[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Panie Romanie. Okej, okej.Nie trzeba było wiele, wystarczyło wspomnieć oamerykańskiej penicylinie i bezpieka zamknęła Wajsbrota w trymiga, tym razem sandomierska ulica mogła się tylko przyglądać.Abyło to już przedwiośnie, zbliżała się Wielkanoc, zbliżało się świętoPesach, zbliżał się termin rozwiązania pani Wajsbrotowej.Szacki zamknął oczy.Błagam, tylko nie to, pomyślał. Doktor siedział w więzieniu, podobno gdzieś na tereniedzisiejszego seminarium, nie wiem, czy to prawda.A żona nie byłalekarką, nie miała penicyliny, na dodatek zwykle raczej stała za jegoplecami, więc z nikim się w miasteczku nie zaprzyjazniła.Ale mimoto ludzie jej pomagali, nie pozwalali, żeby z głodu umarła. I co się stało? Jak mówiłem, zbliżał się termin porodu.%7łona Wajsbrotabyła, jak to się mówiło, słabej konstytucji.Doktor szalał, wiedział, żego nie puszczą, ale błagał, żeby pozwolili jej na kilka dni przyjść doaresztu, żeby mógł odebrać poród.Czytałem protokoły, sąwstrząsające, na zmianę przyznawał się do wszystkiego iwszystkiemu zaprzeczał, byleby się podlizać przesłuchującemu.Sypał jakimiś zmyślonymi nazwiskami, obiecywał, że wydamiędzynarodową szajkę imperialistycznych kontaktów, jeśli tylko nato pozwolą.No cóż, nie pozwolili.Zresztą tak po brzmieniu nazwiskprzesłuchujących sądząc, to chyba bracia w wierze mu nie pozwolili. A Wajsbrotowa umarła?Myszyński otworzył puszkę coli i wypił duszkiem, zaraz potemnastępną.Szacki miał ochotę zapytać, czemu po prostu nie kupiłdwulitrowej butelki, ale odpuścił.Czekał spokojnie, aż archiwistazbierze myśli. Tak, chociaż nie musiała.Mieszkańcy lubili dobrego doktora,ściągnęli najlepszą położną, żeby odebrała poród.Pech chciał, żepołożna przyszła z córką i była przesądna.I ona, i córka.Cóż, resztęłatwo sobie dopowiedzieć.Weszła do domu i pierwsze, co zobaczyła,to stojącą w drzwiach do piwnicy beczkę z ogórkami, i oczywiściezrozumiała, że to nie żaden poród, tylko podstęp, że %7łydzi się czają,żeby porwać jej śliczną córeczkę, utoczyć krwi na macę i noworod-kowi oczy przemyć, coby nie było ślepe.To wzięła i wyszła. Przecież tam nikogo nie było. Duchów też nie ma, a ludzie się boją.Uciekła.Przyszła innaakuszerka, ale nie tak zdolna, a poród był ciężki.Wajsbrotowa całąnoc krzyczała, nad ranem umarła razem z noworodkiem.Podobnodo dziś można na Zamkowej usłyszeć jej krzyk i płacz niemowlaka.Wajsbrot powiesił się w celi następnego dnia.Roman Myszyński zamilkł i poprawił leżące przed nim papiery,ułożył je w zgrabną kupkę.I otworzył kolejną puszkę.Szacki wstał ioparł się o parapet okna, patrząc na sandomierskie domy, namajaczące w oddali dachy Starego Miasta.Był w domu naZamkowej, był w Nazarecie, starej ubeckiej katowni.Wszędzie trupy,wszędzie jakieś duchy, ile takich miejsc w życiu odwiedził, ile miejscnaznaczonych przez śmierć?Myszyński odkaszlnął.Teoretycznie Szacki powinien bardzochcieć słuchać, przecież to było dopiero tło, teraz archiwistadopasuje bohaterów dzisiejszego dramatu do bohaterów dramatupowojennego i wszystko stanie się jasne.Czemu zwleka, żeby siętego dowiedzieć? Przecież ta informacja oznacza aresztowanie,koniec sprawy, sukces.Zwleka, bo trawi go wewnętrzny niepokój,jakiś opór.Nie potrafi go zdefiniować, nie potrafi nazwać.Zarazwszystko wskoczy na swoje miejsce, rozsypane puzzle zostaną wkońcu do siebie dopasowane, wszystkie mniejsze i większe poszlakizyskają wytłumaczenie.A mimo to, choć jeszcze nie zna szczegółów,trawi go dziwne uczucie fałszu, często towarzyszące widzom w kiniealbo teatrze.Niby dobrze napisane, niby dobrze wyreżyserowane,zagrane też w porządku, a czuć, że to tylko teatr, zamiast postaciwidać aktorów, widzów i żyrandol nad widownią. Jerzy Szyller? zapytał w końcu. Jego ojciec byl komendantem oddziału KWP, tego, którydoniósł na Wajsbrota i oskarżył go o szpiegostwo.Ciekawa postać,przed wojną mieszkał w Niemczech i zakładał razem z innymiZwiązek Polaków.Kiedy wybuchła wojna, przyjechał tutaj walczyć inawet zapisał się złotymi zgłoskami w historii podziemia, dużodywersyjnych akcji na koncie, niektóre bardzo spektakularne.Potem jednak uznał, że bardziej od Niemców nienawidzi czerwonych,dlatego poszedł do lasu.Za czasów stalinowskich go nie złapali, apotem już nie był wrogiem publicznym, mimo to wyjechał doNiemiec, umarł w latach osiemdziesiątych.Syn Jerzy urodził się wNiemczech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]