[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła ręce, by sprawdzić,jak wysoko może sięgać ta ściana&- Nie trudziłbym się - powiedział zimny, znajomy głos spod drzwi.- Zostałaskonstruowana na całą długość pokoju, od ściany do ściany, od podłogi do sufitu.Jesteś za nią uwięziona.Tessa już sięgała ku górze; lecz gdy usłyszała głos, opadła na pięty i zrobiłakrok do tyłu.Mortmain.Był dokładnie taki, jakim go pamiętała.%7łylasty mężczyzna, niewysoki zwyblakłą twarzą i starannie przyciętym zarostem.Nadzwyczajnie zwyczajny, pozaoczami, zimnymi i szarymi jak śnieżna burza.Miał na sobie kostium w gołębimkolorze, nienadmiernie formalny; jedna z rzeczy, które dżentelmen powinien ubraćwieczorem do klubu.Jego buty były wypolerowane na wysoki połysk.Tessa nic nie powiedziała, jedynie zawiązała szlafrok jeszcze mocniej.Byłobszerny i okrył całe jej ciało, jednak bez halki i gorsetu, pończoch i turniury, czułasię naga i odkryta.- Nie panikuj - zaczął Mortmain.- Nie możesz mnie dosięgnąć przez tą ścianę,ale ja również nie mogę dosięgnąć ciebie.Nie bez usunięcia jej, a to by zajęło trochęczasu przerwał.- Chciałbym, abyś czuła się bardziej bezpiecznie.- Jeśli chcesz, żeby czuła się bezpiecznie, powinieneś był zostawić mnie wInstytucie. Ton Tessy był przerażająco do chłodny.Mortmain nic na to nie odpowiedział, jedynie przechylił głowę i spojrzał nanią, jak marynarz patrzy na horyzont.- Moje kondolencje z powodu śmierci twojego brata.Nie chciałem, aby takwyszło.Tessa poczuła, że jej usta wykrzywiły się w przerażający grymas.Minęły dwamiesiące, odkąd Nate umarł w jej ramionach, ale ani tego nie zapomniała, ani niewybaczyła.- Nie chcę twojej litości.Albo twoich dobrych chęci.Zrobiłeś z niego swojenarzędzie, a potem umarł.To była twoja wina; to było tak, jakbyś zastrzelił go naulicy.- Podejrzewam, że powinienem podkreślić, że to on był tym, który mnieszukał.- Był tylko chłopcem - powiedziała Tessa.Chciała upaść na kolana, rzucić sięna niewidzialną barierę z pięściami, lecz stała wyprostowana i zimna.- Nie miałnawet dwudziestu lat.Mortmain włożył dłonie do kieszeni.- Czy wiesz, jakie dla mnie wszystko było, gdy byłem chłopcem? - spytał,tonem spokojnym, jakby siedział obok niej na przyjęciu i starał się podtrzymaćrozmowę.Tessa pomyślała o obrazach, jakie zobaczyła w umyśle Aloysius aStarkweather a.Mężczyzna był wysoki, szeroki w ramionach& i zielono-skóry, niczymjaszczurka.Miał czarne włosy.Z kolei dziecko, które trzymał za rękę, co byłokontrastem, wyglądało tak normalnie, jak tylko dziecko potrafi - małe, z pyzatymipiąstkami, z różową skórą.Tessa znała imię mężczyzny, bo Starkweather je znał.John Shade.Shade wziął dziecko w swoje ramiona, kiedy przez drzwi domu wlewały siędziwne metalowe kreatury, niczym dziecięce zabawki, tylko że w rozmiarze człowiekai ze skórą zrobioną z błyszczącego metalu.Istoty te były bezpłciowe.Jakkolwiekdziwne, jednak nosiły ubrania - szorstkie kombinezony pracownicze rolników zYorkshire bądz też muślinowe sukienki.Automaty złączyły ręce i zaczęły sunąć, jakbytańcząc country.Dziecko śmiało się i klaskało w ręce.- Dobrze się przyjrzyj, mój synu - zaczął zielono-skóry mężczyzna - pewnegodnia zostanę ich królem, a ty będziesz ich księciem.- Wiem, że twoi adopcyjni rodzice byli czarownikami - powiedziała.- Wiem,że o ciebie dbali.Wiem, że twój ojciec wymyślił diabelskie maszyny, którymi jesteśoczarowany.- I wiesz, co się z nimi stało.Pokój był pogrążony w chaosie.Zębatki, krzywki i inne metalowe narzędzia,rozrzucone wszędzie, wyciekający olej, czarny, niczym krew, zielono-skóry mężczyznai niebieskowłosa kobieta, leżący martwi wśród gruzu.Tessa spojrzała za siebie.- Pozwól mi opowiedzieć o swoim dzieciństwie - powiedział Mortmain.-Mówisz o nich adopcyjni rodzice, ale byli oni moimi rodzicami bardziej, niż mogłabyto sprawić jakakolwiek krew.Wychowali mnie z troską i miłością, tak, jak twoiwychowali ciebie.- Wykonał gest w stronę kominka i Tessa doznała lekkiego szoku,że portrety na ścianie przedstawiały jej własnych rodziców; jasnowłosą matkę izamyślonego ojca o brązowym oczach i z krzywo zawiązanym krawatem.- A potemzostali zabici przez Nocnych Aowców.Mój ojciec chciał stworzyć te piękneautomaty, diabelskie maszyny, jak je nazywasz.Mogłyby być najpotężniejszymimaszynami jakie kiedykolwiek powstały, marzył o tym, i mogłyby ochraniaćPodziemnych przed Nocnymi Aowcami, którzy regularnie mordowali i okradali.Widziałaś niektóre miejsca w Instytucie Starkweatherów.- Wypluł ostatnie słowo.-Widziałaś fragment moich rodziców.Zamknął w słoiku krew mojej matki.I szczątki czarowników.Zmumifikowane szponiaste dłonie, takie, jak paniBlack.Obnażona czaszka, całkowicie oberwana z mięsa, ludzka, pomijając kłyzamiast zębów.Fiolki mętnej krwi.Tessa przełknęła ślinę.Krew mojej matki w słoiku.Nie mogłaby powiedzieć, żenie rozumiała jego złości.I wreszcie pomyślała o Jemie, rodzicach umierających najego oczach, jego własnym zniszczonym życiu i wreszcie, o tym, że nigdy nie szukałzemsty.- Tak, to było straszne - powiedziała Tessa.- Ale to nie usprawiedliwia rzeczy,które zrobiłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]