[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Przynieś no gorzałki i co zjeść.— Ani dydka nie mam, a wiesz, Guciu, że nie zborgują.— mruczała i podniósłszy się z barłogu, jęła ziewać i przeciągać się; wielka była jak piec, twarz miała ogromną, obrzękłą, posiniaczoną i przepitą, a głos cienki, jakby dzieciątka.Pisarz pracował, aż pióro skrzypiało, pociągał cygara, puszczał dym na Borynę, który przypatrywał się pisaniu, zacierał chude, piegowate ręce i raz wraz odwracał wynędzniałą, okroszczoną twarz na Frankę; zęby przednie miał przyłamane, usta sine i wielkie czarne wąsy.Napisał skargę, wziął za nią rubla, wziął na marki drugiego i ugodził się na trzy za stawanie w sądzie, jak sprawa przyjdzie na stół.Boryna się na wszystko zgodził skwapliwie, choć mu ta pieniędzy było żal, bo miarkował, że dwór mu wszystko zapłaci, i z nawiązką.— Sprawiedliwość musi być na świecie, to sprawa wygrana! — rzekł na odchodnym.— Nie wygramy w gminnym, to pójdziemy do zjazdu, zjazd nie poradzi, pójdziemy do okręgowego, do izby sądowej — a nie darujemy.— Zaśbym tam darował swoje! — zawołał z zawziętością Boryna.— I komu jeszcze, dworowi, co ma tyle lasów i ziemi!.— rozmyślał wychodząc na rynek i zaraz jakoś przy czapnikach natknął się na Jagnę.Stała w czapce granatowej na głowie, a drugą jeszcze targowała.— Obaczcie no, Macieju, bo ten żółtek powiada, że dobra, a pewnikiem cygani.— Galanta, la Jędrzycha?— Juści, Szymkowi już kupiłam.— Nie za mała to będzie?— Takusińką ma ci głowę kiej moja.— Piękny z ciebie byłby parobeczek.— Abo i nie! — zawołała zuchowato, bakierując nieco czapkę.— Wnetki by cię tu godziły do siebie.— Hale.inom za droga do służby.— Zaczęła się śmiać.— Jak komu.mnie byś ta za droga nie była.— I w polu robić bym nie robiła.— Robiłbym ja za ciebie, Jaguś, robił.— szepnął ciszej i tak spojrzał na nią namiętnie, aż dziewczyna cofnęła się zakłopotana i już bez targu zapłaciła za czapkę.— Sprzedaliście krowę? — zapytał po chwili opamiętawszy się nieco i wytchnąwszy z owej lubości, co mu jak gorzałka buchnęła do głowy.— Kupili ją la księdza do Jerzowa.Matka poszła z organistami, bo chcą zgodzić parobka.— A to my sobie choćby na ten kieliszek słodkiej wstąpimy!.— Jakże to?— Zziębłaś, Jaguś, to się ździebko ogrzejesz.— Gdziebym zaś z wami szła na wódkę!.— A to przyniese i tutaj się napijem, Jaguś.— Bóg zapłać za dobre słowo, ale mi matki trza poszukać.— Pomogę ci, Jaguś.— szepnął cichym głosem i poszedł przodem, a tak robił łokciami, że Jagna swobodnie szła za nim wskroś ciżby, ale gdy weszli między płócienne kramy, dziewczyna zwolniła, przystawała i aż jej oczy rozgorzały do tych różności porozkładanych.— To ci śliczności, mój Jezus kochany! — szeptała przystając przed wstążkami, które uwieszone w górze, kołysały się na wietrze niby tęcza paląca.— Która ci się widzi, Jaguś, to se wybierz.— rzekł po namyśle przezwyciężając skąpstwo.— Hale, ta żółta w kwiaty, z rubla kosztuje abo i dziesięć złotych!— Nie twoja w tym głowa, weź ino.Ale Jaguś przez siłę i z żalem oderwała ręce od wstążki i poszła dalej do drugiego kramu, Boryna ino pozostał na chwilę.A w tym znowu chustki były i materie na staniki i kaftany.