[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co najmniej przez trzy ostatnie dni czuła się dziwnie, a jej twarz miałaobcy wyraz.Chyba będzie musiała zdobyć jakoś te pięćdziesiąt dolarów,bo inaczej kto wie, co się zdarzy? Była uodporniona na opowieści otragediach ludzkich, o skandalicznych oskarżeniach i nieprawdopodobniesurowych karach, które w monstrualny sposób wyrosły z przypadkówniewiele większej wagi niż jej zaniedbanie jej odmowa kupnaobligacji pożyczki wojennej.Nie, uznała, że jej twarz nie jest widokiemmiłym dla oka, zaczerwieniona i błyszcząca, a włosy wyglądają tak,jakby nagle postanowiły rosnąć w odwrotnym kierunku.Muszę coś ztym zrobić, nie mogę się tak Adamowi pokazać, pomyślała wiedząc, żeteraz, w tym momencie, Adam nasłuchuje, czy nie porusza się klamkaw jej drzwiach, i że jak ona wyjdzie, będzie w sieni albo na ganku, nibyzupełnie przypadkiem.Południowe słońce rzucało zimne, ukośne cieniena pokój, w którym, powiedziała sobie, chyba mieszkam, a ten dzieńzaczyna się zle, ale z takich czy innych powodów wszystkie dni zaczynająsię teraz zle.W pół oszołomieniu spryskała włosy perfumami, włożyłaczapkę i żakiet z kretów nosiła je drugą zimę, ale wciąż były ładne,wciąż miłe w noszeniu, jak to dobrze, jak to dobrze, że zapłaciła za nie tępotworną sumę.Przez cały ten czas sprawiały jej przyjemność i wcale niechciałaby mieć z powrotem pieniędzy, które na nie wydała.Może sobiejakoś poradzi z tymi obligacjami pożyczki.Nie mogła znalezć dziurkiod klucza, musiała się schylić, żeby ją odszukać, a potem stała chwilęniezdecydowana, z uczuciem, że zapomniała czegoś, co pózniej będziejej bardzo potrzebne.Adam był w sieni, krok od swoich drzwi; obrócił się szybko, jakgdyby zdziwiony, że ją widzi, i powiedział: Dzień dobry.Więc jednaknie muszę dzisiaj wracać do obozu& Nie uważasz, że mam szczęście?Miranda uśmiechnęła się do niego wesoło, ponieważ jego widokzawsze sprawiał jej przyjemność.Miał na sobie nowy mundur i byłcały oliwkowy, opalony, ogorzały, od stóp do głów koloru siana i kolorupiasku.Znowu półświadomie zauważyła, że w pierwszej chwili zawszesię do niej uśmiecha; że powoli jego uśmiech znika; że oczy robią mu sięnieruchome i zamyślone, jak gdyby czytał w kiepskim świetle.Wyszli razem w piękny dzień jesienny, szli roztrącając stopamijaskrawe, poszarpane liście, podnosząc twarze do szczodrego nieba, którebyło naprawdę niebieskie i bezchmurne.Na pierwszym rogu czekali,aż przejdzie kondukt pogrzebowy; żałobnicy siedzieli sztywno i prosto,jakby dumni ze swojego smutku. Chyba się znów spózniłam powiedziała Miranda jak zawsze.Która godzina? Prawie wpół do drugiej odparł, przesądnym wyrzuceniem rękido góry ściągając rękaw.Młodzi żołnierze wciąż jeszcze wstydzili sięswoich zegarków na rękę.Ci, których Miranda znała, byli chłopcami zmiast Południa i Południowego Zachodu, położonych z dala od wybrzeżaatlantyckiego, i uważali, że tylko niewieściuchy noszą takie zegarki. Damci klapsa po zegarku , uśmiechał się głupawo jeden komik wodewilowydo drugiego i był to zawsze dobry kawał, nigdy się nie starzał. Uważam, że to bardzo praktyczny sposób noszenia zegarka powiedziała Miranda. Nie musisz się rumienić. Prawie już do niego przywykłem zapewnił ją Adam, którypochodził z Teksasu. Powtarzano nam w nieskończoność, że wszyscyoficerowie zawodowi, naprawdę męskie typy, noszą zegarki na ręku.To jeszcze jedna z tych okropności wojny dodał. Czy jesteśmy tymstrapieni? Myślę, że tak.To był ich żargon, odbijali sobie słowa jak piłeczkę. Wyglądasz nato powiedziała Miranda.Adam był wysoki i barczysty, wąski w pasie i biodrach, pozapinanyna niezliczone ilości guzików, sprzączek, wtłoczony jak w uprząż w swójnowy mundur, w kroju tak sztywny i opięty jak kaftan bezpieczeństwa,chociaż uszyty z doskonałego, miękkiego materiału.Szył wszystko namiarę u najlepszych krawców, wyznał Mirandzie, kiedy mu powiedziała,jak szykownie wygląda w nowym oficerskim mundurze. Nie jest łatwozrobić z tego coś, co by wyglądało przyzwoicie wyjaśnił. Przynajmniejtyle należy się ode ranie mojej ukochanej ojczyznie& żebym nie wyglądałjak włóczęga.Miał dwadzieścia cztery lata, był podporucznikiem w kompaniisaperów, chwilowo na urlopie, ponieważ jego jednostka miała być wkrótcewysłana do Europy. Przyjechałem, żeby zrobić testament powiedziałMirandzie i kupić zapas szczoteczek do zębów i żyletek.Jak myślisz,co za szczęśliwy traf sprawił spytał ją że wynająłem pokój w domu, wktórym mieszkasz? Skąd wiedziałem, że tam jesteś?Idąc wolno, krok w krok (jego mocne, wybłyszczone, ładne butystąpały pewnie obok jej czarnych zamszowych pantofli na cieniutkichpodeszwach), odsuwali jak mogli najdalej koniec tych wspólnych chwil,podtrzymywali jak mogli najlepiej błahą rozmowę, rozmowę płynącą tami z powrotem po małych rowkach wyżłobionych w cienkiej zewnętrznejwarstewce mózgu, mówili rzeczy, które można powiedzieć i jednocześnieusłyszeć ich uspokajające brzmienie nie niszcząc blasku, co igrał imienił się wokół prostego i zachwycającego cudu: oto są dwojgiem ludziimieniem Adam i Miranda, oboje mają po dwadzieścia cztery lata i żyjąna ziemi w tym samym czasie. Miałabyś ochotę zatańczyć, Miranda? i: Zawsze mam ochotę tańczyć, Adam! ale były jeszcze przeszkody nadrodze, dzień, który miał się zakończyć tańcem, był bardzo długi.On dzisiejszego ranka naprawdę wygląda jak piękne, zdrowe jabłko,pomyślała Miranda.Przy takiej czy innej okazji w jednej z rozmówpowiedział jej z dumą, że nie pamięta, żeby go kiedykolwiek w życiucoś bolało.Zamiast spojrzeć ze zgrozą na tego potwora, Mirandazaaprobowała jego monstrualną wyjątkowość.Jeśli idzie o nią, miałazbyt wiele rozmaitych dolegliwości, żeby o nich wspominać, więc niewspomniała.Po trzech latach pracy w redakcji dziennika miała złudzenie,że jest dojrzała i doświadczona; było to jednak, doszła do wniosku,zwykłe zmęczenie wywołane kładzeniem się spać o nieludzkich (bow takim duchu ją wychowano) porach, nieregularnymi posiłkami wbrudnych restauracjach, piciem niesmacznej kawy przez całą noc iwypalaniem ogromnej ilości papierosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]