[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jego to bawiło także, iż żona czym innym gorąco zajęta, tego, co się pod jejbokiem działo, nie widziała.Stopniami więc figlarne zaloty dla przepędzenia czasu zaczęły przybierać corazgrozniejsza fizjognomię.W salonie byli sobie tylko dobrymi przyjaciółmi, leczZdziś chodził już rankami i odprowadzał panią Martę wieczorami do domu, apełna śmiechu i dwuznaczników rozmowa między nimi dwojgiem, gdy raz siępoczęła, nie było jej końca.Zdziś, nie wiedzieć jak, poczuł jednego dnia rozmyślając, że był w Marcie cosię zowie zakochany.Ona się z tym nie taiła, że ze wszystkich mężczyzn, jakichznała, Zdziś się jej podobał najlepiej.Chociaż nieco się był opuścił poożenieniu, zawsze jednak był to piękny Zdziś twarzyczka śliczna bezwielkiego wyrazu, którego pani Marcie nie było potrzeba.Liczono mu i to, żejako żonaty nie kompromitował, a jako mąż przyjaciółki był ciągle pod ręką.Aniela tak sobie lekceważyła tego Zdzisia, który dla spokojności domowej byłjej posłuszny, że nie mogła przypuścić nawet podobnej intrygi pod swoimbokiem, w swoim domu.Wiedziała o innych dorywczych płochostkachmężowskich bez konsekwencji, za które go łajała, ale dumnie gardziła nimi.Oszukiwano ją w sposób tak prosty, tak jawny i zuchwały, że patrząc na to, niewiedziała nic.Umawiano się przy niej o schadzki, wywoływano się na cicheszepty do drugiego pokoju, pani Marta zamiast jednego ze swych pretendentów,zawsze wybierała Zdzisława do wszystkich małych posług i poleceń.W rozmowach z żoną prawie codziennych o rozwódce, która bywała i siadywałatu niezmiennie, Zdzisław albo milczał, gdy na nią narzekał, lub bronił jej takobojętnie, jakby do jej czynności żadnej nie przywiązywał wagi. To dziecko! mówił zawsze. Nie dziecko już, ale nie wiem czym tak roztrzpiotana biedaczka że się onią lękam. Nie każdy ma taki takt i temperament szczęśliwy jak pani dobrodziejka szydersko odpowiadał hrabia.Miłość dla żony, jeśli ją kiedy miał pan Zdzisław, a raczej kaprys, jak onnazywał dawno już była przeszła; nie był nawet o nią zazdrosny.Trzymał sięjej, bo mu z tym było wygodnie, bo był trochę leniwy, a wreszcie, że powodunie znajdował zrywania z nią.Czułości jednak z obu stron dawno sięwyrzeczono.Zbliżywszy się do Marty i znajdując ją tak dla siebie sympatyczną, tak jednychupodobań fantazji, a przy tym młodą, wesołą, figlarną, krwistą, dziecinną,Zdzisław począł żałować, że się związał z tą kobietą, która czasami wydawałamu się straszną, a co gorsza, owładnęła rodzicami i swobodę jego coraz bardziejograniczała.Zmęczony domem, rad uciekał do markizowej i tam we dwoje, lub wtowarzystwie nie bardzo wykwintnym, bo pani Marta takie tylko lubiła, spędzałgodziny wesołe, wrzawliwe, przerywane muzyką lada jaką, śpiewem;uprzyjemniane cygaretkami, które gospodyni lubiła, czasem nawet ożywianeszampańskim winem.Piękna Marta zaklinała tylko przyjaciela na wszystko najświętsze, aby się to nie wydało.Józia przekupiona podarkami pańskimi Zdzisława, z największą gorącościąpopierała jego sprawę u swej pani, sama bardzo znajdując miłym i pięknymhrabiego, który w niebytności pani był i dla niej z czułością wielką.To niewchodziło w rachunek, tak jak pani Marty metr muzyki i inne epizodyromantyczne nie przeszkadzały jej kochać się w mężu swej przyjaciółki.Trwało to już dosyć długo, i tak się składało wyśmienicie, że oboje państwozupełnie się czuli bezpieczni.Nie wiedzieć ile razy Aniela prawie ich chwytałana schadzkach pokątnych, a zawsze się umieli z nich wytłumaczyć tak, iżżadnego nie powzięła podejrzenia.Zdawało się, że to może trwać wieki.Pani Marcie tak z tym dobrze było, iż gdy Aniela napędzała ją do uczynieniawyboru, ani sobie o nim mówić dawała.Tymczasem przygotowywała się burza niedostrzeżenie.Pan Adolf raz czy dwa spotkawszy się z Józią, choć nie odmawiała rozmowy znim i wygadywała się otwarcie o sobie i o swej pani tak został w końcuodparty od bliższych przyjacielskich stosunków, z taką pogardą odepchnięty, iżpowziął żal okrutny.Nie mógł się wstrzymać potem, żeby się nie wygadać przed żoną i z tym, żeJózię widział i co od niej słyszał, a co potem sam wyszpiegował, czatując naniewierną.Pani Adolfowa najprzód go wyłajała co się zowie za samą myśl zawiązania nanowo intrygi z niepoczciwą dziewczyną, potem wszystko z niego wyciągnęła cotylko wiedział i czego się domyślał. Te żółtobrzuchy, arystokraty, mówił Adolf zagniewany mają już jakieśosobliwe szczęście, że ich bieda nad głową, wisząca ominie.Oto Lambert! jużsię był ożenił z księżniczką, która by mu do domu wniosła czego on jeszczenigdy nie widział przypadek go ocalił.Fraszka Józia przy tej księżniczce! otodopiero kokietka i bałamutka! to dopiero!!Opowiadając różne od Józi słyszane rzeczy, najszczęśliwszy był z tego Adolf,że męża siostry jego zbałamuciła.Gdy o tym mówić zaczął, zakrzyczała go izburczała żona, wołając, że kłamie.Wtedy Adolf począł przytaczać różne drobne fakta, dowody, i to, co odchichoczącej Józi słyszał o tym.Siennicką mocno to poruszyło.Dopytywała ibadała, a przekonawszy się, że w istocie pan Zdzisław był w bardzo bliskichstosunkach z rozwódką, postanowiła o tym donieść Anieli.Była pewna, że jąsobie tak ważną wiadomością pozyszcze i mocniej jeszcze przywiąże do siebie.Rzecz była drażliwa, niebezpieczna, lecz wielkiej wagi.Zwykle Zdzisławowa tę swą powiernice przyjmowała potajemnie, bardzo ranow gabinecie swoim.Służba znała Siennicką i wpuszczała ją o każdej godzinie.Główną funkcją jej było od Gertrudy przynosić wiadomości o księżnieAdamowej i nawzajem tam nosić takie wieści, jakie Aniela chciałaby do nichdoszły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]