[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie rozumiała, jak to możliwe, że obdarzyła gouczuciem w tak krótkim czasie.Zresztą to nie mi-ało żadnego znaczenia.Prawdą było, że kochała 73/191tego mężczyznę całym sercem, a każda chwilaz nim spędzona była zródłem zarówno szczęścia,jak i rozpaczy.Musiała to zakończyć, póki jeszcze była w stanie. Sam, to się nie uda.Zaśmiał się, obracając się na łóżku.Dłonią zacząłdelikatnie muskać nagie ramię, wprawiając jejciało w drżenie. A ja uważam, że się udaje i to jak! Nie  zaprotestowała, odsuwając się nabezpieczną odległość.Albo teraz to powie, albonigdy.Wstała z łóżka i zaczęła zbierać porozrzu-cane na podłodze części garderoby. Wiesz o tymrównie dobrze jak ja. O czym ty mówisz?Z rosnącym bólem patrzyła w jego niebieskieoczy, pełne podejrzeń i niepokoju. O tym, że nie możemy więcej tego robić. A dlaczego nie, do cholery? Nie mogę z tobą być, skoro doskonale wiem,jakie masz o mnie zdanie.Sam natychmiast poderwał się z łóżka, nie prze-jmując się własną nagością. O co ci chodzi? Niby jakie mam zdanie o tobie? 74/191To było trudniejsze, niż Anna przypuszczała, alenie zamierzała się wycofać.Lepiej mieć to już zasobą. Garret mi powiedział, co o mnie myślisz.Nietylko to, że jestem wyrachowaną łowczynią boga-tych mężów, ale także nieodpowiedzialną, niedojrz-ałą& Dlaczego się śmiejesz?! Bo to głupie. Aha, dziękuję serdecznie. Nie powiedziałem, że ty jesteś głupia.Nieod-powiedzialna i niedojrzała? Owszem, myślę tak, alenie o tobie, a o swoim bracie.Garret zachowuje siętak, jakby nie zamierzał dorosnąć, i naprawdę niewiem, czy to kiedykolwiek nastąpi. Ale uważałeś, że spotykam się z nim dla twoichpieniędzy.Nie zaprzeczył.To nie miałoby sensu, bo obojeznali prawdę.Po sekundzie, czy dwóch odparłz wahaniem: No, tak.Z początku tak myślałem.Bo nibydlaczego taka kobieta jak ty mogłaby się spotykaćz tym moim niepoprawnym bratem? Naprawdę wierzysz, że byłabym zdolna doczegoś takiego? %7łe mogłabym tak perfidniewykorzystać drugiego człowieka? 75/191 Chyba nie muszę ci przypominać, że twój ojciecma problemy finansowe, a ja mam wystarczającodużo pieniędzy, by ocalić jego firmę.Co miałemmyśleć? Czyli wierzysz w to! To wstrętne. Już nie udawaj takiej obrażonej.Nie byłabyśpierwszą kobietą, która poprzez seks próbujeugrać coś dla siebie.Tego było już za wiele.Jeszcze nigdy nie była takwściekła i jednocześnie bezradna. Sądzisz, że dlatego poszłam z tobą do łóżka?%7łeby coś ugrać? A skąd mam wiedzieć, do diabła? Ty mipowiedz!Palące łzy wstydu napłynęły jej do oczu.W pośpiechu zakładała sukienkę, ani razu nieodwracając się w stronę Sama. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć, nie zbliżajsię do mnie  syknęła. Przyślij mi pocztą czek zamoją pracę. Zwietnie.Zanim wyszła, rzuciła jeszcze zjadliwie: Mam nadzieję, że będziesz często patrzył nawęża i nie zapomnisz, dlaczego ma twoją twarz. ROZDZIAA �SMYBoże Narodzenie było po prostu okropne.Zwiąteczne śniadanie Cameronów pozornie prze-biegało jak zawsze, pośród dowcipnych uwag i ser-decznych uśmiechów, ale wyraznie czuło się nap-iętą atmosferę.Anna z