[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziewczyny się nieco wzdragały, aż któryś z parobków powiedział:— Łakome na okowitkę, kiej kot na mleko, ino się prosić dają.— Sam pijanica zatracony, cięgiem siedzi u Jankla, to myśli, że wszyscy!I piły, odwracały się, przysłaniały twarz ręką, resztę chlustały na ziemię, krzywiły się, mówiły „mocna” i oddawały kieliszek Borynie.Tylko Jagna uparła się i nie piła, mimo próśb i namawiań.— Nawet i smaku gorzałki nie znam i nie ciekawam — powiedziała.— No, siadajcie, ludzie kochane, co jest, to zjemy! — zapraszał stary.Obsiedli po ceregielach różnych, jak to obyczaj każe, ławę i z wolna jedli, a raz wraz pogadywali.Z misek dymiło parą, że przysłoniła wszystkich jak chmurą, z której tylko skrzybot łyżek, mlaskanie i to słowo niektóre słychać było.Jadło zwarzyli wybrane, aż się dziwił niejeden, bo i ziemniaki z rosołem były, i mięso gotowane z prażoną jęczmienną kaszą, i kapusta z grochem — rzetelnie ugościli, po gospodarsku, a do tego Boryna cięgiem zapraszał a przymuszał, a Józia ze swej strony i Hanka pilnowały, by zasię dolać i dołożyć.Witek dorzucał suchych karpów na ogień, że ino trzaskał wesoło, a Kuba przez ten czas, co jedli, znosił kapustę i zsypywał na kupę, a łakomie wciągał w siebie zapachy, oblizywał się i wzdychał.— Pół wołu bym zjadł z jedną abo z dwoma miseczkami kaszy.a juchy tak żrą jak te konie wygłodzone, jeszcze gotowe człowiekowi nie zostawić ni kosteczek — myślał z markotnością i przyciągał pasa, tak mu w kiszkach burczało z głodu.Ale rychło skończyli i podnieśli się z „Bóg zapłać” gospodarstwu.— Niech wam pójdzie na zdrowie.Rumor się uczynił, kto wychodził przewietrzyć się i kości przeciągnąć, kto zaś spojrzeć w niebo, czy się nie przejaśnia, a jak parobki, to żeby na ganku pogzić się z dziewczynami.A Kuba siadł na progu z miską na kolanach i jadł, aż mu się uszy trzęsły, nie zważając na Łapę, któren przypominał się różnie, a widząc, że nic nie wskóra, wysunął się na ganek do psów, co z ludźmi pościągały i gryzły się o kości wyrzucone przez Józię.Wzięli się akuratnie z powrotem do roboty, kiedy Roch stanął we drzwiach z pochwaleniem.— Na wieki! — odrzekli chórem.— Spiesz się, flisie, póki jest na misie.Spóźniliście się, ale jeszcze dla was będzie.— zawołał Boryna, przysuwając mu stołek do komina.— Mleka i chleba daj mi, Józia, a wystarczy.— Jest jeszcze i ździebko mięsa.— ozwała się nieśmiało Hanka.— Nie, Bóg zapłać, mięsa nie jadam.Przymilkli z początku i przypatrywali mu się z życzliwą ciekawością, ale gdy przysiadł do jadła, rozmowy i śmiechy podniesły się na nowo.Tylko Jagna milczała, poglądała często na wędrownika ze zdumieniem, że to taki człowiek jak wszystkie, a u grobu Jezusowego był, pół świata zeszedł i cudów tyla widział.Jak to tam może być w tym świecie? — myślała.— Gdzie to iść, żeby tam zajść?.Naokół przeciech ino wsie a pola, a bory, a za nimi też wsie i pola, i lasy.Ze sto mil trza iść abo i z tysiąc — myślała i miała dziwną ochotę się spytać, ale gdzieby to zaś mogła, wyśmiałby ją jeszcze.Chłopak Rafałów, co to był z wojska powrócił, przyniósł skrzypce, nastroił i zaczął przegrywać pieśnie różne.Cichość się uczyniła, deszcz tylko zacinał w szyby i psy jazgotały przed domem.A on grał wciąż i coraz to coś nowego, przebierał ino palcami i smykiem tak ciągał po strunach, że nuta jakby sama wychodziła.pobożne pieśnie grał jakby la tego wędrownika, któren oczów z niego nie spuszczał, a potem znowu inne, światowe całkiem, tę o Jasiu, jadącym na wojenkę, co ją to często dziewczyny zawodziły po polach.a tak żałośliwie wyciągał nutę z owych drewulek, aż mróz szedł po kościach wszystkich, a Jagusi, że to czujna była na muzykę jak mało kto, łzy ciurkiem pociekły po twarzy.— A przestań, bo Jagusia płacze!.— zawołała Nastka.— Nie.to ino tak.ozbiera mnie zawdy granie.nie.— szeptała zawstydzona kryjąc twarz w zapasce.Nie pomogło to nic, bo choć nie chciała, a łzy same kapały z tej onej tęskliwości dziwnej, co jej była wstała w sercu nie wiadomo za czym.Ale chłopak grać nie przestał, tyla że teraz rznął od ucha siarczyste mazury a obertasy takie, aż dziewczyny usiedzieć nie mogły, ino ściskały dygoczące z uciechy kolana a rzucały ramionami, parobki przytupywali raz wraz i podśpiewywali wesoło — izba napełniła się wrzawą a tupotem i śmiechami, aż się szyby trzęsły.Naraz pies jął skowyczeć w sieni i tak przeraźliwie zawył, że umilkli wszyscy.— Co się stało?Roch rzucił się do sieni tak prędko, że o mało się nie przewrócił o szatkownicę.— I, nic.chłopak któryś przyciął psu ogon drzwiami i bez to tak wył! — zawołał Antek, wyjrzawszy do sieni.— Pewnie to Witka robota — zauważył Boryna.— Ale, Witek by ta psa krzywdził, któren zbiera po wsi wywłóki różne i lekuje.— broniła gorąco Józia.Roch powrócił mocno wzburzony, oswobodzić musiał psa, bo skowyt było słychać już gdzieś w opłotkach.— I pies stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek.Pan Jezus miał też swojego pieska i nie dał nikomu krzywdzić.— powiedział porywczo.— Pan Jezus by tam miał pieska, jak wszyscy ludzie?.— wątpiła Jagustynka.— A żebyście wiedzieli, to miał i Burkiem go przezywał.— Hale.No! Cie.— odzywały się ciekawe głosy.Roch milczał chwilę, a potem podniósł siwą głowę, okoloną długimi, równo nad czołem uciętymi włosami, utkwił blade, jakby wypłakane oczy w ogniu i ozwał się cicho, przebierając palcami ziarna różańca.W owy czas daleki.Kiej Pan Jezus jeszcze po ziemi chadzał i rządy nad narodem sam sprawował, stało się to, coć wam rzeknę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]