— Jezus mój, jakie śliczności, Jezus! — szeptała oczarowana i raz wraz zanurzała ręce drżące w zielone atłasy, to w czerwone aksamity i aż się jej ćmiło w oczach i serce dygotało z rozkoszy.A te chustki na głowę! Pąsowe jedwabne z zielonymi kwiatami przy obrębku; złociste całe kiej ta święta monstrancja; a modre jako to niebo po deszczu; a białe; a już najśliczniejsze te mieniące, co się lśkniły kiej woda pod zachodzącym słońcem, a lekkie, kieby z pajęczyny! Nie, nie ścierpiała i jęła przymierzać na głowę a przeglądać się w lusterku, które przytrzymywała Żydówka.Ślicznie jej było, jakoby zorze namotała na swoich lnianych włosach; a one modre oczy tak rozgorzały z radości, aż fiołkowy cień padał od nich na twarz pokraśniałą; uśmiechała się do siebie, aż ludzie poglądali na nią, taka była urodna i taka młodość i zdrowie biło od niej.— Dziedzicówna jaka przebrana czy co? — szeptali.Przyglądała się sobie długo i z ciężkim westchnieniem zdjęła chustkę, ale wzięła się targować, bo choć kupić nie miała, a ino tak sobie, żeby oczy dłużej nacieszyć.Ostygła wnetki, bo kupcowa powiedziała pięć rubli, że i sam Boryna jął ją zaraz odwodzić.Przystanęli jeszcze przed paciorkami — a było ich tam niemało, jakby kto cały kram posuł tymi kamuszczkami drogimi, że się lśniły a połyskały ino, aże oczów oderwać było trudno: bursztyny żółte, jakoby z żywicy pachnącej uczynione; korale, kieby z tych kropel krwi nanizane, a perły białe, wielkie jak orzechy laskowe, a drugie ze srebra i złota.Przymierzała Jaguś niejedne i przebierała między nimi, a już się jej widział najśliczniejszym sznur korali, obwinęła nim białą szyję we cztery rzędy i zwróciła się do starego.— Uważacie, co?— Pięknie ci, Jaguś! Mnie ta nie dziwota korale, bo ano leży we skrzyni coś z osiem biczów po nieboszce, a wielkich jak dobry groch polny!.— rzekł z rozmysłem, od niechcenia niby.— Co mi ta z tego, kiej nie moje! — rzuciła ostro paciorki i spiesznie już szła, zachmurzona i smutna.— Jaguś, a to przysiądźmy se ździebko.— Ale, do matki mi czas.— Nie bój się, nie odjedzie cie.Przysiedli na jakimś dyszlu wystającym.— Sielny jarmarek — rzekł po chwili Boryna rozglądając się po rynku.— Przeciech nie mały! — Poglądała jeszcze ku kramom z żałością i często sobie westchnęła, ale już ją odchodziła smutność, bo powiedziała:— Tym dziedzicom to dobrze.Widziałam dziedziczkę z Woli z panienkami, to tyla sobie kupowały, że aże lokaj za nimi nosił! I tak co jarmark!— Kto cięgiem jarmarczy — temu długo nie starczy.— Im tam wystarczy.— Póki Żydy dają — rzucił złośliwie, aż Jaguś obejrzała się na niego i nie wiedziała, co rzec na to, a stary, nie patrząc na nią, zagadnął cicho:— Byli to od Michała Wojtkowego z wódką u ciebie, Jaguś, co?.— A byli i poszli!.Niezguła jeden, jemu też swatów posyłać.— zaśmiała się.Boryna powstał prędko, wyjął z zanadrza chustkę i coś jeszcze w papier owinięte.— Potrzymaj no to, Jaguś, bo mnie trzeba zajrzeć do Antka.— Jest to na jarmarku? — oczy jej pojaśniały.— Ostał przy zbożu, tam ano w ulicy.Weź sobie, Jaguś, to la ciebie — dodał widząc, że Jagna zdumionymi oczami wodziła po chustce.— Dajecie?.Naprawdę la mnie? Jezus, jakie śliczności! — wykrzyknęła rozwijając wstążkę tę samą, co się jej tak podobała.— Hale, ino tak przekpiwacie se ze mnie, za cóż by mnie?.Kosztuje tyla pieniędzy.a chustka czysto jedwabna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]