[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To paskudna robota - powiedział jej Rainwater, kiedy namówi! ją, żeby pozwoliła się odwiezć domiasta.- Nie brzydzę się surowego mięsa.Mogłabym się przydać.- Ma pani inne obowiązki.Oczywiście miał rację.Ale po wygranej potyczce z Conradem czuła się zawiedziona, że musi wracaćdo tak prozaicznych zajęć jak szykowanie i podawanie kolacji lokatorkom w podeszłym wieku.- Poza tym nie wierzę, żeby Conrad się poddał - dodał Rainwater po namyśle.- Możliwe, że wróci.Awtedy będą kłopoty.Ella obawiała się, że tym razem również miał rację.Wiedziała, że po takim publicznym upokorzeniuConrad obmyśla teraz straszliwy odwet.- Co pani powiedział na do widzenia? - zapytał nagle Rainwater.- %7łe stoję po niewłaściwej stronie, coś w tym guście.-Pamiętała słowo w słowo, co Conrad powiedziałjej na odchodnym, ale parafrazując go, unikała osobistych konotacji, z którymi wolała się nieafiszować przed Rainwa-terem.Odwiózł ją do domu i przeprosił, że nie odprowadzi jej do drzwi.- Muszę jak najszybciej wracać do Hatcherów.Prawdopodobnie nie zdążę wrócić na kolację.- Niech pan na siebie uważa.Uchylił kapelusza i odjechał.Wyglądał jak ktoś, kto wygrawszy pierwszą bitwę, wraca na front,podniecony zwycięstwem i spragniony dalszej walki.Ella, z natury łagodna, unikała zwady, jeśli to było możliwe.A jednak zazdrościła Rainwaterowi - wgruncierzeczy w ogóle mężczyznom - że wolno mu wracać do boju i pokazać, na co go stać.Gdy siostry skończyły kolację i przeszły do saloniku na partyjkę kart, Ella namówiła Sollyego, żebycoś zjadł.Margaret przyglądała mu się, chwaląc go za każdy kęs.Odkąd Ella opowiedziała jej, jak sięskończyła konfrontacja na farmie, służąca była w wyśmienitym humorze.Wychwalała pod niebiosaodwagę brata Calvina, Rainwatera i pozostałych mężczyzn, którzy przeciwstawili się Conradowi: Najwyższy czas, żeby ktoś mu utarł nosa".Ella wątpiła, żeby na tym skończyły się kłopoty z Conradem, ale zachowała obawy dla siebie.Podczas gdy Margaret kończyła sprzątać naczynia, Ella położyła Sollyego spać i życzyła spokojnejnocy siostrom Dunne, kiedy mijały ją na schodach, kłócąc się o wynik rozgrywki remika.Przed powrotem do domu Margaret zamierzała wstąpić do slumsów.Ella dała jej na drogę dwa koszez resztkami jedzenia, po czym samotnie zjadła kolację przy kuchennym stole.Prawie skończyła, gdyusłyszała warkot samochodu.Szybko ruszyła do drzwi frontowych i z trudem ukryła rozczarowaniena widok doktora Kincaida, który sapiąc, wchodził po schodkach na werandę.- Dobry wieczór pani - odezwał się, gdy ujrzał ją przez siatkowe drzwi.- Miałem nadzieję, że zdążępanią złapać, zanim się pani położy.Odsunęła rygiel.- Jeszcze nieprędko się kładę.Zapraszam do środka.Gdy przekroczył próg, zaprosiła go do saloniku dla gości.- Napije się pan herbaty?- Nie, dziękuję.Dopiero co skończyłem kolację.Czy jest David?- Wyszedł wieczorem.- Hmmm.- Zdjął kapelusz i usiadł.- Dostałem to dzisiaj i jak najszybciej chciałem się tym z panią po-dzielić.Podał jej dużą kopertę, otwartą.Ella usiadła i wyjęła kilka spiętych, zapisanych na maszynie kartek.Obejrzała nagłówek na papierze firmowym, rzuciła okiem na pierwszą stronę i spojrzała wyczekującona lekarza.- To bardzo poważany specjalista - wyjaśnił.- Przeprowadził kilka badań.Mówiłem pani, że pisałemdo lekarzy w całym kraju, prosząc o informacje na temat uczonych głupków.Jeden z nich pamiętał omojej prośbie i był tak miły, że mi to przysłał.Ten artykuł ukazał się kilka miesięcy temu w pewnymczasopiśmie medycznym.Pomyślałem, że zainteresuje panią i doda otuchy.Podobnie jak mnie.- Dziękuję.- Przerzuciła kartki, czytając podkreślone podtytuły akapitów.- Niektóre dzieci z wadami rozwojowymi podobnymi do Sollyego uczy się mówić i czytać zezrozumieniem, w niektórych przypadkach z bardzo dobrym skutkiem.Ma się rozumieć nikt, nawet tenświatowej sławy specjalista, nie gwarantuje sukcesu w stu procentach, ale każdy zauważalny postęp toolbrzymi krok naprzód, nie sądzi pani?Przycisnęła kartki do piersi i skrzyżowała na nich ręce, jakby ściskała skarb.- Dziękuję, doktorze.Nawet pan sobie nie wyobraża, jaka jestem wdzięczna za pańskie starania.- Chyba jednak sobie wyobrażam - odparł z uśmiechem.Opowiedziała mu o najnowszym osiągnięciuSolly'ego.- Wprawdzie układa tylko kostki domina w jednej linii i według ich wartości, ale wątpię, czywiększość dzieci w jego wieku potrafiłaby się tak skupić i miałaby dostatecznie dużo cierpliwości,żeby zrobić coś tak.- Skrupulatnie?- Tak.- To samo pisze ten lekarz w artykule - rzekł, ruchem głowy wskazując kartki, które wciąż przyciskałado piersi.- Taka precyzja to powszechna cecha dzieci z objawami takimi jak u Sollyego.Przeczytawszy o tych badaniach, doszedłem do wniosku, że byłem w błędzie, namawiając panią dopodawania mu leków.W gruncie rzeczy nikt nie zna możliwości umysłu uczonych głupków, aniewątpliwie są one różne u poszczególnych pacjentów.Solly nie umie wyrazić poziomu swojejinteligencji, nie wiemy więc, do czego jest zdolny.Może potrafi tylko układać domino, a możedysponuje genialnym umysłem.Tak czy owak, jeżeli ocena tych zdolności w ogóle jest możliwa, jestpani to winna zarówno synowi, jak sobie.Powiedziała mu, że napisała do kilku szkół.- Nie dostałam jeszcze ani jednej odpowiedzi, dlatego nie wiem, czy moje starania coś dadzą.Możliwe, że akurat te szkoły nie mają doświadczenia z takimi dziećmi jak Solly.Ale jeśli nawetznajdę szkołę z odpowied-nim programem nauczania, to pewnie i tak czesne okaże się przeszkodą nie do pokonania.- Przerwała,a po chwili dodała cicho: - Poza tym nie wyobrażam sobie, że mogłabym go puścić w świat samego.- Nawet gdyby to było dla niego najlepsze wyjście?- Nie wiadomo, czy on się nada do szkoły, doktorze.Wybór może nie zależeć ode mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]