[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy pochylają się nad Pierre'em i przyglądają nam się, jakbyśmy byli zCzerwonego Krzyża i dawali pokazy udzielania pierwszej pomocy.Biedny Sebastian najpierwsię rozpłakał, a teraz zemdlał bardzo wrażliwy i rozsądny chłopiec.Pierre zbladł jak ściana,lecz zachowuje resztki przytomności.Doktor Avignat klęka obok mnie na ulicy.Wyciąga ze swojej walizeczki dużyopatrunek.Bierze moją rękę i kładzie ją na piersi Pierre'a.Krzyczy coś do zgromadzonychgapiów.Jeden z nich obraca się i wchodzi do kafejki.Doktor Avignat podaje numer telefonu doclinique wzgórzu.Opatrując Pierre'owi brzuch, przykłada kilka wielkich kawałków gazy,mimo to krew wypływa nadal.Przypatruję jej się bacznym wzrokiem.Pobladła nie mniej niż Pierre.Jakże to tak? Więc lekarze też bledną na widok krwi?Słyszę zjeżdżający ze wzgórza ambulans.Nie minęło więcej niż pięć minut, odkąd panidoktor poprosiła, aby wezwano pogotowie.Być może jak zawsze przytomna madameColombe, która zanotowała numer tablicy rejestracyjnej i wezwała doktor Avignat, zadzwoniłateż na pogotowie ratunkowe, zwane tutaj SAMU.Z ambulansu wyskakuje dwóch ubranych wbiałe kitle pielęgniarzy, którzy na znak lekarza przyczepiają Pierre'owi do ręki butelkęwypełnioną płynem przypominającym osocze.Doktor Avignat daje mu zastrzyk w drugieramię i mierzy ciśnienie krwi.Sprawdza także puls i zagląda Pierre'owi do oczu, unosząc muzamknięte powieki.Kręci głową.Wiem, co myśli.Sam nie mogę w to wszystko uwierzyć.Wsuwamy nosze pod Pierre'a, po czym doktor Avignat wsiada z pozostałymi doambulansu.Rozlega się charakterystyczny dla francuskich karetek sygnał - hiii-hooo - ibłyskają niebieskie światła.W ciągu minuty drzwi ambulansu zatrzaskują się i auto odjeżdża.Kieruję spojrzenie na Sebastiana; odzyskał już przytomność, siedzi na chodniku.MadameColombe, która mieszka w tym samym budynku, co Pierre i jego żona, mówi coś do niegomiękkim głosem.Właśnie wówczas uzmysławiam sobie, że to ona wezwała doktor Avignat,zapisała numer samochodu napastnika i wezwała pogotowie.Pomagam jej przeprowadzićSebastiana na drugą stronę ulicy; idziemy do restauracji.Matkę chłopca odnajdujemy wkuchni.Zajęta gotowaniem, nie dosłyszała nawet hałasów dolatujących z naprzeciwka.Ostrożnie sadzam Sebastiana na krześle.Ma kredową twarz, płacze.Nicole, żonaPierre'a, martwi się o niego; rzeczywiście chłopiec jest trupio blady.Madame Colombe próbuje wyjaśnić całe zajście.Nicole o mało nie mdleje.Przez jakiśczas biega zdezorientowana w kółko, owijając dłonie fartuchem, który w końcu zdejmuje.Widząc to, Sebastian z kolei zaczyna się martwić o matkę.Mówię madame Colombe, że pójdępo samochód i zawiozę ich do szpitala.Wydaje się, że obojgu przyda się opieka medyczna,poza tym będą mogli dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia Pierre'a.Przejeżdżając przez skrzyżowanie, mijamy stojący i ciągle w tym samym miejscusamochód Pierre'a.Madame Colombe nadal tłumaczy Nicole, co się wydarzyło.Ktoś wysypałtrocinami zakrwawiony chodnik, przez co ten odcinek ulicy kojarzy się nieodparcie zprymitywnym stoiskiem rzezniczym.Staram się prowadzić wóz najostrożniej jak potrafię.Wspinamy się po wzgórzu w kierunku szpitala.Dopiero teraz widzę, jak okropnie trzęsą mi sięręce.Wysadzam ich przed izbą przyjęć i odstawiam auto na parking.Mam mniej więcejgodzinę, zanim wróci do domu moja rodzina.Parkuję i biegnę ku drzwiom wejściowym, alezatrzymują mnie recepcjonistki.Chcę coś wiedzieć, lecz mój francuski zawodzi mnie na całejlinii.Na szczęście