[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bukmacherzy zaczęli niespokojniekręcić głowami, niczym stado bizonów, które zwietrzyły wilki.Notowania Klejnotu Korony spadły na trzydzieści do jednego, a zarazpotem zleciały na piętnaście do jednego.W chwilę pózniej na tabli-cach zmazaną piętnastkę zastąpiła siódemka.Steve ze zdumieniem spojrzała na męża. Czy to wszystko dlatego, że postawiłam na niego dziesięć fun-tów? Nie.Dlatego, że w ostatniej chwili na Klejnot Korony posta-wiono wielką sumę.Chodz, wracajmy na swoje miejsca.Ostatecznie Klejnot Korony wystartował przy zakładach pięć dojednego.Nie pokazał się w czołówce do ostatnich trzech furlongowprzed metą.Wówczas ruszył jak burza i idąc po dużym kole z takimimpetem, że tylko mu trawa pryskała spod kopyt, wygrał o dwiedługości. Jak Boga kocham! Udało się! zawołał Temple ponad wrzawą.Steve podskakiwała obok niego jak szalona. Wygrałam czterysta funtów! Paul, musisz mnie częściej zabie-rać na wyścigi.Rozdział jedenastyKiedy nazajutrz rano jechali tym samym wynajętym samocho-dem do Sonning, Steve była dziwnie milcząca.Siedziała koło Tem-ple'a na przednim siedzeniu, a tylne zajmował Charlie z walizeczką, wktórej wiózł białą kelnerską marynarkę i pistolet.Skończyła się piękna pogoda.Niedzielny ranek wstał posępny iwilgotny pod grubą warstwą ołowianych chmur.Za kwadrans dwunasta wjechali między pierwsze domy Sonning.Przed kościołem parafialnym, z którego dochodziły ciche pienia, stałorządkiem ze dwadzieścia samochodów. Dręczy mnie przeczucie, że stanie się coś strasznego powie-działa Steve nieoczekiwanie. Musisz się pakować w tę sprawę,Paul? Już za pózno na odwrót.Muszę podjąć to ryzyko. Zerknąłprzez ramię za siebie. Sprawdziłeś pistolet, Charlie? Tak, proszę pana odparł Charlie rzeczowym tonem. Nie masię co martwić, proszę pani.Będę miał oczy otwarte. Gdybym chociaż wiedziała, który z nich jest mordercą. Nikomu tego nie powiem rzekł stanowczo Temple. NawetSir Grahamowi.Wystarczyłoby, żeby ktoś się przedwcześnie zdradziłjednym spojrzeniem czy zmarszczką na czole, a zaskoczenie, odktórego wszystko zależy, na nic.I jeszcze coś, Steve. Tak? Być może uznasz mój występ za megalomański popis w złymguście, ale zapewniam cię, że to jedyna droga co celu. Na chwilęoderwał oczy od jezdni i uśmiechnął się, chcąc dodać żonie otuchy.Głowa do góry, kochanie.Wkrótce będzie po wszystkim. Wiem odparła ponuro. W tym właśnie sęk.U wejścia do The Dutch Treat oczekiwała ich Lucilla Draper wskromnej czarnej sukni, bez żadnych ozdób i biżuterii.Powoli pode-szła do Temple'a, odpowiadając bladym uśmiechem na jego powita-nie. Wszystko gotowe? zapytał. Przygotowałam wszystko dokładnie tak, jak pan sobie życzył.Pokój na najwyższym piętrze.Mój personel będzie kierował tamgości.Przypuszczam, że przywiózł pan własnego kelnera.? Tak.Charlie da sobie radę.Może pójdziemy prosto na górę?Niebawem zaczną się schodzić.Przed godziną otwarcia hotel i parking jeszcze świeciły pustkami.Pani Draper zaprowadziła ich korytarzem do windy, którą kazałazainstalować, modernizując hotel, kiedy przejęła go na własność.Jadąc na czwarte piętro patrzyli, jak drzwi niższych kondygnacjiprzepływają im przed oczyma. Oddałam do waszej dyspozycji salon jednego z moich prywat-nych apartamentów wyjaśniła Lucilla Draper, otwierając drzwidużego pokoju z szerokim oknem balkonowym.Jeden jego kąt byłzajęty przez nakryty białym obrusem stół, uginający się pod bateriąbutelek i kieliszków. Czy życzy pan sobie, żebym została? Tak, proszę.Ale jako mój gość, rzecz jasna.Charlie, bierz siędo roboty.Charlie przykucnął za stołem z napojami i otworzył swoją wali-zeczkę.Temple sprawdził, że drzwi od sypialni są zamknięte na klucz.Otworzył okno balkonowe i wyszedł na taras, ciągnący się przez całąszerokość apartamentu. Jaki piękny pokój! powiedziała Steve do pani Draper. Mamnadzieję, że zatrzymamy się tutaj któregoś dnia. Też mam taką nadzieję odparła Lucilla Draper, przenoszącwzrok na Temple'a.Brakowało jeszcze minuty do dwunastej, gdy rozległo się pierwszepukanie.Hotelowy kelner otworzył drzwi, by wpuścić Mick Tyler.Przynajmniej ten jeden raz włożyła spódnicę, lecz i tak wyglądałatrochę jak mężczyzna przebrany za kobietę.Była bledsza niż zwykle.Lekko skinąwszy głową Temple'owi i jego małżonce, zwróciła oczyna Lucille Draper. Pani Draper dokonał prezentacji Temple. Pani Tyler. Chyba skądś znam nazwisko Draper. zauważyła Mick. Owszem przyznała Steve z uśmiechem. Ale ta pani Draperjest prawdziwa.Niosący tacę z drinkami Charlie musiał ustąpić przed ponownieotwieranymi drzwiami.Wkroczył przez nie pewny siebie Davis wdwurzędowce z czarnego materiału w cieniutkie prążki.Jedną rękętrzymał na temblaku pod marynarką, mankiet pustego rękawa miałwłożony w kieszeń.Towarzyszył mu subtelny zapach drogiej wodykolońskiej.Davis i Mick Tyler popatrzyli na siebie z wyraznymskrępowaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]