[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądało na to,że Senior nie umiał pogodzić się z upływem lat.Policjant odchrząknął.Czas przejść do sprawy, w której tu przyszedł. Wiedzą państwo zapewne, że w naszej wsi potrącono we wtorek zakonnicę  zaczął. Obecnie wiemy, że najprawdopodobniej sprawca jechał samochodem terenowym.Na przykładtakim, jaki jest w państwa posiadaniu.Mam na myśli land rovera discovery należącego do panaJuniora Kojarskiego.Przeczytał numer rejestracyjny z kartki. Co pan tu insynuuje?  zapienił się Junior. Mówiłem już, że panuję nad sytuacjąz moim samochodem.Nie widzę sensu dalszej rozmowy.Róża Kojarska zerknęła w stronę męża przelotnie.Poprawiła czarne włosy kościstą dłonią.Marek Zaręba nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jej zachowanie wygląda nieco teatralnie. Niczego nie insy& insynuuję  zająknął się policjant.Junior Kojarski zaśmiał się, jakby miał do czynienia z największym imbecylemw okolicy.Marek zaczynał się irytować, mimo że na początku granie roli wiejskiego idioty gobawiło.Miał ochotę zapalić papierosa.Czuł, że to by go trochę uspokoiło.Od kilku tygodnipróbował rzucić.Był prawie u celu. Czy mógłbym obejrzeć państwa samochód, skoro jest pan pewien, że sprawca nim niejechał?  Zaręba próbował obrać profesjonalny, rzeczowy ton. To chyba nie powinien byćproblem. Czyli insynuuje pan  Senior Kojarski wypowiedział to słowo powoli, jakby chciał, żebyMarek dobrze zrozumiał  panie władzo, że to ktoś z nas przejechał zakonnicę? Mogę siędowiedzieć, w jakim celu mielibyśmy to robić? Czy mógłbym zobaczyć samochód?  zapytał Marek Zaręba jeszcze raz. Skoro sąpaństwo pewni, że to nikt stąd, dlaczego nie mogę zajrzeć do garażu? A ma pan nakaz?  odpowiedział spokojnie Senior Kojarski.Na twarzy starego malowała się pewność siebie człowieka, który poradzi sobie w każdejsytuacji. Jeżeli będzie potrzebny, to z przyjemnością go dostarczę. Marek starał się uspokoić,ale Kojarski miał nad nim zdecydowaną przewagę. Myślałem, że może zechcą państwo ze mnąnormalnie współpracować i nie będzie to potrzebne.  %7łeby kręcić się po moim garażu, będzie pan potrzebował nakazu.Na razie raczej nikt gopanu nie da  zaśmiał się Senior. %7łeby dostać taki nakaz, musiałby pan mieć na czym oprzeć teswoje podejrzenia.Na razie nie ma pan żadnych podstaw, żeby nas nachodzić.Prokurator tego niekupi. Dobrze  skapitulował młody policjant.Był zły na siebie.Daniel na pewnospodziewał się po nim znacznie więcej. Skoro odmawiają państwo pokazania mi auta, to możezechcą chociaż państwo powiedzieć mi, gdzie byli wszyscy członkowie rodziny we wtorekw godzinach rannych? Wszyscy byliśmy w domu  odezwała się pojednawczym tonem żona Juniora, Róża. Mąż przyjechał do nas z Warszawy w weekend.Czyli tydzień temu.Mamy taki zjazdrodzinny.Wkrótce jest piąta rocznica ślubu teścia z Blanką.Mieliśmy urządzić uroczystość, jazamówiłam ciasto& Dosyć  uciszył ją Junior Kojarski.Zamilkła posłusznie, ale jej wychudzona twarzprzybrała zawzięty wyraz. Jak pan widzi, każde z nas ma alibi, czy jak chce pan to nazwać.Myślę, że rozmowa już jest skończona.Proszę nie zajmować naszego czasu.Nie po to płacęniemałe podatki, żeby mnie bezczelnie nachodzono. Czy mogę jeszcze porozmawiać z panią Blanką Kojarską?  