[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z dala, z góry Drogi nadjeżdżały dwa elektryczne wozy.Jeremy spoglądał od czasu do czasu w tę stronę, nie przery-wając pracy.Na jednym z wozów dojrzał błyszczący zwój sukna Be-gleya.Oba zatrzymały się tuż przed spiczastą bramą, a mężczyzniprowadzący wózki zaczęli je rozładowywać.Brama stała dokładnie na granicy pomiędzy tawerną Warka-nów i farmą Bloocherów.- Glen, co to takiego?- Nigdy wcześniej tego nie widziałem.Wozy Hearsta i Millera przygotowywały kolację.Czagi znik-nęły w morzu.W długich dołach płonął już ogień.- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pójdę się przyjrzeć?- Najpierw rozbij namioty.Jeremy i Harlow wymienili spojrzenia.Jeremy oczywiście niechciał iść tam w tej chwili! Mieli czas, by rozbić namioty i przygoto-wać obozowisko, ale nie by iść prawie kilometr do tawerny Warka-nów.Glen dobrze o tym wiedział.Dlaczego zrobił się taki drażliwy?Zajęli się rozbijaniem namiotów, ustawianiem masztów i na-dmuchiwaniem poduszek, aż z morza wypełzła długa linia wodo-rostów.Wtedy wszyscy kupcy i yutze porzucili swoją pracę i po-wrócili do wozów.Kiedy spod warstwy zielska wynurzyły się cza-gi, załoga wozu Hearstów siedziała już na dachu, zaopatrzona w litrlemoniady i broń.Czagi spokojnie się pasły.Potem wszystkie jednocześnie po-rzuciły jedzenie i ruszyły w górę zbocza.Z wody wyskoczyło sześć długich cieni, rozciągnęły się wzdłużcałej plaży.Tylko sześć.Padło kilka strzałów; nadgorliwi yutze,szybko uciszeni przez swych zwierzchników.Cztery rekiny zatrzy-mały się przy czarnych wodorostach.Dwa parły naprzód.Dopiero teraz kupcy otworzyli do nichogień.Pojedyncze wystrzały połączyły się w jeden przeciągłygrzmot.Dwa rekiny znieruchomiały.Cztery wróciły do morzai zniknęły wśród fal.Jeremy był pewien, że to właśnie on zabił jednego rekina.Kil-ku yutzów nadal strzelało do poszarpanych ciał.Nie chodziło tylko o Glena Hearsta.Wszyscy starsi byli wście-kli.Przy kolacji stali zbici w ciasnym kręgu.Przerywali rozmowę,kiedy zbliżali się do nich yutze z jedzeniem.Harlow i Jeremy próbowali podejść do zamkniętego kręgu, alezostali zbesztani.Yutze zajmowali się roznoszeniem jedzenia.Jeremy musiałtylko w odpowiednim momencie zdjąć je z ognia.Korzystającz ostatnich promieni zachodzącego słońca, zatrzymał się przy jed-nym z martwych rekinów.Ciało zwierzęcia było jednak zbyt zma-sakrowane, by mógł dojrzeć jakieś szczegóły.Jeśli będzie jeszczekiedyś miał okazję skorzystać z komputerów, sprawdzi hasłoREKINY.Słońce już gasło, podobnie jak paleniska.Jeremy odstawił nabok garnek z ugniecionymi wiśniami i żelatyną.W czasie szkole-nia zniszczył kilka porcji, nim doszedł do odpowiedniej wprawy.Przywiózł ze sobą żelatynę, miód i dwadzieścia funtów ziaren.Wzdłuż Drogi znajdował dość owoców, które mógł dodać do gala-retki.Każda porcja smakołyków była inna.Harlow przyglądała się jego poczynaniom.- Myślę, że dostaliśmy się tutaj dzięki twoim galaretkom.Toza ich przyczyną staliśmy się pożądanymi uczestnikami karawany.- Ty jesteś bardzo pożądana - powiedział i pocałował ją.Harlow wskazała głową na krąg starszych i uniosła jedną brew.Harlow bardzo nie lubiła, gdy traktowało się ją jak dziecko.- Może kiedy będziesz starsza, kochanie - westchnął Jeremy.- Przecież oboje jesteśmy w wieku Glena Hearsta! Może cośpodsłuchamy?- Nie da rady.Kochanie, yutze poradzą sobie ze sprzątaniem.Chodz, przyjrzymy się tej bramie.W tawernie Warkanów paliły się światła, a sale wypełniali go-ście.Minąwszy gospodę, zatrzymali się przy łuku.Wykonany był z la-nego kamienia, zamkniętego w żelaznej ramie.Obejmował Drogę,zwężając ją tak, że pod spodem nie mógł przejechać wóz kupiecki.Krzesło obok bramy także zrobione zostało z kamienia i me-talu, choć ktoś wyłożył je poduszkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]