysyła co tydzień.-Babciaspojrzała na mnie z ukosa.- Właściwie w tym tygodniu dostałamdwa biuletyny.Ten na temat balu, jadłospisu na cały tydzień i takdalej.Drugi był trochę poważniejszy - o zamordowaniu tejdziewczynki.Oho.Nie zamierzałam wspominać o Jasmine Ashton, alebabcia mnie przechytrzyła.Jak zwykle.Nie mam pojęcia, czy todlatego, że była jasnowidząca, czy też dlatego, że tak dobrzemnie znała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]