[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyna w czepeczku pojawiła się nie wiadomo skąd i usłużnie przetarła stół.- Piwa, wielmożny panie?- zagadnęła Boromira.- Chętnie.Dla wszystkich?- Boromir pytająco spojrzał po kompanach, a widząc potakiwania dodał: - Cztery poprosimy.- Już przynoszę - dziewczyna furknęła spódnicą i już jej nie było.- Popatrz no - krasnolud przygładził swoją brodę.- A mnie nikt piwa nie proponował.Chyba też się przebiorę.Legolas i Merry zaśmieli się cicho.- Mam coś w sam raz dla ciebie - odparł Boromir jadowicie.- Piękna koszula z wyszukanym ornamentem.Szyta z myślą o tobie, jak nic.Chcesz?- Jest tylko trochę mokra - zauważył Merry.- W istocie.Wiesz co?- Boromir zmarszczył brwi spoglądając na hobbita.- Szkoda, że wcześniej na to nie wpadłem.Mogłem ją wziąć w prezencie dla Faramira.Jako pamiątkę z Rohanu.Bardzo chciałbym zobaczyć jego minę, podczas rozpakowywania prezentu.- Jeszcze możesz ją wziąć.Niedługo wyschnie.- Chyba tak zrobię.W rewanżu za rybaków.- Jakich rybaków?- zapytał Merry, zabierając łokcie ze stołu, by nie przeszkadzać dziewczynie w rozstawianiu piwa.- A przywiózł mi czas jakiś temu taką ohydę z Dol Amroth.Nie wiem, co go napadło.Co prawda on miewa takie ataki osobliwego humoru, więc nie powinienem się dziwić.Dwóch rybaków na łódkach na drewnianych falach, a dookoła muszelki.Jak się ciągnęło za sznureczki od dołu to się na zmianę schylali do sieci, znasz ten typ zabawki? No właśnie.Szkaradne jak mało co.Cieszył się jak dziecko, kiedy mi to wręczał.Od tamtej pory szukam czegoś, co tym rybakom dorówna, ale nie mogłem znaleźć niczego wystarczająco obrzydliwego.Ta koszula powinna wyrównać rachunek.Postawiono przed nimi miski i Merry sięgnął po łyżkę.Dziewczęta (bo teraz były już dwie) skłoniły się i wycofały w głąb sali.- Uwijajcie się z tą zupą panowie, to zdążymy jeszcze zajrzeć do grot i zwiedzić Helmowy Jar - wtrącił się krasnolud.- Obawiam się, że do grot już nie zdążymy - Legolas potrząsnął głową.- Zresztą takich miejsc nie powinno się oglądać w pośpiechu.Ale przejść się po murach możemy, jeśli nie macie żadnych planów? Boromirze?- Mogę się przejść - odparł Boromir spokojnie.- Jak się okazuje jestem tu kompletnie zbędny i nikomu do niczego nie potrzebny.Mam dużo wolnego czasu.Legolas zmarszczył brwi, ale nie się nie odezwał.- Chcesz może ode mnie wędzonki?- wtrącił się Merry, unosząc łyżkę z wyłowionym kawałkiem.- Nie jadam trolli - odrzekł Boromir.- Zresztą zobacz, ile mi tego nałożyli, rozum im odjęło? Mam w zasadzie gulasz zamiast zupy.Nie jesteś głodny, Gimli?- Naprawdę tego nie chcecie?- zdziwił się krasnolud.- No to dajcie mi tu - to mówiąc, podsunął im swoją pustą miskę.- Słowo daję, wydelikaceni jesteście, aż.- nagle urwał i spojrzał w bok.Zebrani przy stole podążyli za jego spojrzeniem i zobaczyli malutką dziewczynkę, która stała nieopodal, wpatrzona w Boromira.Miała zadarty nos, piegi i włosy do ramion, zaplecione w dwa nierówne warkoczyki.Merry przyjrzał się jej zafascynowany, bo pierwszy raz widział ludzkie dziecko z bliska.Najbardziej zdumiewające było to, że gdyby nie wzrost, spokojnie można by ją było wziąć za małą hobbitkę, przy tej bujnej czuprynce i okrągłej buzi.Primula Bolger, wypisz wymaluj.Dziecko wydawało się kompletnie nieskrępowane faktem, że ściąga na siebie uwagę, tylko starannie taksowało Gondorczyka wzrokiem.- Zabiłeś kogoś dzisiaj? - zapytała z przejęciem, dłubiąc w nosie.- Jeszcze nie - odparł Boromir grzecznie.- A mój tata zabił już stu od rana.On jest bardzo pracowity.- powiadomiła go dziewczynka z dumą.- Ukłony dla taty - Boromir wrócił do jedzenia.- Dlaczego nosisz miecz na wierzchu?- mała rączka dotknęła rękojeści broni leżącej na ławie.- Jak to na wierzchu?- No, bez bruisbe.