Marek miał nadzieję, żerozmowa sam na sam z żoną gospodarza da mu więcej niż dotychczasowe słowne przepychankiz resztą rodziny.Ojciec i syn spojrzeli po sobie, jakby wspólnie rozważali jego prośbę. Jest u siebie  powiedział w końcu Senior Kojarski i zaśmiał się nieprzyjemnie. %7łyczę powodzenia.Potem proszę już nas nie nachodzić.Nie życzę sobie, żeby miprzeszkadzano.Jestem człowiekiem schorowanym.Chcę mieć możliwość odpoczynku w moimazylu.Zapracowałem sobie na to przez całe życie. Zaprowadzę pana  zaproponowała Róża Kojarska.Marek Zaręba poszedł za nią na piętro.Przez całą drogę nie odezwała się ani słowem. To tutaj  rzuciła tylko, kiedy dotarli na miejsce, i oddaliła się pospiesznie.Policjantpatrzył za nią ze zdziwieniem.Westchnął zrezygnowany.Sądził, że Blanka okaże się bardziej rozmowna.Miał już kiedyśokazję się o tym przekonać.Westchnął znowu.Być może to był błąd i nie powinien tuprzychodzić.Może powinien był wspomnieć Danielowi, co łączyło go kiedyś z Blanką& Alewtedy Podgórski wysłałby do Kojarskich Pawła albo Janusza.Może to by było bardziejprofesjonalne, ale Marek nie chciał tracić możliwości uczestniczenia w tym śledztwie.Teraz byłojuż za pózno na wątpliwości.Zaręba zapukał do drzwi sypialni Blanki Kojarskiej.Z pokoju rozległa się ledwodosłyszalna odpowiedz.Wszedł ostrożnie. Starszy sierżant Marek Zaręba z posterunku policji w Lipowie  przedstawił się,chociaż ona doskonale wiedziała, kim jest.Marek chciał, żeby wszystko odbyło się profesjonalnie.Porozmawia z nią i wyjdzie.Po prostu.Rzeczowy ton był w takim wypadku niezbędny.W sypialni unosił się silny zapach słodkich perfum.Blanka leżała na łóżku w czerwonymsatynowym szlafroku.Wydawało mu się, że w jej wielkich oczach widzi łzy. Och, dzień dobry, Marku  szepnęła zmysłowym głosem. To takie miłe, żeprzyszedłeś.Dawno nie rozmawialiśmy.Zaręba spojrzał ukradkiem na jej dekolt.Poły szlafroka rozchyliły się lekko.Widziałzagłębienie pomiędzy jej dużymi, pełnymi piersiami.Nie mógł przestać patrzeć w to miejsce.Dostrzegła to chyba, bo po jej twarzy przemknął uśmiech udawanego zawstydzenia.Przejechałapowoli palcami po nagiej skórze.Umiała to dobrze rozegrać.Marek doskonale o tym wiedział.Jakieś cztery lata temu dał się nabrać.%7łałował tego błędu do tej pory.Całe szczęście nikt nigdy sięnie dowiedział. Przyszedłem porozmawiać o wypadku, który miał miejsce we wtorek  powiedziałtwardo i przełknął ślinę.Słodkie perfumy zaczynały go niemal dusić. Czyli piętnastegostycznia.  Ach, tak. Blanka zrobiła smutną minę. Miałam nadzieję, że jesteś tu ze względuna nas. Nie ma żadnych nas  rzucił ostro Marek Zaręba. To jest skończona historia.I to jużod dawna. Doprawdy?  Ton Blanki nie był już słodki i uwodzicielski.Stał się rzeczowy i ostry,jakby negocjowała umowę biznesową. Czy twoja żona i szef są tego samego zdania? Zwłaszczateraz, kiedy przyszedłeś tu porozmawiać ze mną o sprawie? Czy śledczy powinien pozostawaćw bliższych stosunkach z jednym ze świadków? A może nawet jestem podejrzana, co? No, jakuważasz, Marku, co by powiedział pan prokurator? Co by powiedziała Ewelina?Markowi serce zaczęło bić szybciej.Myślał gorączkowo.Nie mógł pozwolić, żeby to sięwydało.Ewelina nigdy by mu nie wybaczyła.Te cztery lata temu to był błąd.Głupota [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl