[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego utarg za tę dobę wyniósł 3300 złotych, nie licząc oczywiście pensjikierownika w teatrze oraz redaktora pisma.Tak piękny wypadek nie zdarzył się podobno odczasów Ajschylosa.Inne osiągnięcie p.Tarna to było uzyskanie praw do sztuki Czechowa, po czym p.Tarnzabronił wystawiać ją teatrom amatorskim, ponieważ płaciły za mało.Tarn był też autoremrecenzji ze sztuk we własnym przekładzie, na przykład Pintera Powrót do domu w Teatrzeimienia Słowackiego w Krakowie.Zdarzenie to p.Grodzicki usiłował zneutralizować, twierdząc, że w recenzji p.Tama zwłasnego tłumaczenia są akcenty krytyczne pod adresem teatru co przypomina historięowego dyrektora z afery mięsnej, który przyznał, że wziął 50 tysięcy łapówki, ale potem niespełnił nadziei dawcy; był to jeden z wesołych momentów procesu! Mimo wszystko powstałproblem, czy Tarn jest krytykiem; prowadził on swoją rubrykę w każdym numerze Dialogu", w której napominał teatry, by płaciły ( lekceważenie praw autorskich nie będzietolerowane (.) niektóre teatry mają dziwne o tym pojęcie"), i jak stwierdzili świadkowie, miał ogromny wpływ na życie teatralne", również sam o sobie pisał jako o krytyku (naprzykład w numerze 7 Dialogu" z 1961 roku).Jednak zeznając przed sądem Tarnpowiedział, że nie jest krytykiem, i sąd uznał to oświadczenie za decydujące.Poza p.Tarnemwłaściwie nikt ze świadków nie podtrzymywał punktu widzenia p.Grodzickiego, co było dlamnie zaskoczeniem, ponieważ w rozmowach przeprowadzonych przed procesem wśrodowisku" wyrażano sceptyczne przekonanie, że nikt nie będzie miał ochoty stawić czołaSzan.Przeciwnikom.Stało się jednak inaczej! Być może dlatego, że eksperci, przypadkowo,reprezentowali kaliber niezależności raczej nietypowy.K.T.Teoplitz: Jest wątpliwe, by oso-ba, która jest materialnie związana z teatrem, była obiektywna w krytyce.[.] Krytyk, któryjest powiązany nićmi finansowymi z teatrami, dla których tłumaczy, nie ma czystych rąk, gdyo nich pisze".Stefan Treugutt, który sam był krytykiem teatralnym: Nie ma przepisówustalonych, ale nie wypada praktykować rzeczy tego rodzaju.[.] Nie powinno się pisać osztuce, w której jest się zaangażowanym przez duma- czenie jej; jest to naganne.[.] Jeśliktoś jest zainteresowany tłumaczeniem jakiegoś autora i postuluje [w prasie] jegowystawienie, to można myśleć, że chodzi tu o interes osobisty".Wreszcie prof.HenrykSzletyński, na którego opiniesąd powołał się w wyroku, stwierdzając, że jego zeznanie ma znaczenie, z uwagi na jegostanowisko i pozycję w życiu teatralnym": Zasadą normatywną jest, że krytyk nie powinienwchodzić w żadne umowy natury finansowej z tą instytucją, o której pisze.Budzi tonieufność do jego postawy i pracy.[.] Fakt pisania krytyk i jednocześnie robienia prze-kładów przez tę samą osobę może stworzyć poszlakę nie' uczciwości.Tymczasem normąetyczną jest, że praca krytyka nie może budzić żadnych skojarzeń ani wywoływać najmniej-szego cienia.W przeciwnym wypadku krytyk może być posądzony o nieuczciwość".STRACH BEZ NAZWY PO RAZ DRUOI rzechodząc do zeznań moich Szan.Przeciwników,Jośmielam się jeszcze raz zapewnić Państwa, że mimo iż byłem stroną, podaję wyłącznie, cosię zdarzyło oraz co jest uwidocznione w protokole.P.Roman Szydłowski przedstawił sięjako prezes Klubu Krytyki Teatralnej, liczącego sto kilkadziesiąt osób", w których imieniuwystąpił.P.Szydłowski scharakteryzował