[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie prawdziwy skandal! PaniDaubrun, łagodna i dobra osoba, płakała rzewnymi łzami.Sabina uważa się za bezkarną, a jej prowokacyjne zachowanie wywołało tylko falę sympatii dla tej, którą chciałaobrazić.Piękna hrabina de Peyrac udała, że nie zauważyłatych gestów i była bardzo uprzejma".Panna d'Hourredanne robi przerwę w pisaniu.96Zapadła głęboka i cicha noc.U stóp łóżka, na stopniach alkowy, śpi czarno-biała suka.Kobieta rozsuwa zasłony, gdyż chce widzieć okno wychodzące na drugą stronę ulicy, gdzie stoi dom markiza deVille d'Avraya.Tam także już wszystko ucichło.Dom tonie w ciemnościach.Migoczą jeszcze tylko jakieś światełka, pochodzącepewnie z lampki nocnej albo wygaszonego pieca w kuchni.Wydaje jej się jednak, że na pierwszym piętrze widzi dwiesylwetki, kobiety i mężczyzny, spoglądających przez okno.Ten widok wywołuje w niej jakieś wspomnienia, w którychniepokój miesza się z ciekawością.Ich powodu nie potrafiwyjaśnić.Z całą pewnością noc jest szczególnie spokojna, podobniejak atmosfera w tym małym domostwie, gdzie piękny zegaropowiada cicho swoje tik-tak. Słyszałam, że na siedzibę otrzymali dwór stojący naskraju doliny.Przygotowano go dla pewnej dobrodziejki,księżnej de Maudribourg, która powinna była przybyć w lecie ze swoją asystą i darami.Tymczasem słuch o niejzaginął!.Krążą plotki, że utonęła.Oni śpią tej nocy u Ville d'Avraya.Znasz go.Zawszechce mieć to, o czym wszyscy mówią bez różnicy, czy toprzedmioty, czy ludzie.Umarłby z rozpaczy, gdyby nie mógł się wyróżniać!Czy zatrzymają się na dłużej w domu markiza? %7łyczyłabym tego sobie, ponieważ z mojego okna mogłabym widziećwszystkie ich ruchy.Ciekawe, czy przyzwyczają się do sąsiedztwa EustachegoBanistere'a.Od czasu, kiedy ten zrezygnował z wyprawi zaczął handlować z Indianami skórami oraz wódką, za cozostał ekskomunikowany, wszedł w konflikt ze wszystkimi.Jego dzieci to nicponie, które płatają setki figlów dzienniei męczą psa.Wiesz, jak bardzo kocham zwierzęta i jestemna tym punkcie wrażliwa.Wybacz, moja droga przyjaciółko, ale nie zaczęłam jeszcze czytać twoich listów.Sam ich widok dostarcza mi jużwiele radości.Mówiąc między nami, kochana, cieszę się, że ci przybysze97z południa wnoszą tyle urozmaicenia.Będę miała o czympisać.Tym razem przedstawiłam ci tylko zarys spraw.Tysiące szczegółów zostawiam sobie na pózniej.Reasumujmy: Uwodzicielka jest tutaj i nie opuści nasszybko.Wydaje mi się, że czerwień słońca dzisiejszego wieczoruzdradza szybkie nadejście chłodów.Mimo to tysiące dzikichgęsi, które zatrzymały się na Przylądku Burz, nie zdecydowały się jeszcze odlecieć na południe.Od tej chwili nie przybędzie już ani nie odpłynie żadenokręt.Nasi goście zostaną tutaj na zimę.Wiele pytań trzebazostawić bez odpowiedzi.Dopiero na wiosnę, wraz z nadejściem okrętów z rozkazami króla, zostaną uregulowanewszystkie rachunki."Gdyby lotem ptaka puścić się z okien domu pannyd'Hourredanne i wzlecieć ponad dachami i kominami Górnego Quebecu, dotarłoby się do zamku Zwiętego Ludwika,twierdzy dominującej nad rzeką.W jednym z okien widać zapaloną lampę.De Castel-Morgeat, czerwony z wściekłości, bije swojążonę.Półgłosem, aby nikogo nie obudzić, wyładowuje swójgniew i niechęć. Czy nie wystarczy, pani, że pogardzasz mną w moimwłasnym domu; że od chwili, kiedy cię poślubiłem, dajeszmi do zrozumienia, iż jestem niemal intruzem; że okazujeszpublicznie pogardę dla mnie, przez co staję się pośmiewiskiem dla głupców.Doprowadzasz do tego, że zarzuca misię krzywoprzysięstwo i ośmieszasz mnie w oczach żołnierzyi Indian.Mnie, porucznika Jego Królewskiej Mości.Sabina de Castel-Morgeat spuszcza wzrok.Ciosy zaskoczyły ją.Już od dawna, od lat nie podniósł na nią ręki.Nie odmawia mu prawa do gniewu, ale pogardza nim zato, że tak łatwo zmienił maskę.Przez cały czas popierał ojca Orgevala, domagając sięzapobieżenia niebezpieczeństwu, które zawisło nad Akadią,grożącemu ze strony tych najezdzców.Niebezpieczeństwu98także diabelskiej natury.Po raz pierwszy od dawna podzielał jej zdanie.Może odczuwał wyrzuty sumienia? Zapewniał jezuitów o swojej wierności, udawał odważnego.Wystarczyło tylko, że Frontenac zaczął go naciskać, przekonywać o korzyściach płynących ze spotkania z Gaskoń-czykiem.Wystarczyło, że ojciec Orgeval zniknął nagle, jakbyprzyznając się do porażki.A teraz on chce ją pognębić,poniżyć raz jeszcze.Przede wszystkim zaś wystarczyła wieść o tym, że tenniesłychanie bogaty człowiek zbliża się na czele potężnejfloty.Człowiek, o którym krążą słuchy, że jest czarownikiem, przybywa pewny łatwego zwycięstwa, bez jednegowystrzału.A jednak nie obyło się bez wystrzału! To ona odpaliładziało, podobnie jak niegdyś panna de Montpensier strzeliłado swojego kuzyna, króla.Co to za rozkosz dla kobietyczuć w ręku potęgę armaty! Jak mogła przewidzieć, że napokładzie znajdował się jej syn, Anne-Francois? Wszystko,cokolwiek zrobi, zwraca się przeciwko niej!Ponieważ jednak Anne-Francois wyszedł z tego całyi zdrowy, nie żałuje swojego kroku.Ten gest odwagi zmazał hańbę ogólnego tchórzostwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]