[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ledwie się zorientował, że jego stale kurczący się świat znów zostałzamknięty pokrywą, widział tylko wąskie smugi światła wpadające tam, gdzie ułożyła drobnemonety między trumną a jej wiekiem, żeby zapewnić mu dopływ świeżego powietrza, zanimzałożono okucia na skrzynię.Nie całkiem jednak stracił przytomność.Czuł każdy brutalny wstrząs, na jaki narażona była trumna, lecz raz tylko niejasnewrażenie bólu przedarło się w jego otumaniony mózg, kiedy skrzynię prawdopodobnieniechcący przewrócono dnem do góry, a on uderzył wtedy nosem o pokrywę.Potem znów wróciło kołysanie, czuł, że działanie medykamentu, przypuszczalniebelladony, słabnie.Nie śmiała podać mu dawki dostatecznie dużej, by całkiem straciłprzytomność.Słyszał głosy, rozmawiały w jej języku.Zmiech.Ale plusk morza także nieustał.Wciąż znajdował się na łodzi, kołysanie było teraz szybsze, a więc łódz mniejsza.Potem zasnął, lecz był to sen naturalny.Gdy się przebudził, głowę rozsadzał ból.Wpierwszej chwili myślał, że coś musiało się stać z jego oczami, potem jednak zorientował się,że to ostre białe światło bije z dużego czworokątnego otworu, przez który wpadają promieniesłońca.Była przy nim.- Mój drogi.jesteśmy w domu.W najpiękniejszym mieście, jakie widziały ludzkieoczy.W bożym mieście, mieście papieża i pielgrzymów.To klejnot świata, nasza wspólnakolebka.Rzym! Ombilicum orbis.Zorientował się, że jedwabne linki są na swoim miejscu, ale Viveke go podniosła,wsunęła poduszki pod plecy.Pocałowała go teraz miękko w policzek, jak do tej pory robiła tylko wtedy, gdyżyczyła mu dobrej nocy.- Tak bardzo się ucieszą, gdy cię zobaczą.O, tak, mnie również.Chyba niespodziewali się, że kiedykolwiek wrócę do domu.Na pewno uważali mnie za straconą nazawsze.Za zwiędły pączek.Ach, jakże się ucieszą.Ach, najdroższy, jakże będę z ciebiedumna!Ravi popatrzył na nią zmieszany.Raz po raz pytał, dlaczego w taki sposób zmusiła go,by towarzyszył jej do ojczyzny.Ona jednak zawsze tylko unosiła w górę wąskie brwi ipatrzyła tak, jak gdyby nie rozumiała pytania.Czasami obejmowała go jak matka, na swój bezradny sposób próbowała pocieszać,gdy nie umiał dłużej skrywać rozpaczy.Pewnie niewiele z tego rozumiała, choć nierazpróbował opowiadać jej o żonie, córkach i synu.- Będziesz miał wielu synów - mówiła wtedy.- Pięknych, silnych synów.Nie płacz,kochany, będziesz się szczycił swoimi synami.Szare oczy, o dziwo, nie wydawały się wcale puste ani zamglone, jak wielokrotniewidział to u ludzi zamkniętych w przytułku dla szaleńców.Jej spojrzenie żyło, potrafiło byćostre lub łagodne, pytające albo pełne oddania.Wszystkie jednak jej działania przynosiły ażzanadto wyrazny obraz kobiety, która utraciła wszelki kontakt z rzeczywistością.Nie bał się, wiedział, że ona go nie skrzywdzi.Nie potrafiłaby też tego zrobić,poznawał to po niej.Ale co ona zamierza? Chce zaciągnąć go do swego ojca i przekonać go,że on przybył z nią dobrowolnie?Ojciec natychmiast się zorientuje, że coś z nią jest nie w porządku, to na pewnorozsądny człowiek.Ravi z nim pomówi i zapewne niewiele czasu upłynie, jak będzie miałzałatwioną powrotną podróż.Wszak statki żeglują tą trasą przez cały czas, chociaż teraz napewno zbliża się zima.Jaki jest miesiąc? Nie wiedział.Pierwszy okres był jedynie niekończącym się szeregiem krótkich przebudzeń i jawy, między nimi mogło upływać parę dnialbo cały miesiąc.Czuł, że słońce mocno grzeje w policzki.Leżał na dole w ładowni niewielkiej łódki,nad sobą słyszał odgłos kroków, dudniących butów i głosy młodych mężczyzn.Ona siedziałaobok, przy trumnie.Czy nie bała się, że załoga się przestraszy, gdy nagle odkryje, że wcalenie trupa wiezie?Nie wyglądało na to.I, o ile Ravi zdołał się zorientować, nikt wcale nie zaglądał tu na dół.Jej twarz wprost chłonęła słońce, nabrała złocistego połysku, niebieskawe powiekiwydawały się teraz cięższe, wargi, jego zdaniem, nabrzmiały.Była piękna.Musiał jeszczekilkakrotnie mrugnąć, żeby odpędzić łzy wywołane ostrym światłem, bo jej suknia byłarównie biała jak blask tam na górze.Jakby go chwytała i jeszcze bardziej wzmacniała.Zdezorientowany przymknął oczy.Czyżby mimo wszystko jednak umarł? Czy ona jest aniołem? Słyszał oprzewoznikach służących śmierci, nigdy jednak nie przedstawiano ich w postaci młodejpięknej kobiety, spowitej w cienkie białe szaty.Nikt też przy takich okazjach nie wspominał owłoskiej załodze.To jakiś dziwny sen.O, tak, to musi być sen.Gdy jednak wieczorem przyszła do niego, trzymając w ręku nóż, poczuł nanadgarstkach chłód żelaza i wiedział, że wcale nie śni.Poprzecinała sznury, kolejno jeden po drugim.W Ravim natychmiast obudziła sięnadzieja.Wiedział, że teraz odzyska wolność.Viveke popatrzyła na niego zmęczonymspojrzeniem, jak gdyby spoglądała w twarz kochanka z niemym błaganiem, by jej nieopuszczał.Co by się z nią stało, gdyby natychmiast się jej wyrwał i skoczył na pokład? Niezdołałaby go powstrzymać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]