[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głos powinien być nieco świszczący,nosowy, lekko pretensjonalny. Chwilę próbowałem na dłu\szych, najbardziejcharakterystycznych zdaniach. Rewelacja! w słowach Dolores zabrzmiał niekłamany podziw. Jakbym gosłyszała.Zachęcony rzuciłem do automatu. Benton.Dzień sukcesu.śadnej reakcji.Z tyłu dobiegł mnie dzwięk tłuczonych szyb. Mo\e furtka jest zaprogramowana na inne hasło? Nie.Jedno hasło obowiązywało zawsze przez cały dzień upierała siępielęgniarka. Mo\e zamiast Benton, nale\y powiedzieć: Olivier.Chwilę pózniej wbiegliśmy na pomost.Aódz kołysała się obok, gotowa do drogi.Nigdy nie kierowałem czymś takim& Rozglądałem się bezradnie. Odwią\ linę, ja zapalę! Dolores przejęła inicjatywę.Silnik zaskoczyłbłyskawicznie.W pół minuty pózniej tylko spieniona bruzda znaczyła ślad naszejucieczki.Z wie\y Five Oaks Farm rozszczekał się karabin maszynowy, byliśmyjednak poza jego zasięgiem.*Wydarzenia rozgrywające się na farmie, miały o wiele bardziej dramatycznyprzebieg.(Rekonstruuję je na podstawie pózniejszych informacji.)Ksiądz zwrócił się właśnie z pytaniem do Maksa, czy pragnie tę oto kobietę, GlorięHooverton, pojąć za \onę, kiedy przez uchylone drzwi biblioteki dobiegł uczestnikówceremonii okrzyk Aleksa: Nie ma staruchy!Nim osłupieni domownicy zdą\yli zareagować, w rękach ekipy telewizyjnejpojawiła się broń. Pod ścianę wołał Aleksiej. Och, nie! Do tego miało nie dojść! pisnął fałszywy Carlton. Milcz, mięczaku zgromiła go Gloria, wyciągając spod ślubnej sukni uzi.Tim Tedesco wyszedł zza kamery, w ręku trzymał sztucer i widać było, \e niezawaha się zrobić z niego u\ytku.Sprawnie wydawał komendy: Pastor na wie\ę.Rod do dy\urki, przeka\ komunikat o uciekinierach Diegowi ireszcie.Wa Nang, ty będziesz pilnował tej czeredki, \eby nie wymyśliła czegośdurnego.Aleks do helikoptera, rozejrzysz się za uciekinierami! Co to znaczy, Glorio? oszołomiony Maks wytrzeszczał swoje krótkowidząceoczy. Wytłumacz, co się dzieje, ty z nimi&Rąbnęła go na odlew automatem, rozbijając mu nos.Krew trysnęła na biały frakślubny.Powstały moment zamieszania spróbowali wykorzystać Ferguson i Crebs.Wcześniej porozumieli się wzrokiem i skoczyli ku drzwiom.Padł strzał i Crebs runąłna ziemię.Ferguson miał więcej szczęścia.Ze zwinnością, o jaką, przy jego tuszy,nikt by go nie podejrzewał, chwycił pseudo Carltona i zasłaniając się nim jak tarczą,zaczął się cofać w stronę drzwi jadalni.Huknęły kolejne strzały, trafiony dublerzaskowyczał i sflaczał jak przekłuty balon, jednak Ferguson, cały i zdrowy, zdą\yłskryć się za drzwiami. Co wy robicie, ludzie?! w pełnym wyrzutu głosie Bentona brzmiałozdumienie i gniew. Mają ochotę zebrać owoce naszej pracy syknęła Rebeka Sanders. Słusznie, paniusiu przytaknął Tim. Nie nasza wina, \e starsza panipopsuła całą zabawę.Myśleliśmy, \e dowiemy się wszystkiego podczas transmisji, atak czeka was długie i bolesne przesłuchanie.Aleks jest pod tym względem du\ejklasy fachowcem. Dla kogo pracujecie, dla Rosjan? zapytał Benton z chłodną ciekawościąnaukowca. Jacy ciekawi.Mo\e dla siebie, mo\e zorganizujemy światowy przetarg. Czy jednak musicie zabijać? Ale\ nie, papciu zaśmiała się Gloria. Jeśli będziecie grzeczni, być mo\eobejdzie się bez dalszych ofiar. Na razie oczyśćmy teren komenderował Tedesco. Gdzie mo\na by ichzamknąć, \eby nie przeszkadzali? Proponowałabym skarbiec powiedziała Gloria. Działa tam wentylacja inie ma okien. Co chcecie z nami zrobić? osłupiały Maks z niedowierzaniem oglądał krewna śnie\nym gorsie koszuli. Na razie nie utrudniajcie nam roboty.No, ruszcie się! Jestem przekonany powiedział doktor Benton \e poniesiecie za tokonsekwencje.Gloria roześmiała mu się w twarz.Rebeka Sanders chciała ruszyć za doktorem ijego synem, ale Tim ją zatrzymał. Ty zostaniesz, ktoś musi się zajmować tą półzdechłą staruchą.I przysięgam:jeśli spróbujesz coś jej zrobić, pokraję cię na plasterki. Bądz dzielna, Rebeko Edwin Olivier Benton popatrzył jej głęboko w oczy.Odpowiedziała mu bladym uśmiechem.*Pędziliśmy jak na skrzydłach.Po zaledwie paru minutach łódz znalazła się podrugiej stronie jeziora.Doleres wskazała nam stary pomost ledwie widoczny wśródsitowia. Mo\emy tu zacumować. Kto tu mieszka? Stra\nik rezerwatu, pan Leward.Dobry człowiek, chocia\ mruk.Zadzwonimyod niego do szeryfa. Doskonale!Niestety, obejście było puste jak gąsiorek po suto zakrapianej biesiadzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]