[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapalono światła. Byle nas, mospanie, w powrocie rozbójnicy nie zaskoczyli rzekłPelukowski. Nie mamy się czego obawiać.Powracamy razem, a jest nas tylu, że się na nasrzucić nie ośmielą rzekł Filip. Na zakończenie ja bym poncz życzył. Nie, ten nas dorznie rzekł szlachcic doświadczony; trzymajmy się jużwina i.zdrowie gospodarskie!Wypito i to zdrowie ochotnie.Nikt nie uważał, że po kobiecym toaście, Wiktor iAurelian, przechadzający się po namiocie, zniknęli.W istocie przyszła im fantazya pieszo powracać do Rzymu.Obaj doskonaleznali okolicę, mieli kije i odwagę; pić już się im więcej nie chciało, wysunęli sięwięc w zarośla i po chwili byli na gościńcu.Noc gwiazdzista, chłodna, cicha, prześliczna była do tej przechadzki, jakbynaumyślnie przygotowaną.Aurelian szedł, jak zwykle milczący, Wiktorosmutniały.Długo nie mówili nie: puszczali dym z cygar i z nim myśli swerozbudzone biesiadą, która pomimo wesołości, zostawiła po sobie wrażeniejakieś przykre, szczególniej na Wiktorze.Nie mogła mu zejść z pamięci tanieszczęśliwa istota, którą przeznaczenie wpędziło tu, aby Filipowi struła chwilęzapomnienia o troskach. Ha mruknął w końcu Aurelian dobre to wszystko.miłe ichtowarzystwo, ludzie ogładzeni, mówią że kochają sztukę.ale ja jakoś do nichprzylgnąć nie mogę.Obco mi z nimi. Nad nimi przerwał Wiktor więcej się użalać potrzeba, niż żal mieć donich.Nieszczęśliwe to są istoty.chore dusze.Mają wszystko czego potrzeba dopracy, do czynu, do dzieł wielkich; wykształcenie jakie takie, inteligencyanajczęściej rozbudzona, smak, środki materyalne, a nic nie robią i życie jest imbrzemieniem. Czem się to dzieje? spytał malarz. Wychowaniem odrzekł Wiktor. Rzadko posuwają je dalej nadznajomość powierzchowną, encyklopedyczną rzeczy powszednich.Głównąwagę w wychowaniu ma ogłada.Prawda że w salonie nic im zarzucić niemożna, że ludzie są nadzwyczaj mili, ale rozpieszczeni, egoiści i płosi.Nie idzieim o to, aby coś umieć, lecz aby wszystko jako tako rozumieć, chwycić coś zkażdej rzeczy i błyszczeć.Wyjątek stanowi ten hr.August. Filipowi też inteligencyi odmówić nie można odparł Aurelian. Ani dowcipu; ale zgryziony i zgryzliwy jest i więcej o sobie mniema, niż sięgodzi.Biedny człek! Panie więcej od nich warte zauważył malarz. Masz słuszność potwierdził Wiktor. U nas powszechnie kobietystosunkowo wyżej stoją od mężczyzn, i to jedno pociesza, boć od nich zależyprzyszłość pokoleń.Ale i to dodał są chore dusze.Każda z nich prawiepożyciem z człowiekiem, co jej nie był wart, złamana.Odwagi im braknie, abysamoistniej życiem kierować; dręczą się i marnieją. Lizę to jakby Ary Scheffer malował wtrącił Aurelian. Ma wyraz jegopoetycznych kreacyj niewieścich. Nadało jej go nieszczęście rzekł Wiktor. Przeszłość jej bardzo smutna.Związana była z człowiekiem zwierzęco zepsutym.anioł z bydlęciem!Najpiękniejsze lata życia zeszły na męczeństwie, a gdy wyzwoloną została, niewiem czy ma jeszcze siły rozpocząć życie nowe. Ależ to młoda kobieta! odezwał się Aurelian. Tak, młoda, lecz życie się na lata nie liczy odpowiedział Wiktor.Męczeństwo wyczerpuje za wcześnie i rozczarowuje na wieki.Rozmawiając tak, szli powoli pustym gościńcem.Księżyc, już po pełni póznowschodzący, dopiero się z za gór dobywał.W krzakach i bujnych chwastachpolatywały muchy świecące (luciole) jak ogniki, chwilę migotały w powietrzu,znikały i zjawiały się znowu.Stali właśnie u mostka na wyschłym potoku, za którym licha lepianka,karczemka z kuznią pustą, ciemniała, jakby uśpione stworzenie jakieś, leżącenad drogą.Zdziwił się mocno Wiktor, gdy się zbliżyli, widząc w niej światło, przez otwartedrzwi smugą wychodzące na gościniec.Ciekawość jakaś może artystyczna efektu światła i charakterystyki tegobiednego wnętrza, skłoniła Aureliana do zatrzymania się i zaglądnięcia.Wiktorstanął także.Izba niewielka, której otwarte drzwi wychodziły wprost na gościniec, byłaubogą i bardzo licho w sprzęt nędzny opatrzoną.Stół na chwiejących się nogachcienkich, kilka nadłamanych stołków, u ściany naprzeciw wnijścia rodzajbufetu, na którym stały szklanki od wina, kilka talerzy i prosty dzbanek zestaroświeckiemi malowaniami i ozdoby składały całe gospodarstwo.Nastoliku paliła się ciemno lampka mosiężna zaśniedziała, której knot niewieledawał światła drżącego.W głębi, przy rodzaju łóżka stojącego w kącie, widaćbyło osób kilka, w milczeniu i zakłopotaniu ugrupowanych.Zasłaniały one sobąjakiś przedmiot, którym tak zajęte były, że kroki przybywających i kilka słówpółgłosem wymówionych przez Wiktora nie potrafiły ich od tego zapatrzenia sięoderwać.Aurelian domyślał się jakiegoś wypadku, o które w okolicach Rzymu nietrudno.Sądząc że się na coś przydać mogą, weszli do lepianki.Stojący przy łóżku mężczyzna stary w koszuli i zarzuconej na plecy kurtceaksamitnej, z dawno niegoloną brodą siwą, odrosła jak szczecina, zwrócił się kunim, trochę zdziwiony.Na twarzy jego, starością i życiem ciężkiemzobojętniałej, równie jak na kobiecie żółtej, opalonej, pomarszczonej, która stałaobok niego, malowało się politowanie.Na zapytanie Wiktora, ruszając ramionami, mężczyzna wskazał na łoże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]