[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że pozostała mu tylko jedna opcja.Musi pojechać doSomerset i sam wszystko zakończyć.Harriet zaczęła lizać jego pierś, co było podnieca-jące, ale odciągało od istotnych spraw.Poza tym jeszcze bardziej podniecała go świado-mość, że już niedługo wreszcie rozprawi się z całą dynastią Farne'ów.A dążył do tego odtak dawna.RLTHarriet znowu go uderzyła, i to jeszcze mocniej.Co za wiedzma! Złapał ją za nad-garstek i przytrzymał.Kopnęła go tak, że aż się skrzywił.Jutro będzie miał sińca.Pró-bował ją pocałować, ale mu się wymykała, aż w końcu ugryzła go w wargę, i to mocno.Oczy miała rozświetlone podnieceniem i złością.Tom poczuł krew w ustach.Rzucił sięna Harriet, potoczyli się po dywanie.Zaczęła okładać go pięściami, ale był silniejszy,więc udało mu się przytrzymać jej ramiona przy podłodze.Po chwili drugą ręką zsunąłspodnie i wszedł w nią, a ona krzyknęła z podniecenia.W tym momencie drzwi się otworzyły i Tom zastygł.Kompletnie w tej chwili niemyślał, rozbudzona żądza przyćmiewała wszystko inne.Chciał tylko kochać się z Harrietaż do całkowitego spełnienia.Do diabła, dlaczego nie zamknął drzwi na klucz? Miałtylko nadzieję, że kiedy niechciany gość zauważy, co się dzieje, natychmiast dyskretniesię wycofa.A potem zobaczył śliczne, wyszywane srebrną nicią pantofelki, i takiż rąbek sukni.A na koniec usłyszał głos Tess Darent:- Ojej, widzę, że jest pan bardzo zajęty, panie Bradshaw.Może powinnam przyjśćpózniej?Tom skurczył się.Nie śmiał podnieść głowy.Wiedział, że jego plany stają się co-raz mniej realne.Czuł się paskudnie, najchętniej zniknąłby z tego pokoju.Gdy Harriet zaczęła wrzeszczeć przenikliwie, w wysokich tonach, zapragnął zatkaćuszy.i w ogóle przestać istnieć.Co za koszmar!A potem było jeszcze gorzej, bo do biura weszły kolejne osoby.Dostrzegł męskietrzewiki tuż koło pantofelków lady Darent.- Na miłość boską, Bradshaw.Ktoś uniósł go, postawił na nogi i nawet podciągnął spodnie.Tom chwycił ich ko-niec.Po jednej stronie miał mężczyznę, którego nie znał, a po drugiej Garricka Farne'a.To on mówił, a Tomowi bardzo nie spodobał się jego ton.- Mam nadzieję, że oświadczysz się wychowanicy mojego zmarłego ojca - dodałGarrick.- Jasne, że nie - odparł Tom.Harriet rzuciła w niego karafką, a potem zaczęła płakać.RLT- Nie chcę za niego wychodzić! - Pociągnęła nosem.- Chcę bogatego starego księ-cia.- Znajdę ci jakiegoś - pocieszała ją Tess.- Jestem w tym dobra.Farne spojrzał w stronę sakwojażu, który zdradzał najbliższe plany detektywa, ispytał:- Jedziesz gdzieś, Bradshaw?Tom zwykle kłamał jak z nut, ale pod bacznym spojrzeniem lady Darent jakoś nicnie przychodziło mu do głowy.- Szukamy mojej siostry - oznajmiła Tess.- Już raz nam pan w tym pomógł i my-ślę, że tym razem będzie podobnie.- Nie mam pojęcia.- zaczął niepewnie Tom.- Zapewne lady Merryn pojechała do Somerset, by dowiedzieć się o twoim potom-stwie, Garrick - rzuciła złośliwie Harriet.- Opowiedziałam Tomowi wszystko o tymdziecku.Książę rzucił się na detektywa, złapał za gardło i wycedził:- Moim dziecku.- Zmrużył oczy.- Mów, co o tym wiesz, Bradshaw.Tom przypuszczał, że czeka go kiepski dzień, nie sądził jednak, że aż tak kiepski.RLTRozdział piętnastyW drodze do Maidenhead wszyscy świetnie się poznali.Merryn dowiedziała się, żestarszy pan, który siedział naprzeciwko, jest stroicielem fortepianów i jedzie do posia-dłości lorda Tate'a w Newbury, by nastroić instrument wykonany w słynnej manufaktu-rze Broadwooda.Zażywna dama, pani Morton, była wdową po bogatym kupcu i jechaławraz z chudą latoroślą o imieniu Margaret do kuzynów na święta, z nadzieją, że córkaznajdzie tam odpowiedniego kawalera.- Tak bardzo bym chciała, żeby był to ktoś z towarzystwa - mówiła pani Morton.-Maggie ma odpowiedni posag, ale jakoś nic nam się nie trafia.Boję się, że nie pozostanienam nic innego, jak zdecydować się na męża, który będzie musiał sam kupować meble,zamiast je dziedziczyć.- Moim zdaniem tak będzie znacznie lepiej - stwierdziła Merryn.- Nie ma pani po-jęcia, jakie straszne mieliśmy meble w domu, gdy byłam dzieckiem.I to tylko dlatego, żenależały do naszego dziedzictwa.Wstawał szary, ponury dzień, w powietrzu unosiły się pojedyncze płatki śniegu, aMerryn siedziała przy oknie i obserwowała krajobraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]