[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Razem z nimi jechał uśmiechnięty młody człowiek, na oko dwudziestoletni,z niesprawnymi nogami, które dyndały bezwładnie po obu bokach konia.Zauważywszy, że Molly przygląda się kalece - Boże, czyżby aż tak się naniego gapiła? - Keegan pochylił się i szepnął:- To Mitch, młodszy brat Cheyenne.Molly zawstydziła się.Skoro Mitch, mimo sparaliżowanych nóg, nie boi sięsiedzieć na koniu, ona, osoba zdrowa, tym bardziej nie powinna odczuwać strachu.151SR- Wygląda na szczęśliwego - rzekła.Keegan skinieniem głowy przyznał jej rację.- A jeśli spadnie?- Jesse na to nie pozwoli.Przyjrzyj mu się.Cały czas jest świadom obecnościMitcha; w bardzo dyskretny sposób nad nim czuwa.Przeniosła wzrok z Mitcha na Jessego.Faktycznie.Jesse McKettrickprowadził ożywioną rozmowę z Cheyenne, ale coś w jego postawie, w nachyleniuramion, w tym, jak ściskał wodze - lewą ręką, bo prawą miał wolną, lekko opartą nabiodrze - wskazywało na to, że w każdej chwili gotów jest rzucić się chłopakowi naratunek.- Co się Mitchowi stało? - spytała.- Miał wypadek - odparł Keegan.- Jakieś siedem lat temu.Obecnie pracuje wMcKettrickCo, to znaczy bierze udział w takim specjalnym programie, któryCheyenne stworzyła.Teraz, gdy zmieni się kierownictwo firmy, może zostaćbezrobotny.Podobnie jak wielu innych naszych pracowników.- Przecież nowe kierownictwo będzie potrzebowało ludzi do pracy.Keegan skinął głową, ale minę miał posępną.- Bardzo ci to przeszkadza, prawda? - Natychmiast pożałowała swoich słów,albowiem twarz Keegana jeszcze bardziej spochmurniała, a w oczach pojawił sięznajomy błysk gniewu.- Co? Wypuszczenie steru firmy z rąk? Owszem, bardzo.- Ale chyba nikt cię nie wyrzuca? Mógłbyś dalej pracować w McKettrickCo? -Wiedziała, że powinna zamilknąć, że niepotrzebnie drąży ten temat, ale nie umiałasię powstrzymać.- Nie - oznajmił stanowczo, ciskając oczami gromy.- Dlaczego nie? - Rany boskie, Molly, opanuj się.Co cię napadło?- To nie byłoby to samo - odparł przez zaciśnięte zęby.- Ale może wcale nie byłoby gorzej? - Zamknij się, kobieto! Przestań jątrzyć.152SR- Zupełnie jakbym słyszał Jessego i Rance'a.Na przodzie koń Mitcha chyba się czegoś przestraszył, bo wierzgnął; Jessenatychmiast wyciągnął rękę, chwycił za uzdę, uspokoił zwierzę.Obserwując tę scenę, Molly zastanawiała się, jak to jest mieć takie poczuciebezpieczeństwa.Pewność, że ktoś zawsze poda pomocną dłoń, wyciągnie z opresji.Innymi słowy, jak to jest być McKettrickiem, członkiem rodziny o długiej, barwnejhistorii.Członkiem rodziny, której wszyscy przedstawiciele, od najstarszego aż poDevon, Maeve i Riannę, odznaczają się siłą i wiarą w słuszność własnychprzekonań.Gdyby spełniło się marzenie Psyche, właśnie do tej rodziny mógłby należećLucas.Miałby szansę wyrosnąć na mądrego, nieulękłego człowieka, takiego jakKeegan, Jesse i Rance.Molly przygryzła wargę, starając się zdusić w sobie irracjonalną tęsknotę.- Jest tu Travis z Sierrą? - spytała po dłuższym czasie.- Tak, to tamci.