[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paulprzekręcił taster i silne, ale drżące światło zalało całewnętrze.Po jednej stronie spostrzegłem duże, białeskrzynie podobne do lodówek, pośród których największa,ustawiona w pozycji poziomej, o przezroczystej pokrywie,wyglądała jak wielka, monstrualna trumna.— To są chłodnie dziadka Mignona — objaśnił Paul,widząc zdumienie w moich oczach.— W tej chwilinieczynne.Przed podjęciem decyzji o podróży w kosmos,miał zamiar dać się zamrozić, również na sto lat, wsąsiedztwie swoich węży, zapewne w nadziei, że wnastępnym wieku życie ludzkie będzie można przedłużaćw nieskończoność.Jak widać, wypowiedział twardąwalkę śmierci.A oto terraria z wężami.Szklane, widmowe gabloty ciągnęły się wzdłuż pozostałychścian.Do każdej z nich przytwierdzona była metalowa tabliczkaz nazwą rezydujących wewnątrz okazów.Kilka wypełniaławoda, gdyż przebywały w nich węże morskie, w pozostałychtkwiły nieruchomo najróżnorodniejsze gatunki gadów,dusiciele-boa i pytony, pochodzące z tropików w terrarium zespecjalną instalacją podgrzewczą, potężna anakonda, aus-tralijskie węże, siejące grozę samą nazwą: tygrysy, czarne węże,tajpany i żmija-śmierć, poza tym grzechotniki, a dalej groźnicaniema, grot lancy, żararaka, władca lasu i inne.W samymśrodku zauważyłem terrarium z napisem „kobra królewska”.Zwinięty gad poruszył się pod wpływem światła i podskoczył zsykiem do góry, objawiając niezadowolenie, że został mu zakłó-cony spokój.Obok kobra azjatycka zademonstrowała kapturozdobiony wzorem z łusek, zbliżonym w kształcie do okularów.Cała ta galeria wzbudziła we mnie gwałtowną odrazę.Wydałomi się wręcz nieprawdopodobne, aby można było znajdowaćprzyjemność o obcowaniu z tymi stworzeniami.Paul Amoureux najwidoczniej to odczuł, gdyż po-wiedział z uśmiechem.— Jak widzę, kuzyn nie jest zachwycony ulubieńcaminaszego dziadka.A jednak hodowla węży stanowiła jegonajwiększą pasję.Odkąd zmarły mu trzy córki, odizolował sięprawie zupełnie od świata i oddał kultowi tych zwierząt.Podobno kilkakrotnie jeździł do indyjskiej wsi Rampur-Tikri,aby nauczyć się sztuki zaklinania pytonów i kobr oraz braćudział w tradycyjnym obrzędzie jej mieszkańców na cześć węży,połączonym ze składaniem ofiar.Ja w pewnym stopniu gorozumiem.Na przykład niesłychanie fascynuje mnie kobrakrólewska.W jej oczach jest coś niezwykłego, urzekającego,jakby tajemnica wszechbytu.Pochylił się nad terrarium i wyciągnął ręce.W migotliwymoświetleniu płynącym z niewidzialnego źródła, wysoki, czarny inieruchomy, wydał mi się nagle kapłanem jakiegośtajemniczego, niesamowitego obrzędu.Wolałem nie myśleć otym, co by się stało, gdyby w przypływie jakiejś religijnejegzaltacji otworzył zamki terrarium.Ale było to tylkozłudzenie, które trwało ułamek sekundy.— Chodźmy stąd — mruknął.— Nie jest bezpiecznie tuprzebywać.Mógłbym popaść w taki sam nałóg, jakdziadek i zakochać się w kobrze.Poczułem znaczną ulgę, kiedy wydobyliśmy się zplątaniny podziemnych korytarzy na powierzchnię.Amoureux pożegnał mnie z ukłonem przed swoimpokojem.Zapukałem do pokoju Ewy, ale widocznie nie było jej usiebie, gdyż odpowiedziała mi cisza.Za to na moimłóżku, na wzburzonej aksamitnej kapie, leżała Yvette i zzapałem obgryzała paznokcie.— Co ty tu robisz? — zapytałem ze zniecierpliwie niem.— Czyżbyś zamierzała ze mną zamieszkać?— Nie pleć — warknęła.— Przyszłam, bo uważam cię zajedynego człowieka z całej tej zgrai, z którym można poludzku porozmawiać.— Widzę, że nie jesteś zbyt wysokiego mniemania oswoich krewnych — powiedziałem, sadowiąc się zrezygnacją w fotelu, gdyż czułem, że prędko jej się niepozbędę.— Nie wiem, co takiego masz im do zarzucenia.Na przykład, twoja babka Eliza — to urocza starsza panize staroświeckim wdziękiem w obejściu, którego już dziśsię nie spotyka.Warkoczyki na głowie Yvette stanęły nagle dęba, a onasama sturlała się z łóżka na podłogę.— Nie ma gorszej od niej wiedźmy! — wrzasnęła.—Wiesz, ilu ona miała mężów? Pięciu! Samych adwoka -tów! Wszyscy umarli na zawał serca, bo ich zadręczyła,żeby odziedziczyć po każdym majątek.Z jednym z nichmiała mojego ojca Yvesa, ale podrzuciła go swojejteściowej na wychowanie.Był to straszny cherlak, choryna płuca.Ożenił się też z gruźliczką i oboje szybkowykitowali, pozostawiając mnie i Alaina, kiedy byliśmyzupełnie małymi dziećmi.Wtedy babka umieściła nas udziadka Mignona, który bał się kompromitacji, jakąwywołałby fakt, że jego bliscy krewni zdechli z głodu naulicy.— Przedstawiasz to bardzo obrazowo, ale czy mocnonie przesadzasz? Przecież sama przed chwilą twierdziłaś,że babka dziedziczyła po swoich mężach.Nie musiaławięc być biedna.— Co z tego, kiedy stale zgrywała się w ruletkę.Wszystko przeputała w Monte Carlo.A potem zarzucałasidła na nową ofiarę.Teraz usiłuje omotać mecenasaLoyala, który parę lat temu owdowiał.Czy zauważyłeśjak przewraca do niego oczami, aż się mdło robi?— Ile właściwie twoja babka ma lat?— Osiemdziesiąt z okładem, ale stale robi sobieoperacje kosmetyczne, żeby się odmłodzić.Za uszami,pod peruką, ma kupę różnych blizn.Raz mało mnie niezabiła, kiedy ją podejrzałam rano przy robieniu toalety.Wyobrażam sobie, jak dzisiaj się wścieka.Cały czas miałapewność, że jako najbliższa krewna dziadka będzie głównaspadkobierczynią, tylko się trochę bała, żeby jej stary Charlesnie popsuł szyków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]