moją skromną osobę jako 1) nienormalnegoumysłowo, 2) symulanta, 3) fałszerza, 4) wyrzuconego z różnych redakcji.Po czym nastąpiłascena, która w przekonaniu zgromadzonych na sali jak potem mi o niej mówili stanowiła szczyt w procesie.Mianowicie sąd, pragnąc ustalić, czy podana przeze mnie cyfra12 przekładów dokonanych przez krytyków w Warszawie w sezonie 1966 jest ścisła, zadajepytanie: Czy Jan Kott jest bądz był krytykiem teatralnym? Nie mówi p.Szydłowski.Andrzej Wirth? Nie - ciągnie p.Szydłowski.Sąd pyta o jedenaście nazwisk i jedenaście razyp.Szydłowski odpowiada: Nie! W ogóle nie ma krytyków! Krytycy nagle zniknęli.Polskajest to kraj bez krytyków! Kim są w takim razie, skąd się wzięło owych sto kilkadziesiątosób" w Klubie Krytyki reprezentowanym przez p.Szydłowskiego? Zeznania p.Szydłowskiegobyły tak barwne, że sąd poświęcił mu w wyroku specjalny %akapit, mówiąc o świadkach,którzy są zainteresowani w wyniku toczącego się procesu (św.Szydłowski), dlatego teżzeznają w sposób, który może budzić zastrzeżenia co do ich obiektywności".P.Szydłowskizeznawał pod przysięgą.P.August Grodzicki przedstawił się jako posiadacz Kizy- ża Oficerskiego Polonia Restitutai wielu innych", czym z miejsca szalenie mnie skonfundował, ponieważ nie miałemodznaczeń ani nawet nagrody za krytykę, jak już Państwo wiedzą. Co do charakterystykipana Kałużyńskiego, to po- wiem tylko tyle, że sami koledzy redakcyjni Kałużyńskiegonazywają jego działalność rzucaniem pomówień" powiedział p.Grodzicki, podtrzymująctezę, że redakcja Polityki" powinna się mnie pozbyć.I on również podobnie jak p.Szydłowski reprezentował nie tylko swoje własne zdanie. Mój felieton w %7łyciuWarszawy* był aprobowany przez kie- rownictwo mojego pisma i jest wypowiedzią całegozespołu" (s.25 protokołu).Rzeczywiście, redaktor %7łycia Warszawy" Henryk Korotyńskipoparł następnie akcję Grodzickiego w dużym artykule, w którym określił mnie ażczterokrotnie jako kłamcę".W tym miejscu dotykamy punktu interesującego.Jakkolwiek mój felieton, od którego sprawasię zaczęła, ukazał się w Polityce", uważałem zawsze, że tylko ja jestem za niegoodpowiedzialny.Proces prowadziłem na koszt własny i we własnym imieniu, unikającposługiwania się autorytetem redakcji.Jest na ogół przyjęte, że w trakcie trwania podobnegoprocesu redakcja nie wypowiada się aż do jego zakończę* nia, by nie przeszkadzać sądowipoprzez wpływ na opinię.Rzeczywiście, od chwili ukazania się mojego felietonu, to jest od11 marca 1967, na łamach Polityki" nie wydrukowano ani słowa na temat tej sprawy iobecne rozważania jeśli zostaną zamieszczone są pierwszym odezwaniem się oprocesie w tym piśmie.Inaczej rzecz miała się, jeśli idzie o Szan.Przeciwników.8 marca 1968 w %7łyciu Warszawy"ukazało się sprawozdanie w rubryce Kronika sądowa" pod znamiennym tytułem: O pewnymkłamstwie (to znaczy o moim!).Wynikało z niego, że p.Grodzicki i p.Szydłowski mają racjęod początku do końca, te fakty podane przez Kałużyńskiego nie są prawdziwe oraz stanowiąoszczerstwo uwłaczające czci krytyków, bo tłumaczenie sztuk nie jest sprzeczne z etykąkrytyka", że Sąd Dziennikarski uznał za niedopuszczalne takie zarzuty pod adresemkrytyków, że dane, jakoby w sezonie poprzednim grano 12 sztuk tłumaczonych przez recen-zentów, są gołosłowne, i udowodniono na podstawie jakichś almanachów", że niczegotakiego nie było itd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]