[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usunęła się z LaScali, oddając tę scenę rywalce i odnalazła swój drugi muzyczny dom w nowojorskiejMetropolitan Opera, gdzie z kolei Callas, po wywołanych tam skandalach, miała wstępzamknięty.Callas to wielka indywidualność sceny, Tebaldi urzekała przede wszystkim głosem,bodaj najpiękniejszym na świecie, i ten głos mogliśmy usłyszeć nareszcie także w Polsce.Z potężną falą miedzianych włosów, w powłóczystej sukni o morskich odcieniachTebaldi krążyła po zatłoczonej estradzie Filharmonii Narodowej bo i tam dostawionokrzesła dla publiczności rozdzielała uśmiechy, uściski ręki, roztaczała urok wielkiejdamy i wielkiej artystki, a potem zaczęła się uczta: anielski głos, anielski śpiew.Jejrecital stał się dla mnie dużym przeżyciem już wtedy byłem zagorzałym fanem opery ioperowych gwiazd.Nie zdążyłem, niestety, zobaczyć Callas, cieszyłem się, że mogłemprzynajmniej poznać Tebaldi.W tym samym roku co premiera Diabłów.i wizyta Tebaldi odbył się tak ważny dlanas Konkurs Chopinowski.Ważny, bo oto doczekaliśmy się pianisty fenomenalnego Krystiana Zimermana.Oczywiście dostał pierwszą nagrodę i został zarazem pierwszymw historii tej imprezy laureatem, który zdobył też nagrody za najlepsze wykonanie ma-zurków i poloneza.Zimerman miał niespełna dziewiętnaście lat, a już okazał się pianistądojrzałym, o stalowych palcach i niewiarygodnej technice.Jego etiudy, Wielki Polonez,finał Sonaty h-moll były brawurowym popisem nieograniczonych pianistycznychmożliwości.Interpretacje Zimermana cechowała ogromna żywiołowość, świeżość,radość obcowania z fortepianem, jaką przedtem dostrzegano jedynie u ArturaRubinsteina.To pianista, który nie nużył nas ani przez moment; wróżyli mu wszyscywspaniałą karierę i przynajmniej tym razem wróżby w pełni się spełniły.A w cieniu jego sukcesu krył się na tym konkursie także wielki dramat ElżbietyTarnawskiej.Druga nasza potencjalna laureatka w ostatnim momencie utraciła ten tytuł:na finałowym przesłuchaniu już wywieszono jej numer, miała wyjść na estradę, gdynagła niedyspozycja, załamanie nerwowe, pozbawiła ją należnego miejsca w gronielaureatów.Zakulisowa plotka głosiła, że to anonimy, telefoniczne pogróżki, jakieotrzymywała po zakwalifikowaniu się do finału, doprowadziły ją do psychicznegowyczerpania.Trudno powiedzieć, jak było naprawdę, wiadomo, że ten zawód i takikonkurs wymagają niemałej odporności, przykro, że właśnie ona nie wytrzymała tegonapięcia.I z tego, tak bogatego w dobrą muzykę, roku muszę jeszcze odnotować czwartypowojenny i niestety już ostatni w Polsce występ Artura Rubinsteina.Wybrałem sięrazem z Wackiem Kisielewskim do Aodzi, bo tam się ten jedyny koncert odbywał.Zrażony antysemicką nagonką naszego rządu w marcu 1968, Rubinstein nie zamierzałjuż do nas powracać, ale upłynęło sporo czasu, filharmonia w jego rodzinnej Aodziobchodziła sześćdziesięciolecie, zdecydował się zatem przyjąć zaproszenie.W Aodzi,przy Piotrkowskiej, urodził się i spędził dziecięce lata, potem wprawdzie rzadko tambywał, niemniej zawsze w swych wypowiedziach i pamiętnikach podkreślałnierozerwalny związek z rodzinnym miastem.Przyjechał w znakomitej formie, uparcie prostował encyklopedyczne dane, że maosiemdziesiąt dziewięć lat, twierdził, że ma dopiero osiemdziesiąt osiem, lecz trudnobyło mi i w to uwierzyć, gdy słyszałem, jak grał w Aodzi dwa wielkie koncerty: f-mollChopina i Es-dur Beethovena cudowne przeżycie, a tak zagranego Poloneza As-dur,którego dorzucił na bis, nie słyszałem jeszcze nigdy przedtem i już nigdy potem to byłprawdziwie wielki wieczór!Wróciliśmy samochodem Wacka do Warszawy i jeszcze długo w nocy omawialiśmyw SPATiF-ie wrażenia.Szczerze mówiąc, takie nasze długie nocne rozmowy nie były rzadkością,prowadziliśmy z Wackiem raczej niezdrowy tryb życia, to prawda, nie należeliśmy też doosób wysportowanych.Podobnie zresztą i Halina, ona wprawdzie nie wysiadywała znami po nocach, ale też nie była typem sportowym nie graliśmy w tenisa, niejezdziliśmy na nartach, po prostu i jej, i moje dzieciństwo nie dawały szans na wyjazdydo Zakopanego czy bieganie po kortach, dlatego też staraliśmy się zrobić wszystko, abyprzynajmniej zapewnić to Marcinowi.Trudno jednak wpoić dziecku chęć uprawianiasportów, jeśli rodzice nie mogą dać mu przykładu.Tenisa nigdy więc nie opanował,natomiast z nartami jakoś mu się powiodło.Gdy miał osiem lat, pojechaliśmy w marcujak zwykle na Kalatówki.Ja wprawdzie musiałem po paru dniach wrócić do Warszawy,lecz Halina z Marcinem zostali, dzwoniłem do nich codziennie i Halina pewnego dnia zdumą mnie poinformowała: Marcin zjechał dziś z Kasprowego.Niewątpliwie dla ośmiolatka to znaczący wyczyn.Oczywiście zjeżdżał pod okieminstruktora, a spodobało mu się to tak bardzo, że w ciągu kilku dni powtórzył to jeszczecztery razy, a w przyszłych latach Kasprowy nie stanowił już dla niego problemu.Zostałdobrym narciarzem.Rok pózniej kupiliśmy mu rower, chodził też na pływalnię, niemusieliśmy się wstydzić, że mamy sportowego niedojdę, za jakiego ja się uważałem iuważam.Pracowaliśmy nadal bardzo dużo, Halina nagrała wtedy kolejną płytę; panowałamoda na poezję śpiewaną i zdecydowała, że popróbuje sił także w tym gatunku.Wybraławiersze Leśmiana, Iłłakowiczówny, Gałczyńskiego, Broniewskiego i innych.AndrzejKurylewicz miał skomponować muzykę i zająć się całą stroną muzyczną.Niestety, byłato pierwsza i ostatnia jak dotąd płyta Haliny, która nie odniosła sukcesu.Z jakichpowodów? Myślę, że trochę zawinił Kurylewicz to, co on skomponował, okazało siębardzo piękne, szczególnie Leśmiana W innym lesie, w innym sadzie jedna znajlepszych piosenek, jakie Halina nagrała, lecz Andrzej uległ namowom swojej żonyWandy Warskiej i w rezultacie muzykę do kilku utworów na płycie napisała także ona,co nie należało do najszczęśliwszych pomysłów.Drugi powód? Słuchacze oczekiwali odHaliny innych piosenek, dynamicznych, przebojowych, bo do takich ich przyzwyczaiła.Halina to zrozumiała i kolejną płytą odzyskała zaufanie słuchaczy, znów odniosła sukces:nagrała szereg utworów ciekawych muzycznie i świetnych tekstowo, choćby piosenkiBułata Okudżawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]