- Keegan wskazał przystojnego blondyna na karym koniu orazwysoką kobietę o krótkich kasztanowych włosach na gniadoszu.Pomiędzy nimi, nakucu, jechał kilkuletni chłopczyk.Molly skupiła na nim uwagę.Liam, tak miał na imię.Czy byłby dobrym bratem dla Lucasa?Azy nabiegły jej do oczu.Obraz jezdzców i koni stał się barwną, ruchomąplamą o nieostrych konturach.Wąska kręta droga cały czas prowadziła pod górę.Ze trzy lub cztery razyminęli kępy topoli, a także strumyk - tyle że Molly nie była pewna, czy ten sam, coprzepływał przez ranczo, czy inny - po czym wjechali pomiędzy strzeliste sosny,których zieleń odcinała się od błękitu nieba.W końcu dotarli na miejsce, na tak zwaną górę Jessego.Inni, którzypodróżowali ciężarówkami, dotarli sporo wcześniej i zdążyli rozbić prowizorycznyobóz.W powietrzu unosił się zapach dymu oraz przyrządzanego nad ogniem153SRjedzenia.W pewnej odległości od ogniska stały rozstawione namioty, ale było ichzdecydowanie za mało, żeby pomieścić wszystkich uczestników wyprawy.Molly uznała, że nie będzie zawczasu głowić się nad tym, gdzie spędzidzisiejszą noc.Nieopodal znajdował się ogrodzony sznurem teren, taka naprędcezorganizowana zagroda, przez środek której przepływał strumyk.Jezdzcy zaczęlizsiadać z koni, przekazywać zwierzęta czekającym kowbojom.Niektórzy ześmiechem masowali sztywne uda.Molly, zbyt dumna, aby prosić kogokolwiek o pomoc, zeskoczyła ze swojegogniadosza i pewnie by się przewróciła, gdyby ktoś jej nie przytrzymał.Obejrzawszy się, napotkała przyjaznie uśmiechniętą twarz Sierry McKettrick.Obok niej stał Liam, poważny chłopczyk w okularach na nosie.- Ty jesteś przyjaciółką Psyche, Molly, prawda? - spytała Sierra, zerknąwszyuprzednio na Keegana.Po czym przedstawiła się, nie przypuszczając, że to zbędnaformalność.Ta kobieta, pomyślała Molly, będzie wychowywać mojego syna.Przez chwilę tkwiła bez ruchu, czekając, aż zaleje ją fala nienawiści, ale taksię nie stało.Sierra miała oczy równie niebieskie jak Keegan, emanowała niemniejszą od niego pewnością siebie i, co najważniejsze, nie wzbudzała żadnychnegatywnych emocji.Wezmie Lucasa pod swoje opiekuńcze skrzydła, uznała Molly.I pokocha go.A jemu będzie z nią dobrze.Zsiadłszy z konia, Keegan trącił Molly łokciem i podał jej Lucasa.- Zsiusiał się.- Mężczyzni.- Sierra pokręciła z uśmiechem głową i popatrzyła z czułościąna chłopczyka.- Przyniosę pieluchy i inne rzeczy.- Keegan oddalił się w stronę pojazdów.154SRKobiety ruszyły za nim.Molly podejrzewała, że Sierra chce wziąć Lucasa naręce, ale nie zamierzała jej go oddać.Jeszcze nie teraz.Sierra będzie miała mnóstwoczasu pózniej, żeby się nim nacieszyć.To ona będzie kołysała Lucasa do snu,opowiadała mu bajki, przyklejała bandaże na zakrwawione łokcie i kolana.Molly tak mocno przytuliła synka do piersi, że ten zaczął się wyrywać.Pocałowawszy go w czubek głowy, rozluzniła uścisk.Keegan tymczasem wyjął z pikapa pudełko pieluszek, jakiś koc, mnóstwochusteczek oraz butelkę z płynem do odkażania.W każdej innej sytuacji na widokpłynu Molly roześmiałaby się wesoło, ale po dzisiejszej rozmowie z Psyche nie byłojej do śmiechu.Keegan rozłożył koc na ziemi, w cieniu, z dala od tłumu i rozgardiaszu.Mollykucnęła, położyła Lucasa przed sobą i przystąpiła do zmiany pieluszki.Keeganponownie skierował się do pikapa; wkrótce wrócił z buteleczką mleka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]