[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tylko będzie można, opuści to miejsce.Koń,choć kulejąc, stąpał już wszystkimi nogami.Załaduje na niego ryce-rza i odejdzie do chaty, gdzie spędził zimę.Tam łatwiej będzie cho-dzić koło rannego, a Wojan, jeśli wróci, powinien domyślić się, co zaszło.Aatwiej było jednak powziąć postanowienie, niż je wykonać.Dzieńjuż był pełny, ale mgła nie ustępowała.Należało rozebrać rycerzaz mokrych szat, a szmaty, którymi opatrzone były rany, wysuszyći zmienić opatrunek.Gorętwa widocznie przygasła, bo rycerz patrzyłprzytomnie, ale z osłabienia ręki dzwignąć nic potrafił.Jasiek zrozu-miał, że choćby zdołał wsadzić rycerza na konia, nic usiedzi na nim.Mimo jednak wzrastającego niepokoju nie pomyślał nawet, by goopuścić i samemu odejść.Jedyne, co może uczynić, to sporządzić no-sze i zawlec go na nich w bezpieczniejsze miejsce.Długo trwało, zanim z mokrego chrustu zdołał rozpalić ogień, dłu-żej jeszcze czekać musiał, aż płomień urósł na tyle, by chwycić mokredrewno.Zanim woda zawrzała w kociołku, suszył mokre szmaty,a przede wszystkim nawilgłą cięciwę łuku.Szczęściem nie zamokłystrzały w łubach, będzie można przed wieczorem coś upolować.Ku południowi słońce przejrzało przez tuman, który teraz prędkoustępować zaczął.Niebo błękitniało z każdą chwilą i po mglistym po-ranku rozbłysnął jasny i ciepły dzień.Główka zakrzątnął się koło posiłku.Rycerz po raz pierwszy okazałchęć do jadła, a gdy się pożywił, zasnął spokojnie.Widocznie najgorszejuż przeszło.Byle zdołał usiedzieć na koniu, odpadłaby najbliższa troska.Jasiek wziął łuk i strzały, by upolować coś, rannemu bowiem po długimpoście zdałaby się posilniejsza strawa niż jaglana kasza i osuchy'.Osuchy - suchary.139Pod zachód Jasiek wracał z ubitym zającem.Od pobojowiska wońzgnilizny ledwo już dawała się wyczuć, nie słychać też było odgłosówkruczego ucztowania, widno do spółki z wilkami uporały się z łupem,a ulewa zmyła resztki biesiady.Sam był też lepszej myśli, nawet ze-lżał nieco niepokój o Wojana, który w lesie był u siebie, jak zwierzczujny i przezorny.Nie pozwoliłby się ogarnąć.Z Aukowa powinienby już wrócić, ale nie było żadnej pewności, że tam właśnie poszedł.Odchodząc zły był widocznie na rycerza Szymona, a słuchać niezwykł nikogo.Nie było też jednak wiadome, kiedy wracać będzie na-jezdnicze wojsko, a prawie pewne, że tym samym szlakiem.Należałozatem usunąć się jak najprędzej.Polana prześwitywała już przez gałęzie, gdy Jasiek stanął i wstrzy-mał oddech.W przedwieczornej ciszy wyraznie rozróżnił tętent idą-cego w cwał konia, który zbliżał się i ustał.Z bijącym sercemnasłuchiwał, czy nie posłyszy więcej odgłosów, po chwili jednak,upewniwszy się, że jezdziec był samotny, ruszył nakładając strzałę nacięciwę.Przy zagajniku stał spieniony koń, uprzęż niewątpliwie nie byłapolska.Jasiek podchodził w napięciu.Przybycie samotnego jezdzcamogło oznaczać nadciąganie wojsk.Musiał zauważyć ślady ludzkiegopobytu, skoro zatrzymał się przy zagajniku.Jasiek posłyszał szelesti ponad krzem ujrzał głowę w spiczastym ruskim hełmie.Nie myślącwiele, naciągnął łuk i czekał na ukazanie się wroga.Niewiele brakło,a byłby wypuścił pocisk w Wojana, który na widok zaskoczeniaGłówki powiedział z uśmiechem:- Zawżdy lepiej wiedzieć, do kogo się strzela.Uprzedzając pytania,dodał:- Gadać będziem pózniej, ninie nie pora.Zbieramy się, póki jasno.- Mniemałem, że to nadchodzi Ruś - rzekł Jasiek zmieszany.- Prawie mniemałeś, dlatego pospieszajmy.Jaśka korciło, by dowiedzieć się, jak Wojan zdobył konia, hełmi miecz, ale zbyty szorstko, poniechał pytania.Na noszach umocowanych między dwoma końmi ułożyli rannegoi, zacierając ślady za sobą, zanurzyli się w las.Posuwali się bardzowolno, w gęstwinie podszycia zmuszeni wyszukiwać przejść, by mo-gły przecisnąć się konie z noszami, tak że ciemność już zapadła, za-nim wreszcie zatrzymali się na polance nad strumykiem, gdy Wojanuznał, że uszli dość daleko, by ich nie zdradził dym ogniska.Jasiekzajął się zbieraniem chrustu i drew, Wojan skrzesał ogień i przy jegoświetle oprawiał upolowanego zająca.Ranny rycerz leżał, nie odzy-wając się.Dopiero gdy zasiedli w oczekiwaniu na posiłek, zapytał Woja-na:- Byłeś u kasztelana w Aukowie?- Nie byłem u nijakiego kasztelana, bo nic mu do tej sprawy.Na-jazd poszedł na Mazowsze.Wojan widocznie zmęczony był i zmarnowany, nie zdradzał ochotydo obszernej opowieści, Jaśka jednak paliła ciekawość: nie tylko, jakWojan zdobył konia i uzbrojenie, lecz co z tym począć zamierza.Sta-nowiło to bowiem istotną zmianę w położeniu ich obydwu.Po wieczerzy Wojan stał się rozmowniejszy.Gdy dognał najezdni-cze wojska, pomiarkował, że kierują się na Mazowsze, i szedł w śladza nimi.U przeprawy przez Wisłę pod Warszawą zaczekał na wraca-jących, obciążonych jeńcami i łupem.Mazowsze musiało być zupeł-nie zaskoczone, żadnych oznak oporu, natomiast jak okiem sięgnąćdymy we dnie i łuny nocą stały nad krajem.Trzeciego dnia najezdzcybezładnymi kupami nadciągnęli do przeprawy, zgoła się nie pilnując,pewni widocznie, że nikt ich ścigać nie będzie.Toteż z łatwościąpojmał ruskiego bojara, który się przed swoich wysforował.Od niegodowiedział się, że w Jazdowic najezdzcy schwytali samego księciaZiemowita wraz z synem Konradem i całym dworem.Konrad miałszczęście, że go dla siebie wymógł od Swarna Mindowc.Swarno bo-wiem skatował i zarżnął księcia Ziemowita i pozostałych jeńców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]