[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak gdyby całe Oxfordshire - bo dalej jego dumachyba nie sięgała - leżało plackiem przed jego męską urodą.I w dodatku świetny sklepikarz, świetny w swoimzawodzie.Napełnił rożek lodami czekoladowymi.-%7łona sama je robi - powiedział wręczając dziewczynie rożek.Na ścianie za nim było lustro reklamowe firmy Błękit Reckitta". Błękit jak morze" głosił slogan firmowy naemaliowanej krawędzi.Przez chwilę Isobel widziała w tym lustrze dwie twarze, swoją i ojca.Podobieństwo nieulegało wątpliwości.Ten sam nos.Te same skręty włosów.Grube wargi.Przez chwilę obłędu myślała: on na pewnoto widzi!Ale William Clanfield gawędził o pogodzie.- Dobra na żniwa, dobra dla naszych rolników.- Wziął od Isobel sześć pensów, wrzucił je do kasy, zamknąłszufladkę.Potem wyszedł zza lady i grzecznie otworzył przed nią drzwi.Zmuszona do lizania lodów w rożku jak nastolatka, Isobel wymamrotała do widzenia".Nie odwracając się odeszłatak prędko, jakby upał popychał ją po rozgrzanych kocich łbach.Zastanawiała się, czy on patrzy na nią.Ale dlaczegomiałby patrzeć?Fatalistyczne podniecenie, jakie ją ogarnęło, gdy wyruszała na tę wyprawę rankiem, zgasło.Więc to jest ten, któryżył w jej wyobrazni, ten słynny malarz ściągający ją do pracowni pełnej jego obrazów.Jeszcze słyszała jego żarliwygłos, słyszała, jak on mówi o malowaniu, dzieli się z nią udrękami talentu.Człapiąc z powrotem na stację, liżąc lody prawie już stopniałe, Isobel musiała odrzucić tę wizję.Jak Prosperouwalniający Ariela powinna wykrzyknąć: Wolny bądz, i szczęśliwej drogi!" U celu swojej podróży znalazła kogośzupełnie obcego.Jak to jest powiedziane w Biblii? Owoc jego lędzwi.Nie czuła się tym.Zobaczyła w lustrzepodobieństwo: nos, włosy, dołek w podbródku reprodukowany swoiście.Przez chwilę się zdumiewała, że on niewidzi, kim ona jest.No, ale widzi się tylko to, co ma się przed oczami.William Clanfield patrzył na nieznajomą zLondynu kupującą lody.Ciekawe, czy on kompletnie zapomniał o mamie, myślała.Mężczyzni bywają tacy wsprawach seksu.Julie kiedyś powiedziała: Jak tryk na łące.Jedna noc, jeden tryk i osiemdziesiąt owiec".Pociąg do Londynu miał być za pół godziny.Isobel usiadła okropnie zgrzana.Nigdzie na tej stacji ani odrobinycienia poza pustą, duszną poczekalnią.Przestała myśleć o Williamie Clanfieldzie i zaczęła myśleć o matce.Zawsze był to dla niej monolit - kochany ipodziwiany w dzieciństwie, kochany i trochę wyśmiewany, gdy dorastała.Grace nie miała w sobie niespodzianek.Lubiła mówić córkom, że odebrała wychowanie bardzo surowe.Była przede wszystkim damą.Otóż to.Wychodzącza Franka Bryanta chętnie zmieniła wyznanie.Stała się dosyć pobożna.Zastanawiając się nad matką głębiej niż kiedykolwiek przedtem, Isobel dopatrzyła się czegoś wspólnego pomiędzyjej mężem i jej kochankiem.%7ładen z nich nie był kimś, kogo ona mogłaby nazwać dżentelmenem.Chyba właśnietacy mamę pociągali, myślała.Czy Grace czuła swoją wyższość, bo ci mężczyzni mieli muskularne ręce, włosyszorstkie i szorstkie głosy, i zwierzęcą siłę? Ta myśl była żenująca.Ale wskutek takich upodobań mamy, ja przyszłam na świat.Gdyby mama nie była taka, w ogóle bym nie istniała.Nieomal wpadła w trans rozmyślając, że mogłoby w ogóle nie być jej ciałem i duchem, z miłością do malowania, zcałym młodym życiem - po prostu nie być.Dotarła do domu pózno.Otworzyła drzwi wejściowe swoim kluczem i poszukała Viv.Najstarsza siostra właśniewróciła ze spaceru po Royal Hospital Gardens.Dziecko leżąc na plecach, energicznie pedałowało w powietrzugołymi pulchnymi nóżkami.-Viv.- Isobel odczekała chwilę dla efektu.- Widziałam się z moim ojcem.Viv miała zapiąć agrafkę, ale tylko ukłuła swego pierworodnego.- Z którym?- Z prawdziwym.Z Williamem Clanfieldem.- Jak go znalazłaś?!Isobel klapnęła przy dziecku na łóżku.Kit przerwał pedałowanie, przyjrzał się jej, po czym dalej pedałował wpowietrzu.Wyjaśniła, że zapamiętała imię i nazwisko z listu ich ojca, a także nazwę tej miejscowości.- Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że on tam już nie mieszka.Ale pojechałam.Viv, urzeczona, ledwie zdołała wykrztusić:- Kto to jest? Jak wygląda?- Przystojny.Mam jego nos.- Zacznij od początku.Więc Isobel zaczęła opowiadać.Chciała o tym mówić, a zainteresowanie Viv było właśnie takie, jakiego łaknęła.Opisała swoją podróż i przypadkową wizytę u państwa Ockrent, których zapytała o Williama Clanfielda.- Miałam absolutną pewność, że mój ojciec jest malarzem.W rodzaju Augustusa Johna z mnóstwem.nieślubnychdzieci.Jeżeli nie samym Johnem, to kimś bardzo w tym rodzaju.- A jest.?- Sklepikarzem.Jakże Julie by się śmiała.Viv nawet się nie uśmiechnęła.Wyciągnęła rękę, niemowlę złapało ją za palec.- To zabawne, prawda? - zapytała Isobel.- Nie.Spodobał ci się?- Nie bardzo.Wcale nie.Jak powiedziałam, jest jeszcze bardzo przystojny.Wstrząsająco, na pierwszy rzut oka.Zpewnością próżny, dumny ze swojego wyglądu i chyba z wrażenia, jakie robi na kobietach.Aaskawie robi imprzyjemność tym, że jest uroczy.Ma akcent Oxfordshire jak ogrodnik w teatrze.- To raczej miłe.-Ale nie on.Cała ta sprawa była strasznie głupia.To znaczy, ja byłam głupia.Tyle tego myślenia, że to AugustusJohn, a tu raptem taki człowiek.mój ojciec!.sprzedaje herbatniki i domowe lody.Takie bzdury wymyślałam omoim ojcu!- Ale co poczułaś do pana Clanfielda? - zapytała Viv.Nadała temu człowiekowi pewną godność.Isobel przygryzła dolną wargę.-Powinnam była coś poczuć? Wielka scena odkrycia.Zakończenie Opowieści zimowej".Piękne jednoczącespotkanie i łzy.Nic nie poczułam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]