- A, o to ci chodzi.Pochwa razem z pasem utopiła się podczas powodzi w Isengardzie, z którego to powodu ubolewam do dziś.- Aha.Dziewczynka obeszła stół i wdrapała się na ławę, sadowiąc się naprzeciw niego, obok Gimlego.- Moja siostra mówi, że jesteś nieożeniony - drążyła dalej.- Kiedy weźmiesz ślub? Dzisiaj?Zebrani przy stole wybuchnęli śmiechem, podczas gdy Boromir z jękiem wsparł czoło na dłoni.- No właśnie, mości Boromirze, kiedy?- Merry wyszczerzył zęby.- Dzisiaj chyba już nie zdążę - westchnął syn Denethora.- Może jutro, kiedy będę dostatecznie pijany.- Tata mówił, że jego przyjaciel też nie chciał być małżeństwem, ale musiał - wtrąciła dziewczynka ze zrozumieniem.- A dlaczego musiał?- zainteresował się Boromir, popijając piwo.- Żeby mieć szczęście ślubne!- dziecko spojrzało nań pobłażliwie, zdziwione jego niewiedzą.- Ja też chcę mieć szczęście ślubne i dlatego ożenię się z Loftą, jak będę duża.- Jak to z Loftą?- Boromir udał zdumienie.- A ja? Myślałem, że ożenisz się ze mną!- Z tobą nie - odparła dziewczynka definitywnie.- Dlaczego?- Masz za dużo włosów.Boromir zaniemówił na moment, a za stołem rozległa się kolejna salwa śmiechu.- Na Białe Drzewo - Gondorczyk pokręcił głową.- Z tego powodu jeszcze żadna mi nie odmawiała - To rzekłszy, uśmiechnął się i przechylił nad blatem.- Powiedz tylko słowo, a obetnę - oznajmił.- Daj mi chociaż szansę!- Ale twoje włosy są czarne!- To źle?- Mama mówi, że chłopy z czarnymi włosami to dranie.- Ukłony dla mamy - wtrącił się Legolas, uśmiechnięty od ucha do ucha.Boromir łypnął na niego, po czym znów zwrócił się dziewczynki.- Ale ja nie jestem draniem.Jestem bardzo miły - oświadczył.- Skąd wiesz?- dziecko wbiło w niego surowy wzrok.- Jak to skąd wiem? Taki już jestem: sympatyczny i kochany.- Boromirze, doprawdy, co za desperacja - roześmiany Gimli przewrócił oczami.- Twoje podchody robią się żałosne, aż przykro słuchać.Radzę ci wycofaj się z honorem, póki jeszcze możesz.- Gdybym nie był uosobieniem dobroci i wykwintnych manier powiedziałbym ci, gdzie możesz sobie.co myślę o twoich radach - Boromir poprawił się, uśmiechając się ze słodyczą.- Osoba nie posiadająca mej łagodności z pewnością uniosłaby się gniewem i powiedziała ci, że masz pilnować własnego nosa.Ale nie ja, skądże znowu.Bo taki już jestem: do rany przyłóż - podkreślił ostatnie słowa, spoglądając na dziewczynkę.- Jesteś bandażem?- dziecko skrzywiło się podejrzliwie.Merry parsknął śmiechem.- Mogę być i bandażem, jeśli tylko zechcesz - odparł Boromir skwapliwie.- Dla ciebie wszystko.Dziewczynka zmarszczyła nos i przyjrzała mu się uważnie.- Ile masz koni?- zapytała.- W tej chwili? Żadnego, obawiam się.Ale mam bogatego tatę i duży dom i.- Bez koni nie można być małżeństwem - mała potrząsnęła głową, aż warkoczyki uderzyły ją w policzki.- A Lofta ma konie?- Tyle - dziewczynka uniosła obie dłonie do góry, demonstrując dziesięć palców.- Dlatego się z nim ożenię.- No i znowu dostałem kosza - Boromir westchnął ciężko, opierając podbródek na dłoni.- Rozumiecie już, dlaczego nie jestem małżeństwem? Nie mam ślubnego szczęścia po prostu - znowu westchnął, grzebiąc łyżką w zupie.- A wszystko dlatego, że nie mam koni.- Nie martw się - pocieszyła go dziewczynka.- Nie jesteś bardzo brzydki i kiedyś się żona w tobie zakocha.- Dziękuję za słowa otuchy.Ale wiesz, że właśnie złamałaś mi serce?Merry ukradkiem otarł łzę, bo w międzyczasie spłakał się ze śmiechu.Legolas i Gimli też nie przestawali chichotać.Dziewczynka jednak nie zwracała na nich uwagi, zajęta rozmową z Boromirem.- Ale nie będziesz płakał? - upewniła się ostrożnie.- No, nie wiem.Strasznie mi smutno - Boromir wyłowił kawałek wędzonki i wrzucił go do miski Gimlego.- Lofta mówi, że tylko mięczaki płaczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]