[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Założę się, że to było właśnie to, Won't.Stawiam pikle przeciwko obarzankom, że tonie było nic innego.To tylko parszywi zasrani faszyści robili sobie z nas jaja.Chcą, żebyśmyskruszeli przed egzekucją.Za pięć dziesiąta zjeżdżam na tyłku pod most, a Miller drapie się na górę.Znieg padacoraz gęściej.Chłopcy pytają mnie o hasło dokładnie w tym miejscu, gdzie kazałem.Gordonidzie do pałacu, starając się nie ślizgać na pokrytym śniegiem igliwiu.Wszyscy jesteśmy lekkoskołowani.Siedzimy z Wilkinsem w milczeniu, patrząc na padający śnieg.W stałości opadającychpłatków śniegu jest coś kojącego.Może to wspomnienia z dzieciństwa, o jeżdżeniu na sankach iłyżwach.Gdzieś głęboko w środku nadal jestem dzieckiem.Co się właściwie stało? Jednegodnia miałem siedemnaście lat i chodziłem do szkoły, a teraz nagle mam dziewiętnaście i jestemtutaj.- Czy ty coś z tego kapujesz, Wont? Sądząc po głosach, było ich więcej niż nas.A jak naszaatakują? Nie mamy szans.- Nie sądzę, Matka, żeby ktoś tu chciał kogoś atakować.Chyba po prostu chcielisprawdzić, czy tu jesteśmy i ilu nas jest.Zobaczyli dym i przyszli na inspekcję - to wszystko.Chcąc odwieść Matkę od myślenia o tym, co się dzieje, namawiam go, żeby mi pomógłukładać nowe rozdania do brydża.Siedzimy jak te dwie dupy pod mostem i rozpracowujemykarty na cztery ręce.Trzeba zrobić zapas rozdań dla fanatyków.Kiedy się denerwują albonudzą, grają więcej niż zwykłe.Kto wie, czy nie zaczną nawet na nowo grać w PANTRANT -zwariowaną grę w słówka, wymyśloną przez Shutzera.Liczenie punktów w tej grze stało się takskomplikowane, że ogłoszenie zwycięzcy wymaga matematycznego czarodzieja albokalkulatora Monroe'a.Wyciągam z kieszeni zapisy rozdań, które już były grane.Jest ich siedem.Najstarsze,zleżałe, ma raptem pięć dni.Może uda mi się kiedyś na nowo wcisnąć je brydżystom, ale narazie muszę mieć coś nowego.Licytację, kontrakt i wynik pierwszej rozgrywki mam zapisane,wiem też, kto grał na osi północ - południe, a kto na osi wschód - zachód.Chłopcy opisujązgrane kartoniki i opatrują je datą.Istna kwadratura koła.Jestem w tej drużynie pół dowódcą,pół księgowym.Stoimy z Matką w śniegu, oparci o ścianę fontanny, i gryzmolimy po ciemku nakawałkach kartonów po żywności.Shutzer przehandlował kiedyś niemiecki bagnet za plik karttrzy na pięć od jakiegoś pisarza sztabowego, ale karty te zużyliśmy jeszcze przed utratąregularnych talii z Morrie'em.Na tej samej transakcji Shutzer zarobił paczkę gumek aptekarskich.Dzięki nimtrzymam każde rozdanie oddzielnie, a poza tym przydają mi się do przechowywania rysunkóww rulonach.Shutzer jest drużynowym handlowcem i specem od targowania się, jak równieżnaszym koronnym propagandzistą od tematu Po co walczymy.Może go namówię, żebyzhandlował mi pistolet P38, ściągnięty z oficera SS w Metzu - najlepiej za paczkę papierumaszynowego.Azy mi się kręcą w oczach na myśl o sztywnym, białym, gładkim papierze.Przy kombinacjach karcianych z Matki wyłazi istny szatan.Matka mówi, że to jest jakpisanie kryminału: wychodzisz od jedynego prawidłowego rozwiązania, wiedząc, kto zabił ikogo, po czym rozwijasz akcję wstecz, ładując jak najwięcej fałszywych tropów i mylnychwskazówek.Ideałem rozdania jest dla Matki taki układ, w którym obu stronom wydaje się, żemają niewyjętego szlema, ale dzięki wmontowanym w tok gry pułapkom obie mają pewnągwarancję przegranej.Matka obmyśla skomplikowane manewry, a ja rozglądam się dookoła.Moja rola polegateraz właściwie na spisywaniu tego, co dyktuje Wilkins.Mógłbym dać Melowi święte słowohonoru, że proces myślenia jest mi obcy: mam absolutną pustkę w głowie.Nawet nie będącwybitnym brydżystą, widzę, że rozdania Matki mogą każdego karciarza z prawdziwegozdarzenia wpędzić w paranoję.Kto by uwierzył, że mając w garści czterdzieści punktów, wukładzie cztery - cztery, można stracić tysiąc czterysta? Chwilami nabierałem pewności, żektóryś z nich ukatrupi Wilkinsa - albo Miller, albo Shutzer, albo Gordon.Ojciec niczym sięnigdy aż tak nie emocjonuje.Mam wrażenie, że marzy tylko o dograniu robra do końca bezpopełnienia większych błędów.Tylko raz słyszałem, jak Ojciec komentuje: powiedział, żegdyby diabeł miał szansę na chwilę wejść w rolę Pana Boga, działałby dokładnie tak, jakWilkins opracowujący rozdanie brydżowe.Shutzer marnotrawi długie godziny na próbach nauczenia Mundy'ego subtelnej sztukilicytacji.Gordon i Miller podejrzewają, że Shutzer uczy Mundy'ego licytacji szyfrowanej,demoralizując naszego jedynego kandydata na świętego przez szkolenie go na szulera, czypotępieńca skazanego na przebywanie w najniższym kręgu piekła.Wilkins sam nie chce grać, twierdząc, że nigdy nie zapomina raz rozegranego rozdania,żeby minęło od niego nie wiem ile czasu i gier.Z początku śmialiśmy się z tego, ale teraz jużwiemy, że Wilkins nie buja.Brydżyści lubią, jak Wilkins z nimi gra, bo jest taki świetny, alewiadomo, że on i jego partner - nawet jeżeli tym partnerem jest Mundy albo ja - zawszewygrają za drugim razem.Matka mówi, że nic nie może na to poradzić: stara się zapomnieć,ale nie potrafi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]