niepokojem obserwowałaojca, dostrzegając pogłębione linie w kącikachoczu i ust.Clarissa zaś udawała, że podpuchniętepowieki i zatkany nos to efekt zwykłego przeziębienia.Poza tym Anna rozpaczliwie tęskniła za Samem.Nie rozmawiała z nim od tamtego feralnego dnia.Zdawała sobie sprawę, że to musiało się takskończyć, ale ta wiedza jakoś nie przynosiła uko-jenia.I jeszcze teraz, gdy patrzyła na ojca, gdywidziała jego przygnębienie, tym bardziej nie umi-ała poradzić sobie z tą sytuacją.Po rozdaniu prezentów udała się wraz z ojcem dogabinetu na filiżankę kawy.To był ich staryświąteczny zwyczaj, jak gdyby kropka nad i pouroczystym śniadaniu.Clarissa zazwyczaj im to-warzyszyła, ale tym razem wróciła do swojej sypi-alni, tłumacząc, że musi wziąć lekarstwa. 77/191 Tato  podjęła Anna, siadając obok niego nabrązowej skórzanej kanapie. Czy jest aż tak zle?Dave Cameron potrząsnął nerwowo głową i Annazrozumiała, że wtargnęła na zakazany teren.Oj-ciec wolał, by zarówno ona, jak i Clarissa żyłyszczęśliwie, beztrosko i w błogiej niewiedzy.Pochwili jednak spuścił głowę, jakby już nie miał siłsam dzwigać kłopotów, które na niego spadły. Na razie nie wygląda to dobrze, kochanie. Czy mogłabym ci jakoś pomóc? Nie chcę, żebyś się tym przejmowała, rozu-miesz?  Zmusił się do krzepiącego uśmiechu.Sytuacja na pewno się poprawi.Jestem przekon-any, że Nowy Rok przyniesie jakieś rozwiązanie.Anna wystarczająco była rozbita po rozstaniuz Samem, a teraz jeszcze i to.Czuła się okropniebezradna, że w żaden sposób nie może ulżyć ojcu,który poświęcił całe życie, by stworzyć wzorcowodziałającą firmę, z której był tak dumny.I teraz mi-ałby to wszystko stracić? Nie smuć się.Poradzę sobie, obiecuję.Nie chcęoglądać twojej smutnej buzi  zażartował, całującją w czoło. Mamy do zjedzenia pyszne świąteczneciasto, pamiętasz?Kolejna rodzinna tradycja.Lukrowane czekolad-owe ciasto, przystrojone płatkami migdałów było 78/191nieodzownym elementem świąt Bożego Nar-odzenia w domu Cameronów. Pamiętam, tato.Chcesz, żebym przyniosła jez kuchni? Tak, proszę.Może zanieś do salonu, zjemy przychoince  odparł, podnosząc się z miejsca. Zajrzędo Clarissy, sprawdzę, czy wszystko w porządkui dołączę do ciebie. Dobrze, tato. Miała gulę w gardle i ostatnie,o czym marzyła, to słodkie, lukrowane ciasto, alenie chciała martwić ojca. Kocham cię.Jego uśmiech był ciepły i szczery, gdyodpowiedział: Ja też cię kocham, córeczko.Nie martw się,dobrze?Kiwnęła głową i wyszła z gabinetu. Miałaś od niego jakieś wiadomości?  spytałaTula, gdy póznym wieczorem spotkały się nazwyczajowej kolacji.Ponieważ Tula nie miała rodz-iny, stało się tradycją, że świąteczną kolacjęcelebrowały razem, przestrzegając jednej ważnejzasady: żadna z nich nie gotowała, więc każdegoroku zamawiały jedzenie na wynos z jakiejś res-tauracji.Tym razem padło na włoską, przynajmniej 79/191z nazwy, knajpę Garcia.Jedzenie było okropne, aleAnna i tak nie miała apetytu. Od Sama?  Pokręciła głową i upiła łyk wina.Nie.I tak jest lepiej.Naprawdę. Akurat.Właśnie widzę.Promieniejeszszczęściem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • lude("s/6.php") ?>