[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgubiła mnie ta chwila wahania.Myślę, \e nawyk ukrywania się wyostrzył słuchPedra Trzeciego Garcii i instynkt dał mu znać o niebezpieczeństwie.W ułamku sekundyodzyskał świadomość, lecz nie otworzył oczu, postawił w stan alertu wszystkie mięśnie,napiął ścięgna i całą energię wło\ył w nieprawdopodobny skok, który w jednym zrywie rzuciłgo o metr od miejsca uderzenia kuli.Nie zdą\yłem wycelować ponownie, poniewa\ pochyliłsię, chwycił kawał drewna i rzucił nim we mnie; trafił prosto w fuzję, która poleciała daleko.Pamiętam, \e bezbronny poczułem, jak ogarnia mnie panika, ale natychmiast dostrzegłem, \eon jest bardziej przestraszony ode mnie.Obserwowaliśmy się w milczeniu, dysząc, jedenczekał na pierwszy ruch drugiego, by skoczyć.Wtedy zobaczyłem siekierę.Była tak blisko,\e mogłem jej dosięgnąć bez trudu, i to właśnie uczyniłem nie zastanawiając się dwa razy.Chwyciłem siekierę i z dzikim krzykiem, który wyrwał mi się z samych trzewi, rzuciłem sięnań gotów jednym ciosem rozpłatać go od góry do dołu.Siekiera zabłysła w powietrzu ispadła na Pedra Trzeciego Garcię.Strumień krwi zalał mi twarz.W ostatniej chwili uniósł ramiona, by powstrzymać cios, i ostrze siekiery obcięło mutrzy palce prawej ręki.Z wysiłkiem zrobiłem krok do przodu i padłem na kolana.On zaśprzyło\ył rękę do piersi i zaczął uciekać, przeskoczył sterty tarcicy i pnie le\ące na podłodze,dopadł konia, dosiadł go jednym susem i krzycząc straszliwie znikł mi z oczu wśród cienisosen.Zostawił po sobie strumień krwi.Sapałem klęcząc i podpierając się łokciami.Minęło kilka minut, zanim się uspokoiłem izrozumiałem, \e go nie zabiłem.Moją pierwszą reakcją było uczucie ulgi, bo gdy poczułem,jak gorąca krew tryska mi na twarz, nagle przeszła mi nienawiść i musiałem zdobyć się nawysiłek, by przypomnieć sobie, dlaczego chciałem go zabić, i uzasadnić wściekłość, któramnie zalewała, rozsadzała pierś, dzwoniła w uszach i przesłaniała mgłą oczy.Zdesperowanyotworzyłem usta, usiłując wypełnić powietrzem płuca, i zdołałem podnieść się, ale zacząłem108dr\eć, zrobiłem parę kroków i opadłem na kupę desek, dostałem mdłości i nie mogłemprzywrócić rytmu oddechowi.Myślałem, \e zemdleję, serce skakało mi w piersi jak oszalałamaszyna.Musiało upłynąć du\o czasu; nie wiem, jak długo to trwało.W końcu podniosłemwzrok, wstałem i odszukałem fuzję.Dzieciak, Esteban Garcia, stał obok przyglądając mi się w milczeniu.Zebrał obciętepalce i trzymał je jak pęk zakrwawionych szparagów.Nie mogłem powstrzymać wymiotów,miałem usta pełne śliny, zwymiotowałem sobie na buty, podczas gdy chłopak uśmiechał sięniewzruszony.- Wyrzuć to, gówniarzu! - krzyknąłem i uderzyłem go ręką.Palce upadły na trociny i zabarwiły je na czerwono.Zabrałem fuzję i chwiejąc się ruszyłem ku wyjściu.Zwie\e wieczorne powietrze iprzytłaczający zapach sosen uderzyły mnie w twarz i przywróciły poczucie rzeczywistości.Oddychałem chciwie, haustami.Z wielkim wysiłkiem poszedłem po konia, bolało mniewszystko i zesztywniały mi ręce.Dzieciak szedł za mną.Wróciliśmy do Las Tres Marias, szukając drogi w ciemnościach, które zapadły szybko,gdy tylko zaszło słońce.Drzewa utrudniały jazdę, konie potykały się o kamienie i wchodziływ krzaki, biły mnie gałęzie.Czułem się tak, jakbym znalazł się na innym świecie, miałemzmącony umysł i byłem przybity własną gwałtownością, wdzięczny losowi, \e Pedro Trzeciuciekł, poniewa\ miałem pewność, \e gdyby upadł na podłogę, zarąbałbym go na śmierć,posiekał, pociął na kawałki z taką samą zaciekłością, z jaką byłem gotów wsadzić mu kulę włeb.Wiem, co ludzie mówią o mnie.Mówią między innymi, \e zabiłem człowieka lub nawetkilku.Przypisano mi zabójstwa kilku chłopów.To nieprawda.Gdyby tak było, bez skrupułówprzyznałbym się do tego, poniewa\ w moim wieku mo\na to czynić bezkarnie.Zostało miniewiele czasu.Nigdy nikogo nie zabiłem i najbli\ej zabójstwa byłem owego dnia, w którymchwyciłem siekierę i rzuciłem się na Pedra Trzeciego Garcię.Dotarliśmy do domu w nocy.Z trudem zsiadłem z konia i poszedłem na taras.Zapomniałem zupełnie o dzieciaku, który mi towarzyszył, poniewa\ przez całą drogę nieotworzył ust, tote\ byłem zaskoczony, gdy pociągnął mnie za rękaw.- Dacie mi nagrodę, panie? - zapytał.Odprawiłem go gestem ręki.- Nie ma nagrody dla zdrajców, którzy donoszą.Ach! I zakazuję ci rozpowiadać o tym,co zaszło! Zrozumiałeś? - mruknąłem.Wszedłem do domu i zaraz, prosto z butelki, napiłem się koniaku.Koniak spalił migardło i trochę rozgrzał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]