[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłtak inny.Tańczył z Adą w kuchni.Nie miał żadnej pracy, którą dałoby się nazwać.Nigdy nie było go w domu.%7ładen z Hegartych nie odziedziczył po nim brązowych psich oczu ani pięknego,długiego nosa chociaż wszyscy jego wnukowie z czasem wyłysieli.Liam nie mógłtego przewidzieć, kiedy stał tam i czekał, żeby zrobić, co powinien, gdy tylkodowiedział się, co.Nie przewidział, że umrze łysy jak kolano, chociaż chyba obojewiedzieliśmy, pochylając się, żeby dotknąć ręki zmarłego, że i Liam umrze.Bo już szykował się do drogi.Jeżeli mnie zapytacie, jak mój brat wyglądał po śmierci, odpowiem, że jakprzedstawiony w skróconej perspektywie, zmarły Chrystus Mantegny w piżamie worientalne wzory.Może tak wyglądają wszyscy zmarli, a może nabiera się takiegowyglądu, leżąc na wysokich marach, nogami do drzwi.Dopiero wtedy przekonałamsię, że Liam nie żyje, kiedy w końcu zobaczyłam go w Brighton, bo leżał tak wysokonad ziemią, na czymś bardzo twardym i płaskim, a przecież zmarłym nigdy nie jestniewygodnie nawet kiedy próbujemy ich tak ułożyć.Chyba nie spojrzałam na jegogłowę ani nie pomyślałam o łysinie, zresztą o niczym wtedy nie myślałam.Cieszyłamsię, że mam za sobą odrobinę doświadczenia to znaczy w oglądaniu bo chociażkochałam Charliego, to niewymuszoną, zatroskaną miłością dziecka, które zawszegotowe jest pokochać kogoś nowego.Nigdy jednak nie przyglądałam się długo ciału brata, czy to żywego, czyumarłego, jego kształtom, członkom ani fakturze skóry.Dlatego nie przypominamsobie Liama ze szczegółami.Wydawał się całkiem odmieniony, Charlie natomiastwyglądał prawie tak samo jak za życia.Kiedy zastanawiałam się nad tą głupią piżamąz lumpeksu, zrozumiałam, że dlatego w ogóle zaciągnięto nas po schodach domu wBroadstone że Ada czuła, że jego dni są policzone.Wiedziała to od dawna.I chciałanas ośmiolatkę i chłopca, który dopiero co skończył dziewięć lat przygotować.A może była tak pogrążona w żałobie, że musiała w nią wciągnąć wszystkich,nawet dzieci.Może chciała, żeby cały świat zobaczył i się przeraził.Mnie to nie przeraziło, ale poczułam osamotnienie.Nawet nie z powodu śmierciCharliego bo dziadek wcale mnie nie obchodził, nienawidziłam go i miałamnadzieję, że tam pod ubraniem roi się od robaków.Po prostu nie chciałam być w tympokoju, ale nikogo to nie obchodziło.Moje uczucia się nie liczyły nie tylko w tejsytuacji, lecz przez całe życie.Przy akompaniamencie różańca mruczanego na schodach Liam cofnął się, a jastałam jak wryta i nie chciałam się ruszyć.Liam położył mi rękę na przedramieniu,już zsiniałą od rozkładu; za plecami Ada przynaglała szeptem, żebym się ruszyła.Ja jednak ani drgnęłam.Babka straciła cierpliwość.Podeszła zamiast mnie, dotknęła nieboszczyka;najpierw musnęła go w przegub, potem, niejako impulsywnie, przejechała pożuchwie.Następnie przyłożyła dłoń do jego twarzy, od ucha do brody, ujęła go zaszczękę.Dopiero po chwili zdaliśmy sobie sprawę, że się zablokowała.W końcu ktośpodszedł i oderwał jej dłoń od zimnego policzka Charliego, po czym obejrzał się nanas, jak gdyby chciał powiedzieć: Dość tego.Jak gdybyśmy to my ponosili winę za owo zażenowanie ciałem nieboszczyka imiłość wciąż pulsującą w ciele Ady miłość, która nie wiedziała, gdzie się podziać. Już dosyć.Pan Nugent.Któżby inny.Wreszcie przypominam sobie Nugenta, chyba pamiętałam go od początku, był wtym pokoju, pod szafą, toteż mucha, sfrunąwszy z szyi Charliego, przeleciała obokniego, by poszybować