[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dmuchnął lekko w pępek; roześmiała się lekko, beztrosko.Skoro nadal chce się śmiać, wszystko jest porządku.Położył się o b o k niej, wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie.- Dalila - szepnął.T y m razem przyjęła komplement.Głośno wciągnął powietrze, gdy jej drobna dłoń zamknęła się na nim.Prawie umierał z rozkoszy.Z braku doświadczenia dotykała go trochę niezdarnie, ale nie zrezygnowałby z tej chwili za żadne skarby.Wydawało się, że Tess instynktownie wie, co sprawi mu przyjemność.Panował nad sobą resztkami sił, gdy jej usta zamknęły się na jego sutku i przekonał się, że jest równie wrażliwy jak ona na tę pieszczotę.Przez kilka minut leżał bez ruchu, sparaliżowany rozkoszą.Pożądanie narastało.Wreszcie Tess szarpnęła go lekko, jakby chciała wciągnąć go na siebie.Była otwarta i gotowa, ujęła nawet jego biodra, jakby go ponaglała.Jeszcze jedno nie dawało mu spokoju.- Może zaboleć, Tess.- Wiem - szepnęła.- Wiem.Wszedł w nią jednym silnym ruchem i ogarnęła go fala rozkoszy, wstrząsała całym jego ciałem, całą jego istotą.Usłyszał, jak jęknęła, bezradnie, cicho, i zamarł.Wziął jej twarz w dłonie i zasypał pocałunkami.- Przepraszam - szeptał - przepraszam.Zesztywniała, wstrzymała oddech.W końcu głośno wypuściła powietrze z płuc i nabrała tchu.- Już dobrze? - zapytał zmartwiony.- Lepiej.- Przestanę.- Nie.- Zacisnęła dłonie.- Nie! - Jakby na potwierdzenie tych słów, uniosła się lekko, poruszyła instynktownie, zmysłowo.Zapomniał o całym świecie.Pozwolił, by poprowadziła go do spełnienia.Wydawało się, że zna drogę.Wkrótce eksplodował na milion kawałków.- W każdej chwili możesz mi obciąć włosy - powiedział później.Szczęśliwa, zachichotała z twarzą wtuloną w jego ramię.Słuchał tego z przyjemnością: to znaczy, że nie zrobił jej krzywdy, że nie żałuje tego, co miedzy nimi zaszło.Tylko że jeszcze nie szczytowała.Musi coś na to poradzić.Przyłapał się na rozważaniach, ile zniesie, zanim wstyd weźmie górę.Jezu, z doświadczoną partnerką wszystko jest o wiele łatwiejsze.Z drugiej strony.Z drugiej strony za żadne skarby świata nie chciałby przegapić tego doświadczenia z Tess.Szczerze mówiąc, podobała mu się jej świeżość, jej zachwyt nad wszystkim, co nowe.Nagle przyszedł mu do głowy pomysł.- Zaraz wracam - powiedział i pocałował ją w czoło.Wyciągnęła ręce, jakby nie chciała go puścić.Nigdy w życiu nie czuł się równie dobrze.W łazience zmoczył gąbkę ciepłą wodą.Po powrocie do sypialni przysiadł na skraju łóżka i delikatnie umył jej uda.W pierwszym odruchu zareagowała nerwowym chichotem, ale zaraz się odprężyła, pozwalając, by robił co zechce ciepłą, mokrą gąbką.Po chwili Tess jęczała cicho, mimowolnie poruszając biodrami.Jack przyjął zaproszenie, odłożył gąbkę i wślizgnął się między jej uda, tak że mógł pieścić ją ustami.W pierwszej chwili znieruchomiała, ale wkrótce zapomniała o całym świecie, poddawała się jego pieszczotom, jęcząc gardłowo.Wznosiła się coraz wyżej, a Jack rozkoszował się jej reakcją jakby sam to przeżywał.Nagle wplotła palce w jego włosy, jakby z obawy, że odejdzie.Chwilę później osiągnęła szczyt z przejmującym krzykiem.Czasami życie jest takie piękne.Tak cholernie piękne.Prysznic był ciepły.Jack wciągnął Tess do kabiny i trzymał ją w ramionach.Była miękka, ciepła i drobna, przymknęła oczy, uśmiechała się lekko.Podobała mu się taka.Oddałby wiele, żeby zawsze taka była.Szkoda, że to nie potrwa dłużej.Ta myśl popsuła mu humor.Przypomniał sobie, że Tess w rzeczywistości jest kłótliwa i złośliwa.A teraz będzie jeszcze gorsza, bo widział ją bez tarczy ochronnej, bezbronną.Poznał cudowną, łagodną kobietę.