[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaciekawieni, zbliżamy się i przyłączamydo nich, bo co innego możemy zrobić w tym natłoku ciał?Wszyscy idą w tym samym kierunku.Wszyscy zachowująmilczenie, każdy jest zajęty sobą, unika jakichkolwiek gestów, które mogłyby świadczyć, że kogoś rozpoznał lub chcesię do kogoś zbliżyć.Stajemy się częścią tej grupy i przez nikogo niezaczepiani, dołączamy do tajemniczej procesji.Okazuje się, że krążymy wokół krawędzi jakiegoś dużegopodestu, który się porusza - obraca w sposób prawie niezauważalny w powolnym rytmie - w samym środku tego pomieszczenia.Pod podestem porusza się mozolnie ogromnymechanizm.A na podeście - nareszcie widzimy, do czegosłuży - kręci się rzezba tworzona przez łagodnie powyginanepostaci.Wymieniamy spojrzenia, napieramy mocniej i widzimy:w tym miejscu para, dalej grupa złożona czterech lub pięciu210osób - w różnych stadiach roznegliżowania i podniecenia.Niektórzy są zupełnie nadzy, inni ubrani, wszyscy zaś nosząmaski.Kopulują zawzięcie, a mimo to ich ruchy są wytwornei dziwnie nienaturalne, jakby prezentowali formalny zestawfigur, których musieli się nauczyć i odtworzyć z zegarmistrzowską precyzją.Ci z nas, którzy otaczają podest, są spokojni tak jak my.Przyglądają się najbardziej obscenicznemuspółkowaniu z obojętnością botaników podziwiających rzadkie okazy kwiatów.Pod ścianami komnaty stoją ławy i kanapy, na którychsiedzą zamaskowani obserwatorzy.Przyglądają się pokazowina scenie, przerywanemu okazjonalnie przez postać odrywającą się od zewnętrznego kręgu, żeby dołączyć do reszty.Takie improwizowane działanie spotyka się z niemą pochwałą.Zachowujące się tak osoby są przyjmowane z biernym spokojem.Ciała znikają, żeby po jakimś czasie - w miarę jak podest się obraca - pojawić się znowu.Razem z Estaviem zajmujemy miejsca na wyściełanejławie.Po gorączce uczty kultywowanie grzechu cudzołożeniana oczach innych wydaje się nam intrygującym odkryciem.Odchylam się do tyłu i patrzę na rotację form i powierzchni.Wpatruję się w kopułę, połyskującą wysoko nad naszymi głowami.Wszystko tu tchnie spokojem i odprężeniem, nawetjęki zdają się subtelnym chórem ekstazy.Wyczuwam, że ciekawość siedzącego obok Estavia popycha go do działania.Nie chcę, żeby odchodził, ale on powoli wstaje i dołącza doprocesji idącej wokół podestu.Kiedy czekam na powrót ukochanego, ogarnia mnie senność.Kątem oka widzę niewyrazną postać, która wślizgujesię na miejsce obok mnie.Trochę dyszy i przysuwa się bliżej.Przypuszczam, że człowiek ten właśnie wrócił z podestu lubzbiera się na odwagę, żeby tam wejść.Zerkam w bok.- Błagam, nie każ mi odchodzić.Zaskoczona, patrzę na obły profil mojego kompana.Jego211słowom towarzyszy odór przetrawionego alkoholu.Dostrzegam, że przysiadł skrępowany na samym brzegu ławy.- Kto.ktoś mnie śledzi.Nie jestem pewien, czy go zgubiłem.- Przełyka głośno ślinę.- Widzisz, pani, on chce mizrobić krzywdę.Skończę jak pozostali!- Może mógłbyś się, panie, jakoś z nim dogadać - radzęmdłym głosem.Nie widzę powodu, dla którego miałoby tomnie obchodzić, ale ponieważ nie było Estavia, pomyślałam,że to dobra okazja do przelotnej rozrywki.- Dogadanie się z kryminalistą jest niemożliwe! Nie dalejjak dziś rano dostałem od niego wiadomość - grozbę napisaną koślawymi literami, pełną wrogości.- A co dokładnie napisał? - pytam.- %7łe musisz zwrócićmu natychmiast to, co jesteś mu winien, panie?Jęk połączony z wyziewami skwaszonego wina wypełniłpowietrze.- Tylko tyle, że muszę przestać osłaniać bezwartościowąwiedzmę albo poniosę konsekwencje! Co za łajdactwo! A jajestem Bogu ducha winny!- To kto jest winny? - kontynuuję.- Ta nędzna cyrkówka jest winna! Co ja mogłem wiedzieć o jej motywach? Nie powinienem nigdy dać jej schronienia, ale ta flądra powiedziała mi, że jakiś pech oddzielił jąod kompanów i nie ma dokąd pójść.Pozwoliłem, żeby zajęłasię moją kuchnią, a teraz ma mnie w garści i dyktuje warunki.Wcale by się nie przejęła, gdybym został przebity szpadą.Tańczyłaby z radości na linie.Przynajmniej tyle się od niejdowiedziałem.- Akrobatkę? - mamroczę, nagle stając się czujna.-Ochraniasz, panie, akrobatkę?W jednej chwili mężczyzna pada przede mną na kolana,mazgając się i wzdychając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]