[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Noce były ciepłe,pełne gwiazd i nastrajały raczej do romantycznych spotkań, anie do zajmowania się naładowanym pistoletem.Obaj z sierżantem Kaczmarkiem przez parę ostatnich dniżywili się wyłącznie konserwami oraz chrupkim pieczywem,popijając to monotonne pożywienie herbatą z termosów, którajuż dawno straciła swój aromat oraz pożądaną temperaturę.Światła oczywiście nie palili, więc o czytaniu nie było mowy.Pospacerować po zalesionym terenie także nie mogli.Kempingowy domek musiał robić wrażenie niezamieszkanego.Starali się mówić jak najmniej i tylko szeptem.Nic więcdziwnego, że czasem się straszliwie dłużył i nie mogli siędoczekać końca tego wygnania.Zarówno Gołczak, jak i sierżant Kaczmarek nie byliprzekonani o celowości tej akcji, ale Konerski, w porozumieniuz pułkownikiem, podjął decyzję i na to nie było rady.Jak długo, do cholery, mamy siedzieć w tej dziupli” - myślałzniecierpliwiony porucznik.Nie znosił takiego biernegowyczekiwania.Lubił ruch, żywą akcję, działanie, walkę albojakieś interesujące przesłuchania.A tak tkwić bezczynnie iwtrajać te ohydne konserwy, to nie było zajęcie dla niego.Byłwściekły na Michała, że przydzielił go do tej roboty.Żebychociaż coś z tego czekania wynikło.A tu zupełna cisza, żywejduszy.Nikt nie przychodzi, nikt się nie podkrada, nikt nieusiłuje zabrać tej cholernej biżuterii.„Dlaczego, u diabła,Michał przypuszcza, że biżuteria tej starej została ukrytawłaśnie tu, nad Zalewem Zegrzyńskim? A może w PuszczyBiałowieskiej albo w Bieszczadach? Mogą tak siedzieć dosądnego dnia i nic z tego nie wyniknie”.Tego wieczora, kiedy byli już u kresu wytrzymałości,przyszedł.Pierwszy posłyszał ostrożne kroki sierżant Kaczmarek inatychmiast obudził porucznika, który akurat trochę sięzdrzemnął.Drzwi otworzyły się wolno i we framudze na tle gwiaździstejnocy zarysowała się ogromna postać.Teraz poruszał się szybko i zwinnie.Wyjął z torby narzędzia ipodważył cegłę, znajdującą się przy belce, oddzielającą szafę oddrzwi prowadzących do kuchni.Wtedy zabłysło mocne światło latarki.- Ręce do góry! Milicja!Nie próbował stawiać oporu.ROZDZIAŁ VIIPotężne mięśnie nie szły w parze z odpornością psychiczną.Konerski z uczuciem niesmaku patrzył na tego olbrzyma, któryjuż na początku przesłuchania stracił całkowicie panowanienad sobą.Był przerażony.Trząsł się.- Ja nic nie wiem.Ja naprawdę nic nie wiem.Japrzypadkowo.Zupełnie przypadkowo.- Zupełnie przypadkowo natrafił pan w nocy na skrytkę, wktórej znajdowała się biżuteria pani Kamienieckiej -uśmiechnął się Konerski.- Bo.panie kapitanie.boja.bo rzeczywiście.Ta skrytkato faktycznie.Aleja nie mam.- bełkotał atleta.Konerski poprawił się na krześle i zapalił papierosa.- Panie Nasielski - powiedział spokojnie - chciałbym cośpanu zaproponować.Sądzę, że nie ma najmniejszego sensu,żebyśmy obaj tracili czas na tego rodzaju bezsensownepogawędki.Zdaje pan sobie sprawę z tego, że my wiemydużo, bardzo dużo o panu, o pańskim środowisku, opańskich wspólnikach.Rozmowa, którą w tej chwili z panemprzeprowadzam, ma na celu zakończenie tej sprawy.Właściwie chodzi o ostateczne wyjaśnienie kilku szczegółów.Nie musi pan oczywiście odpowiadać na moje pytania.Jednakże pańska sytuacja ulegnie znacznemu polepszeniu,jeśli złoży pan wyczerpujące zaznania, mówiąc prawdę iniczego nie zatajając.Olbrzym oblizał spierzchnięte wargi.- Nie wiem.Nie mam pojęcia, co mógłbym panupowiedzieć.- Może zaczniemy od początku - zaproponował Konerski.-Pan dobrze znał nieżyjącego Romana Matynicza.- Znałem, ale może nie tak dobrze.Poznaliśmy sięprzypadkowo.Ot, tak, przy jakiejś okazji.Jak to międzyludźmi bywa.- Tak czy inaczej znał pan Matynicza.- No.faktycznie.znałem.- I z Matyniczem zaplanował pan skok na sejf, w którympani Kamieniecka przechowywała swą cenną biżuterię.- To nie ja.To Lola! - zareagował energicznie Nasielski.- Lola? Wychowanica pani Kamienieckiej? - udałzdziwienie Konerski.Nasielski doszedł widocznie do wniosku, że nieżyjącejdziewczynie nic już zaszkodzić nie może.Postanowił trzymaćsię tej linii obrony.- To Lola.To był jej pomysł.Jak wrócił z Francjisiostrzeniec starej Kamienieckiej, Lola przestraszyła się, żestara całą biżuterię mu zapisze.- I wtedy zwróciła się do pana.Ale skąd.Do Matynicza.Jatylko tego.Konerski skrzywił się.- Zaczyna pan kręcić, panie Nasielski.Ostrzegam, że to sięźle skończy.Czy pan nie rozumie, że ja usiłuję panu pomóc, apan mi w tym przeszkadza.Te wszystkie łgarstwa na nic sięnie zdadzą.Mogę pana zapewnić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]