[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Plastry, którymi zalepił wcześniej ranę, odpadły i dziuraw ręce otwarta się ponownie, połyskując obscenicznie.Rozdarłją, uskakując przed furgonetką Craddocka.- Co zamierzasz zrobić z tą ręką? - Georgia zerknęła na niegoz troską, po czym znów skupiła wzrok na drodze.- To samo co ty z twoją.Nic.Zaczął niezgrabnie zalepiać ranę świe\ymi plastrami.Czuł się,jakby gasił na dłoni papierosa.Wreszcie owinął rękę świe\ymbanda\em.- Głowa te\ ci krwawi - poinformowała Georgia.- Wiedzia-łeś o tym?- To tylko zadrapanie, nic powa\nego.- Co będzie następnym razem? Kiedy znowu trafimy gdzieśbez psów, które nas pilnują?- Nie wiem.- To było miejsce publiczne.W publicznych miejscach powin-niśmy być bezpieczni.Wokół pełno ludzi, jasny dzień, a jednakzaatakował.Jak mamy walczyć z czymś takim?- Nie wiem - powtórzył Jude.- Gdybym wiedział, co zrobić,164ju\ bym to robił, Florydo.Ty i te twoje pytania.Odpuść choć naminutę, dobrze?Jechali dalej.Dopiero gdy usłyszał zdławiony płacz - starałasię płakać cicho - uświadomił sobie, \e nazwał ją Florydą.Toprzez te pytania, jedno za drugim.Przez nie i przez akcent, into-nację cór Konfederacji, od paru dni coraz wyrazniejszą w jejgłosie.Stłumione łkanie Georgii w jakiś sposób było gorsze, ni\ gdy-by otwarcie się rozpłakała.Wtedy by coś powiedział, a tak czułsię zmuszony pozwolić jej trwać w nieszczęściu i udawać, \eniczego nie zauwa\a.Opadł głęboko na fotel i odwrócił twarzdo okna.Za szybą płonęło słońce i parę kilometrów na południe odRichmond Jude osunął się w pełen niesmaku, wywołany upałemstupor.Próbował sobie przypomnieć, co wie na temat ścigające-go ich ducha, co powiedziała mu Anna o swym ojczymie, kiedyjeszcze byli razem.Lecz myślenie przychodziło mu z trudem, wy-magało zbyt wielkiego wysiłku - wszystko go bolało, słońce świe-ciło mu w twarz, a Georgia szlochała cichutko, \ałośnie za kie-rownicą.Poza tym był pewien, \e Anna nie powiedziała du\o.- Wolę zadawać pytania - oznajmiła kiedyś - ni\ na nie odpo-wiadać.Niemal pół roku osaczała go pytaniami: Nale\ałeś kiedyś doharcerstwa? Czy myjesz brodę szamponem? Co ci się podoba bar-dziej, mój tyłek czy cycki?Ta garstka faktów, które poznał, powinna była wzbudzić cie-kawość: rodzinne zainteresowanie hipnotyzmem, ojciec ró\d\-karz, który nauczył córki wró\yć z ręki i rozmawiać z duchami,dzieciństwo w cieniu halucynacji zrodzonych przez młodzieńcząschizofrenię.Lecz Anna - Floryda - nie chciała rozmawiać otym, kim była, nim go spotkała, a Jude nie miał nic przeciw te-mu, by jej przeszłość pozostała przeszłością.Domyślał się, \e to, czego mu nie mówi, było złe, bardzo złe.Szczegóły nie miały znaczenia - tak przynajmniej sądził wów-czas.W owym czasie uwa\ał, \e to jedna z jego mocnych stron,gotowość zaakceptowania jej taką, jaka jest, bez pytań, bez osą-165dzania.Była z nim bezpieczna, bezpieczna przed ścigającymi jąduchami.Tyle \e teraz wiedział, i\ nie zdołał jej uchronić.Duchy zawszew końcu doganiały swą ofiarę i nie da się zamknąć przed nimidrzwi, bo potrafią przez nie przejść.To, co uwa\ał za swoją siłę -\e zadowalała go tylko ta wiedza o niej, którą zechciała się po-dzielić - stanowiło objaw egoizmu, dziecinną gotowość do pozo-stania w niewiedzy, unikania denerwujących rozmów, niepoko-jących prawd.Lękał się jej sekretów - czy te\, ściślej biorąc,towarzyszącego ich poznaniu zaanga\owania emocjonalnego.Tylko raz zaryzykowała coś w rodzaju wyznania.Było to podkoniec, na krótko przed tym, nim odesłał ją do domu.Od miesięcy cierpiała na depresję.Najpierw popsuł się seks,potem w ogóle zniknął z ich \ycia.Jude znajdował ją w wannie,siedzącą w lodowatej wodzie i dygoczącą bezradnie, zbyt oszoło-mioną i nieszczęśliwą, by wstać.Teraz pomyślał, \e wyglądało to,jakby przeprowadzała próbę swej śmierci, wieczoru, kiedy będziestygnąć w wannie pełnej zimnej wody i krwi.Szczebiotała do sie-bie kojącym głosikiem, ale kiedy próbował z nią porozmawiać,milkła, patrząc na niego z niebotycznym zdumieniem, jakbyusłyszała gadający mebel.A potem, pewnego wieczoru, pojechał po coś, nie pamiętał ju\po co - mo\e wypo\yczyć film albo kupić hamburgera.Tu\ po zmro-ku wracał do domu.Kilometr od farmy usłyszał chór klaksonów,nadje\d\ające samochody mrugały światłami.I wtedy ją minął.Biegła poboczem z drugiej strony drogi, ubranajedynie w luzny podkoszulek, powiewając rozczochranymi, splą-tanymi włosami.Zobaczyła go, gdy ją mijał, i rzuciła się za nim nadrogę, gorączkowo wymachując ręką.Z naprzeciwka nadje\d\ałaosiemnastokołowa cię\arówka.Opony zapiszczały ogłuszająco, kabina skręciła wprawo, koniecnaczepy przesunął się w lewo.W końcu cię\arówka zatrzymała sięz łoskotem pół metra od Anny, która chyba niczego nie zauwa\yła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]