[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbował przełamać to dręczące uczucie, zadając się zinnymi dziewczętami, ale na próżno.Obraz Matasowej miałnieustannie przed oczami i żadna inna nie mogła mu jejzastąpić.Wreszcie, nie mogąc dać sobie rady z prześladującągo namiętnością, postanowił rozmówić się z Zośką.Długoczekał na okazję, aż wreszcie się doczekał.Matas pojechał sprzedać prosiaka, a że miał także załatwićróżne gospodarskie sprawunki, więc można było liczyć na to,że cały dzień nie będzie go w domu, tym bardziej, że pozałatwionej transakcji nie mogło się obejść bez tradycyjnejćwiartki, która z reguły urastała do pół litra.%7łeby nie zwracać niczyjej uwagi, spotkali się w lesie, wsosnowym zagajniku.Okazało się, że Zośka także tęskniła.Zarzuciła chłopakowi ręce na szyję i całowała z ogromnymzapałem, zapewniając o swej miłości.Kiedy już się nakochali do woli, Heniek, gładząc Zośkę polśniących, kruczych włosach, powiedział: - Tak nie może być.- Jak nie może być? - spytała.- Nie może być, żebym ja ciebie nie widywał.- Przeciem mężatka.Czego ty ode mnie chcesz, tycholerniku?- Chcę, żebyś była moja, a nie Matasowa.Ja tego nieścierpię.Zabiję jego, siebie, a może i ciebie.Nie ścierpię i już.Ujęła go mocno za potężne dłonie.- Bój się boga, Heniek,co cię tak napadło?- %7łyć bez ciebie nie mogę.Rozumiesz? Zabiorę cię stąd.Wyjedziemy.Przecież możesz zostawić Matasa.No powiedz.Przecie możesz.- A gdzieżbym ja z tobą wyjechała?- Gdzie bądz.- A z czegóż byśmy żyli?Zasępił się.W miłosnym zapale nie zastanawiał się nadmaterialnymi konsekwencjami porwania ukochanej.-Musiałbym się zabrać do jakiejś roboty - mruknął bezprzekonania.- Kiedyś ty, Heniuś, niezwyczajny.- To nie chcesz ze mną wyjechać?Pokręciła głową.- Chcieć bym chciała, tylko, że samymkochaniem człowiek nie wyżyje.Ty, Heniuś, musisz zjeść i tonie mało, a i ja postnego jadła nie jestem zwyczajna.- No, więc jakże będzie? - spytał strapiony.- Będzie jak jest.Czasem się w lesie spotkamy.Pokochaszmnie Heniuś, wyściskasz.Jakaś okazja zawsze się znajdzie.- Dobrze póki lato, ale co w zimie?- Jakoś się ta przezimuje.Nie martw się zawczasu.- Ale nam się żyło, jak Matas w kryminale siedział -westchnął Heniek.- Szkoda, że go na tak krótko wsadzili.- To nie po chrześcijańsku tak blizniemu zle życzyć -uśmiechnęła się niewyraznie Zośka.Ona także bardzo miłowspominała ten okres, ale z drugiej solidarność małżeńskanie pozwalała jej życzyć mężowi nowego wyroku.- Może coś narozrabia i znowu go wsadzą - powiedział znadzieją w głosie Heniek.- To taki nałogowy kłusownik, żesię do końca życia nie oduczy sideł zastawiać.Takiego tokłusowanie tak ciągnie, jak pijaka wódka.Wiesz, co, Zośka?Jak Matas będzie miał zamiar iść do lasu na kłusowanie, tomi powiedz.Napuszczę na niego mojego ojca.- A idzże - oburzyła się Matasowa.Takich rzeczy ja robiłanie będę.Ignac to przecie mój ślubny mąż.- Ale go ze mną zdradzasz.Zośka, nie patrząc na kochanka, wygładzała fałdy spódnicy.- To całkiem, co innego - powiedziała cicho.- Zdradzać mężazwyczajna rzecz, ale do kryminału pakować go chytrością,tego się nie godzi.- Czy Matas także uważa, że zdradzać męża to zwyczajnarzecz ? - spytał Heniek.Wzruszyła ramionami.- Nie wiem.Nie pytałam go o to.Jaksię ze mną żenił, to przecież wiedział, że z miłości za niego niewychodzę.Chciał mieć ładną żonę, za którą się chłopyoglądają, no to ma, ale prawdziwego kochania zabronić minie może.Heniek leżał na wznak z podłożonymi pod głowę rękami.Spojrzeniem wodził za strzępiastymi obłokami poruszającymisię leniwie po niebieskim niebie.Marzył o tym, żeby Matasznowu dostał się do więzienia i żeby nic nie stało naprzeszkodzie ich miłości.Pierwotny plan ucieczki z Zośkąwydawał mu się coraz bardziej nierealny.Bo rzeczywiście, zczego by żyli? Pracować? To się tak łatwo mówi, ale przedewszystkim gdzie by dostał taką pracę, żeby zarobić na dwoje,a poza tym wiedział z doświadczenia, że każda praca nużyłago po pewnym czasie.Nie był stworzony do regularnegowykonywania codziennie tych samych czynności.To było dlaniego nie do wytrzymania.Zośka miała rację.Ucieczka wedwoje była czymś zbyt ryzykownym.Bardzo prędko obojemieliby tego wszystkiego powyżej uszu.Niech już będzie tak,jak jest.Matas na pewno prędzej czy pózniej narazi się,przekroczy przepisy i znowu go wsadzą, a jako recydywistadostanie większy wyrok.Nie pozostawało, więc nic innego,jak cierpliwie czekać.- Heniuś - szepnęła Zośka.Nie odpowiedział.- Heniuś -powtórzyła głośniej.Milczenie.Odwróciła się i spojrzała nakochanka.Spał i uśmiechał się błogo przez sen.Znił mu sięzakuty w kajdany Matas.ROZDZIAA IVByła niedziela.W nocy spadł ulewny deszcz i ranekpachniał świeżą, wilgotną zielenią.W stajniach i napodwórzach panowała cisza, przerywana od czasu do czasurżeniem ogierów.Ludzie i zwierzęta korzystali zeświątecznego wypoczynku.Kuczewski obudził się przed czwartą.Czuł, że już niezaśnie.Wstał z tapczanu i, stojąc w otwartym oknie, patrzył wponurym zamyśleniu na początek nowego dnia.Ostatniocierpiał na bezsenność.Wieczorem długo nie mógł zasnąć, arano zrywał się o świcie.To go bardzo wyczerpywało.Byłnawet u lekarza, ale wizyta ta nie wiele mu pomogła.Starydoświadczony doktor obejrzał go, opukał i powiedział: -Nerwy, fatalny stan nerwów.Wygląda mi na to, że ma panjakiś powód do ciągłego zdenerwowania.- To bardzo prawdopodobne - przerwał Kuczewski.- No, widzi pan.Przypadkowo trafiłem w sedno sprawy -uśmiechnął się lekarz.- Zapiszę panu oczywiście jakieśmedykamenty, ale, jeżeli nie zlikwiduje pan zródła zła, tolekarstwa nie na wiele się zdadzą.To była prawda.Lekarstwa nie na wiele się zdały.Należałozlikwidować zródła zła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]