Świetnie.Jeśli jeszcze bardziej pogorszył sytuację, Steve i Brigitte nie darują mu do końca życia.Jednak na razie nie chciał o tym myśleć.Na razie nie chciał myśleć o niczym poza kobietą w ramionach.Jak dobrze mieć ją przy sobie.Jak łatwo sobie wyobrazić, że tak będzie już zawsze.- To takie przyjemne - mruknęła.Jej dłonie, śliskie od mydła, błądziły po jego plecach i pośladkach.Odwzajemnił się podobną pieszczotą.Niestety akurat w tym momencie skończyła się ciepła woda.Zazwyczaj na Florydzie zimna woda jest w najgorszym wypadku letnia, lecz tym razem lodowaty strumień sprawił, że jednocześnie wyskoczyli spod prysznica.Tess pisnęła i parsknęła śmiechem.Jack zakręcił wodę.Zmarznięci i mokrzy stali naprzeciw siebie.Powietrze w łazience gęstniało od pożądania i nagle żadne z nich nie czuło chłodu.Po chwili wrócili do łóżka i zapomnieli o całym świecie.Ranek nadszedł za szybko.Jack otworzył jedno oko i rozejrzał się dokoła.Miał przeczucie, że nie ominą go kłopoty, gdy się zorientował, że śpi sam w łóżku Tess.Ukryła się w kuchni.Kuliła się nad kubkiem kawy.Nie słyszała, jak nadchodził, więc obserwował ją przez dłuższą chwilę.Boże, wygląda jak kupka nieszczęścia.Jak przemoknięty kociak.Albo zbity pies.Cholera.Najchętniej odwróciłby się na pięcie i odszedł jak najdalej od tego wszystkiego.Ich wspólna noc była piękna, a takie przeżycia nie zdarzają się często.Powinni świętować, a nie żałować.Powinni razem szykować romantyczne śniadanie, a nie szykować się do kłótni.Co też mu chodzi po głowie? Romantyczne śniadanie? Bliskość Tess ma zły wpływ na jego władze umysłowe.Nigdy nie myślał o takich rzeczach.Wiedział, że co ma być, to będzie, ale czasami da się to opóźnić.Podszedł do dzbanka z kawą.Kątem oka widział, jak Tess gwałtownie podniosła głowę i zaraz znowu utkwiła wzrok w kubku.- Dzień dobry - zaczął z nadzieją, że po głosie nie pozna, jak się czuje: jakby wkraczał na pole minowe, nie mając zielonego pojęcia, gdzie sarniny.- Dzień dobry - odparła cicho.Zdecydowanie za cicho.Za smutno.Zbyt niepewnie.Stłumił westchnienie, odsunął sobie krzesło i usiadł koło niej.Nieważne, że Tess stara się utrzymać dystans; nie pozwoli, by podzielił ich stół.Jeszcze nie.Nie powiedziała nic więcej.Czekał.Jeśli ludzie chcą mówić, odezwą się w swoim czasie.Ta strategia sprawdzała się doskonale w przypadku handlarzy narkotykami, którzy prędzej czy później zaczynali opowiadać, czy to żeby się pochwalić, czy żeby sobie ulżyć.Tylko nieliczni potrafili długo milczeć.Najwyraźniej Tess jest wyjątkowa.Siedziała bez słowa, ponuro wpatrzona w kubek z kawą.- Czy.czy to jeszcze niewyspanie, czy stało się coś strasznego? - zapytał w końcu.Podniosła wzrok, uśmiechnęła się z wysiłkiem.- Nie lubię rano wstawać.- Aha.- Nie uwierzył.Świetnie.Po prostu świetnie.W nocy najlepszy seks w jego życiu, a już na pewno w jej, przecież jest taka niedoświadczona, a rano siedzi ponura jak śmierć.Nic tak dobrze nie robi na męskie ego.I na serce, bo chyba to go właśnie boli.Stary instynkt podpowiadał, żeby odejść.Od lat unikał emocjonalnych więzi z kobietami; zawsze odchodził.Była to najprostsza droga obrony.Korzystał z niej skwapliwie, tłumacząc sobie, że ze swoim zawodem nie nadaje się na męża.Jego zdaniem kobieta wyobraża sobie, że pogodziłaby się z jego długimi nieobecnościami i ciągłym niebezpieczeństwem, ale gdyby przyszło co do czego, zamieniłaby w piekło życie ich obojga.Tak więc unikał płci pięknej ze szlachetności - tak przynajmniej sobie wmawiał.Choć wiedział doskonale, że nie są ani słabsze, ani bardziej delikatne.Właściwie, jakby się temu dokładnie przyjrzeć, kobiety są o wiele silniejsze od mężczyzn.Lecz są także o wiele bardziej uczuciowe.Faceci powinni zawsze mieć to na uwadze.Zapomniał o tym ostatniej nocy i teraz zrobiło mu się głupio.Powinien był wykazać więcej rozumu.- Czy.-nie wiedział, jak o tym rozmawiać - czyjesteś zła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]