zauważa mnie madame Colombe, która pilnuje w poczekalni Sebastiana;woła do mnie zostaję wpuszczony.Chłopiec ponownie szlocha głośno.Nie ma przy nim matki.Sebastian powtarza madame Colombe wszystko to, co zaszło; bez przerwy patrzy na mniepytająco, jakby oczekiwał, że powiem mu, iż to prawda.C'est vrais, monsieur, n'est-ce pa?Potwierdzam skinieniem głowy; Sebastian był tam od samego początku i widział znaczniewięcej ode mnie.Opowiada nam, że szedł sobie chodnikiem, kiedy zauważył samochód swegoojca; auto zatrzymało się przy krawężniku i ojciec przywołał go ruchem ręki.W momencie gdychłopiec wszedł na ulicę, kierowca ze stojącego z tyłu samochodu zaczął trąbić i krzyczeć przezotwarte okno.Sebastian czym prędzej przebiegł przez jezdnię.Pierre wysiadł z wozu i podszedłdo stojącego za nim samochodu.Wtedy kierowca wypadł na ulicę i wywiązała się głośnakłótnia.Mężczyzna zaczął grozić jego ojcu, potrząsając pięścią.Resztę mogłem zobaczyć jużosobiście.Kiedy przez dwie godziny czekamy na jakąkolwiek wiadomość z sali operacyjnej,dochodzę do wniosku, że powinienem pojechać do domu, aby powiadomić rodzinę, gdziejestem.Obiecuję madame Colombe i Sebastianowi, że niedługo wrócę.Wszystko zdarzyło siętak niesamowicie szybko, że nadal nie potrafię pozbierać tego w sensowną całość.Rosemary i dzieciaki są już na barce.Zdaję im pokrótce sprawę z tego, co się stało.Niepojmują, jak mogło do czegoś podobnego dojść.Oznajmiam im, że obiecałem, iż wrócę doszpitala.Zanim wychodzę, Rosemary całuje mnie.- Zaczekamy na ciebie z obiadem, kochanie.Powiedz Nicole i Sebastianowi, że bardzoim współczujemy.W klinice obok Sebastiana i madame Cołombe siedzą też Nicole i doktor Avignat.Taostatnia, starannie dobierając słowa, mówi, że Pierre wróci do zdrowia, ale poleży nieco wszpitalu.Utracił dużo krwi, lecz rozciętą tętnicę udało się zszyć.- Tylko ktoś tak silny jak Pierre mógł przeżyć utratę tak dużej ilości krwi.- DoktorAvignat odwraca się w moją stronę.- Czy był pan przy tym? Widział pan, jak to się stało?Usiłuję jej opowiedzieć to, co widziałem.Doktor Avignat kręci z niedowierzaniemgłową.- Muszę wracać do gabinetu, czekają na mnie pacjenci.Czy mógłby mnie pan odwiezć,monsieur Wharton?Nie mam nic przeciwko temu; Nicole mówi, że zadzwoni do przyjaciela, aby zabrał ją iSebastiana do domu.Dziękuje mi za pomoc.Oboje z doktor Avignat wychodzimy ze szpitala izawożę ją do poradni.- Monsieur Wharton, nie spodziewałam się, że Pierre się z tego wyliże, ale dzięki Boguma stalowy organizm.Musimy pomóc policji odszukać tego człowieka.Z pewnością to jakiśwariat.Może ktoś widział numery jego samochodu.Dwa dni pózniej sprawca napadu na Pierre'a zostaje ujęty.Rzeczywiście, okazuje się, żeto chory psychicznie pacjent, który uciekł z zakładu i ukradł samochód.Natomiast Pierre, potrzech tygodniach pobytu w szpitalu, wraca do domu.Choć stracił sporo na wadze, wydaje sięw dobrej formie.- Przez trzy lata bezskutecznie próbowałem stracić pięć kilogramów, monsieurWharton, a teraz udało mi się to w trzy tygodnie.- Zgadza się, Pierre.Ale cztery i pół kilo z tych pięciu to była twoja krew.Tak zakończył się dla mnie ten incydent.Pierre rychło odzyskuje swoje pięćkilogramów.Trudno zresztą się dziwić, że nie może wyszczupleć, prowadząc tak znakomitąrestaurację.Pozostajemy dobrymi przyjaciółmi; zimą Pierre organizuje nam garaż, w którymtrzymamy nasz samochód.Psi geniuszInne ciekawe zdarzenie, choć nie tak krwawe czy traumatyczne, dotyczy puszczonychna wodę szczeniaków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]