do światła w oknie i do żaluzji.Kiedy weszliśmy, siedział zwyciągniętą szyją, łokcie trzymał oparte na kolanach, z dłoni zwisał mu różaniec, amahoń za jego plecami miał prawie tak ciemny kolor jak jego garnitur.Nie ufam rozmodlonym mężczyznom.Kobiety nie mają oczywiście wyboru aleo czym myślą mężczyzni na klęczkach? Modlitwa chyba nie leży w ich naturze: sązbyt dumni.Tymczasem on, wzdychając, klepał zdrowaśki, kiedy wparowaliśmy do środka: ja,która powinnam panować nad sytuacją, mój brat, chudy i smutny, w szarym szkolnymswetrze, a za nami Kitty.Teraz muszę oczywiście włączyć Kitty, moją młodszą siostrę, która wlecze się zanami po schodach, bo od początku też musiała iść.Kitty zachowała się podobnie jakprzy przyjmowaniu komunii świętej podeszła ze spuszczoną głową i pobożnieprzekrzywioną twarzą.Czy położyła stokrotkę na piersi Charliego, dziecinny jaskierna poduszce? Nie.Z tego, co pamiętam, wystąpiła naprzód, powiedziała: Pa, pa i odwróciła się do wyjścia.Miała sześć lat.Uwielbiała publiczność.Powinnam się była domyślić, bocodziennie wieczorem musiałam nawijać jej włosy na papiloty, żeby loki się trzymały.Nugent siedział tam przez cały czas: niemy świadek odwagi Liama, ujmującejpobożności Kitty, a także wielkiej bańki egoizmu, która wezbrała i pękła mi w piersi.Rozprysła się z ogromnym, żałosnym, przebrzydłym hukiem, dając mi dowód, żeżyję.Wszystko pamiętam dokładnie.Papiloty Kitty, chociaż za nic w świecie nie mogęprzywołać w pamięci jej sześcioletniej twarzy.I też za nic w świecie nie mogę sobieprzypomnieć twarzy Liama, chociaż nigdy nie zapomnę, jak dotknął martwej rękiCharliego przy czym Liama była upstrzona fioletowymi sińcami, a Charliegoprzejrzysta, bo jego ciało wyrzuciło już z pamięci, jaki ziąb panuje w tym domu.Pozostały fotografie.W swoim prywatnym lustrze widzę strzęp uśmiechu brata, tongłosu, który czasem sama przybieram.Nie uważam, że tak naprawdę pamiętamyswoją rodzinę.Po prostu w niej żyjemy.Pewna jestem tylko tych rzeczy, których nigdy nie widziałam a są to moje małebluznierstwa Ada i Charlie leżą w małżeńskim łożu, jej wzgórek łonowyprzypomina cherlawego kurczaka pod jego wielką dłonią lub jego sprzęt smętnie ciążyAdzie w ręce, gdy sięga pod jego brzuch, żeby przyciągnąć go do siebie.Słońce wkwiecistych zasłonach.Szczęście.11W przeddzień śmierci Liama otwierałam dziewczynkom drzwi samochodu i wprzelocie zobaczyłam swoje odbicie w szybie.Znikło, a kiedy moje córki wysiadłyalbo wróciły, żeby podnieść z podłogi jakiś kawałek różowego plastiku, zajrzałam wciemną czeluść samochodu.Kiedy zamknęłam drzwi, moje odbicie znów gwałtowniena mnie natarło.Słońce przedzierało się przez chmury ostro kontrastujące zcudownym, intensywnie błękitnym niebem w oknie, a po mojej posępnej twarzyprzemknął uśmiech.Pamiętam, że pomyślałam: Jaka ja jestem szczęśliwa.Miłowiedzieć.Jestem szczęśliwa.Rebecca ma teraz osiem lat i jest bardzo podobna do mnie.Emily ma sześć, czarnewłosy i lodowato błękitne oczy, jakie się ma na wybrzeżu Atlantyku oczyHegartych, tyle że jeszcze bardziej wyraziste a kiedy wyprostujemy Emily zęby,kiedy Rebecca przestanie się tak wydurniać i nauczy obnosić swój wzrost, obie mająszansę wyrosnąć na naprawdę piękne kobiety.Moje córki nigdy same nie przeszły przez ulicę.Nigdy nie dzieliły z nikim łóżka.Należą do innej rasy.Rosną, nie przymierzając, jak rośliny, jakby składały się zgałązek oraz kwiatów, nie z ciała.Mimo to rodzice je męczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]