[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy patrzyli nanas, a my staliśmy w milczeniu, świadomi przegranej.Tłum rozstąpił się jak przed Mojżeszem, żeby przepuścić Niccolo.Chociaż był ubranyz przepychem w złotogłów, nie zdołał ukryć nijakiej twarzy i małostkowych oczu.Z jego głosupłynęło zło, kiedy wymawiał te przerażające słowa: To jest mój kuzyn, nowicjusz od franciszkanów, Guido della Torre.Zignorował okrzyki zdumienia i zaczął mówić głośniej.Musiałam spuścić oczy na widokwściekłych spojrzeń, jakimi obrzucał nas król. A to jego rozpustnica.Choć znacie ją jako boginię Florę jego głos ociekał ironią niejest żadnym bóstwem, bo to zwykła dziwka.Zanim zdążyłam mu przeszkodzić, szarpnął turban zakrywający moje włosy.Obróciłam sięjak bączek, kiedy materiał się rozwijał, a moje jasne loki opadły na ramiona i sięgnęły talii.Zwiatłosłońca wpadające przez drzwi chwyciło zachłannie złotawe nici, przeistaczając pukle moichwłosów w czyste złoto.Zwrócone ku mnie twarze jakby wirowały wokół mnie w oszałamiającychkręgach.Moja namalowana blizniaczka patrzyła z wiosennej scenerii, uśmiechając sięszelmowskim uśmiechem, nie oferując żadnej pomocy, wyraznie ciesząc się moją hańbą.Niewiedziałam, co się teraz wydarzy, ale na pewno nie mogłam spodziewać się tego, co się stało.Dogaressa wstała i powiedziała głośno: To nie jest dziwka, książę.To moja córka i pańska narzeczona. Po czym zdjęła maskę.Nie pamiętam zbyt dobrze, co wydarzyło się potem, tak byłam oszołomiona.Mogę tylkoodesłać was do tego, co pózniej opowiedział mi mąż, bo tak, był tamtego dnia w kościele.Powiedział, że kiedy dogaressa zdjęła maskę, ukazałam się jakby w potrójnym wcieleniu.Ja, Florai ona.Matka i córka, mówił, były tak podobne, jakby postawiono między nimi weneckie lustro.Miałyśmy takie same zielone oczy i złote włosy, a nawet suknie w tym samym odcieniu zieleni.Jednak kiedy zbliżała się do mnie, a ja traciłam przytomność, zobaczyłam na jej twarzy uśmiechFlory.Ta sytuacja najwyrazniej ją rozbawiła.Kiedy padałam na ziemię, wiedziałam trzy rzeczy:Prima cosa: Brata Guida powaliło dwóch ludzi Medyceuszy z pikami; nie było dla niegoucieczki.Seconda cosa: Tłum się rozstąpił, żeby dogaressa mogła do mnie podejść.Zerknęłam dziękitemu na Primaverę, na ostatnią różę Flory.Miała zieloną łodyżkę i błyszczący liść i spadała naziemię.Upadłam wraz z nią.A upadając, pomyślałam: Terza cosa: Znalazłam moją Vera Madre. VIWenecja, sierpień 1482 ROZDZIAA 1Woda, światło.Znowu byłam niemowlęciem kołysanym w łonie Vera Madre.Byłam dzieckiem kołysanymw jej ramionach.Byłam kobietą kołyszącą się w łodzi.Woda pode mną.Zwiatło nade mną.Otworzyłam oczy i świat zawirował wokół mnie jak bączek.Zwiatło pode mną, woda nade mną.Siedziałam oparta o aksamitne poduszki w pozłacanej łodzi.Dziób łodzi był rzezbiony i ścięty jaksiekiera kata.Sługa z tyłu odpychał się tyczką, bo woda sięgała ledwie do talii.Nie byłoniezliczonych sążni do dna, jedynie płytki rów.Miałam przekonać się o tym, że tutaj nie wszystkobyło takie, na jakie wyglądało.Niebo było jednostajnie srebrne, słońce jak biała księżycowa kula wisiało nisko i próbowałobez powodzenia przepalić szary arras chmur.Otaczało mnie miasto ze szkła.Po obu stronachkanału wielkie, rozpadające się srebrne pałace wznosiły się bezpośrednio z wody.Setki, tysiącewąskich okien wypełniały szyby, które patrzyły na mnie jak oczy.Domy rozpływały się w lagunie,a to lustrzane odbicie przełamywał ślad naszej łodzi, połyskliwy niczym srebro.Nie wiedziałam, cojest rzeczywistością, a co nią nie jest.Nie było horyzontu tam, gdzie woda spotykała się z niebem,a delikatna biała mgiełka wirowała wokół nas, by jeszcze bardziej otumanić moje zmysły.Pogorącym słońcu Toskanii była to ogromna zmiana.Znalazłam się w krainie luster, na wyspie dymui zwierciadeł.W Wenecji.A władczyni tej wodnej krainy siedziała naprzeciwko mnie.Twarz w masce zwróciław stronę dziobu, wyglądała jak galion, wspaniała postać nieruchoma jak posąg.Zrobiło mi sięniedobrze i znowu zamknęłam oczy.Gorzki smak i drapanie w gardle świadczyły o tym, żedostałam jakieś środki odurzające na tyle dni, ile było trzeba, żeby mnie tu przywiezć.Nie byłam gotowa, żeby się obudzić.Jeszcze nie.A teraz, zanim się obudzę, kiedy przez kilka chwil znajduję się w otchłani, jak dzieckoczekające, żeby się narodzić; kiedy znowu zawieszona jestem w szkle, nadeszła pora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]