[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znali go z tego,że niespodziewanie pojawiał się i znikał, był nieodpowiedzial-ny, zaczynał realizować dzikie plany, by w krótkim czasie jeporzucać.Laura mogłaby zaświadczyć; że Jason się zmienił,jeśli w ogóle kiedyś był taki, za jakiego go uważano.On zaś rozkoszował się przez chwilę wrażeniem, jakieSRwywołał.Dobrze wiedział, co inni, nie wyłączając rodziny, onim myślą.Bawiło go, że ludzie nabijają sobie głowy fałszy-wymi opiniami na jego temat, a on może to potem wykorzystać.Niedawno sprzedał z ogromnym zyskiem stado bawołów ikrów, udało mu się puścić w dzierżawę na dziesięć lat pastwi-ska, a jednocześnie zamierzał udzielić zgody na wydobywaniegazu odkrytego na tychże pastwiskach.Również z zyskiemsprzedał udziały w agencji reklamowej i sklepach z winami i se-rem w Austin.Owszem, wydał prawie wszystko, ale jego marzenia były bliskierealizacji i warto było dla nich ponieść tyle trudów.-Muszę odwalić jeszcze trochę roboty w domu i zadzwonić wkilka miejsc - oznajmił.Obejmując Laurę mocno ramieniem,nachylił się ku niej i spytał: - Pomożesz mi?Laura w odpowiedzi wstała od stołu.-Najpierw z Austinem posprzątamy w kuchni - powiedziała.Potargała czuprynę chłopca i uśmiechnęła się, gdy zaczął mam-rotać o spierzchniętych rękach i kobiecych zajęciach, za co zo-stał zbesztany przez ojca. Idz już, Jason, a ja przyjdę, kiedytylko skończę sprzątać i się przebiorę.Potrzebowała trochę czasu, żeby przetrawić uczucie ulgi.Jasonjej nie pamięta, wcale jej nie zna.Spadł jej z serca wielki ciężar.Jason był specjalistą od uwodzenia, to pewne, ale teraz miałkłopot z zapewnieniem właściwej oprawy.Nie wykończoneściany sypialni, wiszące przewody elektryczne, odstająca izola-cja i przewody klimatyzacyjneSRwijące się jak długi srebrny wąż nie sprzyjały stworzeniu uwo-dzicielskiej atmosfery.Ale on przecież lubił pokonywać trudności.Udrapował i po-przybijał do ścian dekoracyjny materiał.Zmienił pościel i za-praszająco odchylił rąbek nakrycia.Mimo że przez okno w da-chu wpadało poranne słońce, porozstawiał wokół pachnąceświece.Starannie wybrał płyty kompaktowe ze swej kolekcji iułożył je na odtwarzaczu koło łóżka.Jedynym mankamentem było to, że większość rzeczy przecho-wywał u Matta.Musiał więc schłodzić szampana w plastiko-wym wiaderku, w którym mieszał zaprawę murarską, a zamiastsmukłych, kryształowych kieliszków przygotować słoiki po ga-laretce, których używał razem z Laurą.Wreszcie stanął, podpie-rając się pod boki, i z zadowoleniem rozejrzał się po pokoju.Całkiem niezle, zważywszy ograniczenia.Teraz brakuje jużtylko Laury.Laura czuła się taka lekka, jakby skrzydła wyrosły jej u ramion.Jest wolna! Powiedziała sobie nawet, że wyolbrzymiła swojelęki ponad miarę.Doszła prawie do końca drogi dojazdowej, gdy dojrzały ją stru-sie, Wszczęły powitalną wrzawę i całą dziesiątką popędziły dopłotu.Laura zeszła z drogi, wdrapała się na ogrodzenie i usiadłana metalowym pręcie.Pierwszy dobiegł Attyla, gruchając potarłłebkiem o jej nogę i zamrugał długimi rzęsami.- Okropny flirciarz z ciebie - powiedziała Laura.Pozostałe ptaki cisnęły się dokoła, jakby każdy chciał zostaćzauważony.Nawet nieśmiała Joan odważyła się stanąć do rywa-lizacji z pełną tupetu Heleną, domagając się pieszczoty i ciepłe-go słowa.SRLaura nie usłyszała, jak Jason podchodzi od tyłu, więc kiedypołożył jej ręce na ramionach, krzyknęła przerazliwie, zachwiałasię i spadła prosto na niego.Objął ją ze śmiechem.Ptaki krzy-czały i machały przyciętymi skrzydłami z przestrachu.A możeteż się śmiały?-Niech cię diabli, Jason! - mruknęła Laura, odkręcając się doniego twarzą.- Jeżeli wydaje ci się, że po czymś takim będę cipomagać, to grubo się mylisz.- Nawet mi to na myśl nie przyszło - odparł.- Nie jesteś z tych,co biorą winę na siebie, prawda?Przez moment zastanawiała się, czy nie ma w tych słowachukrytego sensu, ale doszła do wniosku, że to głos jeszcze nieuspokojonego sumienia.Mimo woli zwróciła uwagę, jak słońce,igrając w jego jasnych włosach, wydobywa z nich złote błyski, aoczy nabierają w świetle intensywniejszej niebieskiej barwy.Ale najbardziej podobały jej się jego usta, których kąciki byłyuniesione do góry, co świadczyło o tym, że nie chce okazać, żecoś go śmieszy.Zaparło mu dech, gdy zobaczył, jakim wzro-kiem Laura mu się przygląda.- Takie patrzenie może cię wpędzić w niezłe kłopoty.-Na przykład? - spytała z lekka zakłopotana, że przyłapano ją ztak czytelnymi uczuciami na twarzy.- Robisz z igły widły.Jestem trochę zmęczona i tyle.Za krótko spałam.Bierzesz moje wyczerpanie za cośinnego.Wysunęła się z jego objęć i energicznie ruszyła przed siebie.-Kłamiesz - szepnął Jason.- Widziałem coś zupełnie innego niżwyczerpanie.- Dogonił ją i złapał, za chwycony jej śmiechem,pełnym, szczerym śmiechem z głową odrzuconą do tyłu.-Wiem swoje, a ty pragnieszSRmnie tak, że nie możesz się doczekać.-Powoli przyciągnął ją dosiebie, przytrzymując jej ręce przy bokach.- I znów się odzywa twoje przerośnięte poczucie własnej warto-ści.Nagle przesunął po niej rękę w dół, aż pod kolana, i nim sięobejrzała, zaczął nieść ją do domu.Nie wierć się! - rozkazał.- Tylko w ten sposób mogę miećpewność, że na mnie nie wpadniesz.A teraz zamieniam się wsłuch, pani profesor.Stroisz sobie żarty - rzekła twardo.- Wcale nie zamierzałam.Usta jej drgnęły i cała poprzednia surowość prysnęła.Lauraparsknęła śmiechem, zarzuciła Jasonowi ręce na szyję i pocało-wała go.-Spróbuj mnie tak pocałować, kiedy będę miał wolne ręce, azobaczysz!Laura zaczęła naśladować głosem strusie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]