[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawali się nie zauważać przybysza, lecz Olav czuł na sobie ich spojrzenia,zaciekawione, taksujące, niekiedy rozbawione.Nie zwracał już uwagi na to, czy depcze po nieczystościach, po prostu szedł przed siebie,ignorując spojrzenia i zaczepki.Nie patrzył na twarze, blade, wykrzywione, opromienionemigotaniem neonów, nie słyszał haseł wykrzykiwanych przez grupki pijanych młodychanarchistów ani zachęt umalowanych ordynarnie tanich dziwek, nie czuł smrodu urynybijącego z każdego kąta dzielnicy.Parł przed siebie i roztrącał gęstniejący wrzaskliwy tłumniczym okręt przedzierający się wśród kawałów kry. Hej! Zastąpił mu drogę jakiś młody, lekko zataczający się chłopak z pałką w dłoni.Wśród obskurnych zaułków Whitechapel wyglądał równie groteskowo jak sam Valgrimson miał bowiem na sobie czystą białą koszulę z podwiniętymi rękawami, jego włosy lśniły odbrylantyny, a wokół roztaczał się zapach drogich perfum lecz w jego oczach czaiła sięagresja.Olav wyminął go bez słowa. Hej, normańską zarazo! wrzasnął młodzian.Słyszałeś już o Synach Cromwella? Słyszałeś, normański psie, o tych, co.Chłopakprzerzucił pałkę do lewej dłoni i wyciągnął prawą, by chwycić Valgrimsona za ramię.Tendostrzegł ruch kątem oka i zareagował bez wahania uderzył łokciem do tyłu, łamiącnapastnikowi przynajmniej jedno żebro, po czym błyskawicznie odwrócił się i wyprowadziłpotężny prawy prosty Dandys padł na chodnik pośród pisków przerażonych kobiet igniewnych pokrzykiwań mężczyzn, lecz Olav ruszył już w dalszą drogę.Jego serce nawet niezabiło żywiej.Po kilkudziesięciu krokach był już przed zatęchłym pubem z matowymi, popękanymiszybami i wielkim szyldem z nazwą lokalu McGregors".Przedarł się przez stojący nazewnątrz tłum, głównie marynarzy i dokerów przyciskających do siebie kobiety lekkichobyczajów, i skręcił w lewo.Po chwili stanął przed trzypiętrowym drewnianym budynkiem,którego ściany pokryte były łuszczącą się, starą farbą.Napis na drewnianych drzwiach głosił Przytułek Armii Zbawienia".Olav pokręcił z dezaprobatą głową i wszedł do środka.Młody recepcjonista, siedzący za kontuarem i próbujący czytać przy lampie naftowej,uniósł głowę. W czym mogę ci pomóc, bracie? zapytał łagodnym głosem.Valgrimson przyjrzał mu się bacznie.W żółtawym, mętnym świetle lampy widział bladą,pryszczatą cerę, brudny kołnierzyk koszuli oraz przetłuszczone, nierówno obcięte włosy, leczjego uwagę zwróciły przede wszystkim oczy recepcjonisty tchnące dobrocią, ale przy tymzamglone, bez wyrazu.Odniósł wrażenie, że młody chłopak nie patrzy na niego, ale przezniego. On nigdy nie będzie w stanie zapamiętać czyjegoś rysopisu uświadomił sobie Olav.Być może Puszczyk wcale nie wykazał się głupotą, wybierając to miejsce na spotkanie". Niestety, nie możesz mi pomóc, bracie wyszeptał i ruszył na najwyższe piętro, gdzieArmia Zbawienia trzymała kilka pokojów gościnnych.Pod numerem 12 miał czekać na niegoPuszczyk.Pokój śmierdział moczem i nieprzetrawionym alkoholem.Wchodząc do środka,Valgrimson dostrzegł dwóch włóczęgów leżących na prostych żelaznych łóżkach przykrytychlepiącymi się od brudu kocami.Na trzecim siedział Puszczyk, który natychmiast wstał nawidok przybysza. Witaj. zaczął, lecz Olav nie pozwolił mu dojść do słowa. Zawrzyj gębę warknął.W półmroku pomieszczenia jego oczy migotały złowieszczo,jakby pośrodku błękitnych zrenic umieszczono okruch lodu.Oczy Puszczyka błysnęłypodobnie, lecz tylko przez chwilę, gdyż szybko opuścił głowę, wyczytawszy we wzrokuswego zwierzchnika bezlitosną wściekłość.W pokoju zapadła całkowita cisza przerywanajedynie chrapaniem pijaków i stłumionymi wrzaskami z ulicy. Przywlekłeś mnie tutaj dlatego, że lubisz towarzystwo cuchnących żuli, czy możechciałeś w ten sposób pokazać, że masz mnie za nic, Hroaldi? wysyczał Valgrimson, ztrudem powstrzymując odruch pochwycenia Puszczyka za poły koszuli i szarpnięcia z całejsiły. Na jad Lokiego, czy w całym Lundunirze tylko noclegownia Armii Zbawienia wWhitechapel nadaje się na miejsce spotkania? Ostatnie dni nauczyły mnie ostrożności, herra min powiedział Puszczyk, decydując sięna uniesienie głowy i odpowiedzenie Olavowi twardym spojrzeniem. W East Endzie jeszczewciąż łatwo o anonimowość, a ci dwaj tutaj są zalani w sztok.Niczego nie będą pamiętać. A recepcjonista? Recepcjonista bardzo żałuje, że się urodził człowiekiem śmiertelnym, herra min odparłz uśmiechem Hroaldi. Też niczego nie będzie pamiętał. Mam nadzieję, że wiesz, że to nie wszystko, z czego musisz mi się wytłumaczyć.Valgrimson zmrużył oczy, lecz niebieskawe, lodowate ogniki w zrenicach rozjarzyły sięjeszcze mocniej, aż po starej, odpadającej od ścian tapecie przemknęły refleksy. Za pierwszym razem nawaliłem, przyznaję. Hroaldi wyprostował się i nerwowymruchem odgarnął rude włosy z czoła. Czekałem zbyt długo i poniosły mnie nerwy.Zobaczyłem szczupłego faceta w oknie mieszkania ofiary i bez namysłu wystrzeliłem.Fatalny, beznadziejny błąd, ani chybi fylgje nie odstępują tego zająca ani na krok. Chcesz zrzucić winę na fylgje? szyderczo uśmiechnął się Olav. A nie zapomniałeśaby, że Baldwin jest katolikiem jak niemalże każdy człowiek na tej przeklętej wyspie? Wybaczcie, herra min.Nie chcę zrzucać winy na nikogo, lecz za drugim razem mój planpokrzyżowała nieznana grupa zamachowców.Pojawili się, gdy miałem nacisnąć spust,osłonili Baldwina ogniem, a potem uprowadzili go do swego samochodu.Dopiero teraz Olav dostrzegł, że lewe ramię Puszczyka wisi na zaimprowizowanymtemblaku. Nieznana grupa zamachowców, tak? syknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]