[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jest jeszcze gotowy, byposłuchać głosu rozsądku, ale powoli zbiera się do tego.Czuję, że zaczyna go to intrygować.Jest bardzo podobny do ciebie, Cole.Naprawdę uparty.Jutro będę miał z nim pewnie więcejszczęścia.- Skończyłbyś już dawno, gdybyś nie tracił tyle czasu na omawianie wszystkiego zkońmi.Nie rozumieją ani słowa z tego, co im mówisz.Musisz to pojąć.- Przyzwyczajam ich do mojego głosu - wytłumaczył Harrison.- Są uparte, owszem,ale także przestraszone.Nie jestem jedyny, który mówi do koni.Spytaj Douglasa.- Ma rację - przyznał Douglas.- Też do nich mówię.- Douglas, czy mógłbyś pójść przypomnieć Mary Roses, że sprząta dzisiaj ze stołu?Harrison, możesz to zrobić jutro wieczorem.- Oczywiście.Na czym to polega?- Nigdy nie sprzątałeś po kolacji? - spytał Cole, - Nie.- Niezle cię rozpieszczano, co? - Travis był zdziwiony.- Chyba tak.Douglas wstał od stołu i podszedł do drzwi.Zatrzymał się na progu, po czym obróciłsię i szybko wrócił do stołu.- Nie wchodzę tam.Travis, ty po nią idz.Douglas usiadł, jak tylko Travis wstał.- Gra Beethovena - ostrzegł Douglas.- Którą? - spytał Travis.- Piątą.Najmłodszy z braci usiadł z powrotem.- Wyślijmy Harrisona.Wszyscy bracia zaśmiali się.Cole wytłumaczył Harrisonowi, co ich tak rozbawiło.- Lepiej nie zbliżać się do Mary Roses, gdy gra Beethovena.- Dlaczego?- Ma wtedy bardzo kiepski humor - wyjaśnił Cole.- Uciekamy najszybciej, jak się da,gdy tylko słyszymy Piątą.Jesteś bezpieczny, jeśli to Mozart lub Chopin - dodał.- Porządniewali dzisiaj w te klawisze, prawda, Adamie?Najstarszy brat uśmiechnął się i przyznał mu rację.- Harrison, czy jesteś już gotowy pójść do biblioteki?Harrison pokiwał głową, po czym wstał i wyszedł za Adamem z pokoju.Dwaj mężczyzni popadli w zwyczaj kończenia wieczoru żywą dyskusją.Harrison codziennie oczekiwał tych umysłowych zapasów.Pierwsze kilka razypozwolił Adamowi wygrać, przynajmniej uważał, że to on umożliwił mu zwycięstwo.Wkońcu jednak duch współzawodnictwa wziął w nim górę i zmusił Harrisona do kilkuzwycięstw.Dyskusje z Adamem nie były łatwe.Hamson uwielbiał je prawie tak samo, jak Adam.Usiadł w jednym ze skórzanych foteli stojących przy kominku i podniósł ze stolikanotatnik.Przysunął kałamarz i pióro, by łatwiej mu było sięgnąć.Adam nalał do dwóch szklanek brandy.Podał drinka Harrisonowi, po czym usiadłnaprzeciw gościa.- Jaki jest nasz dzisiejszy temat? - Harrison wyciągnął nogi opierając je na podnóżku.- Po długim namyśle wybrałem koniec inwazji na Kartaginę.- Adam delektował siękażdym słowem.- Nie możemy rozmawiać o końcu, nie przyjrzawszy się początkowi - odparł Harrison.- Słusznie - Adam trzasnął ręką w kolano.- Musisz zdać sobie sprawę, że Grecy bylidumnym i bardzo inteligentnym narodem.To pierwsze stwierdzenie określiło jego stanowisko.Harrison ripostował.- Tak samo, jak Spartanie, którzy także byli nie do pokonania w walce, wybitniezdolni w każdej dziedzinie, łącznie z taktyką.Ich przewaga nie budzi żadnych wątpliwości.Tak zaczęła się dyskusja.Obaj kłócili się przez ponad godzinę.Gdy Adamzasugerował, by skończyć, Harrison podsumował argumenty każdego z nich.Tego wieczoru dyskusja zakończyła się remisem.Adam pozostał w bibliotece, chcąc poczytać przed snem.Harrison powiedział mudobranoc i udał się w stronę baraku.Mary Roses czekała na niego na werandzie.Jej złote włosy lśniły w świetle księżycaniczym latarnia.- Czemu nie jesteś w łóżku? Już pózno.- Musiałam się przewietrzyć - odparła.- Przejdę się z tobą, Harrison zaczekał na nią ustóp schodów.Razem poszli przez podwórze.- Będzie to chyba dla mnie bezsenna noc.- Beethoven nie pomógł ci pozbyć się złości?Zauważyła rozbawienie w jego głosie i zareagowała uśmiechem.- Nie byłam zła, jedynie sfrustrowana.Moi bracia przesadzają czasem z wtrącaniemsię w moje życie.- Uważam, że za mało to robią - powiedział Harrison.- Mieszkacie w niebezpiecznejokolicy.- A ja jestem małą i słabą kobietą?Potrząsnął głową.- Nie chcę wdawać się w dyskusję.W moim baraku nie ma fortepianu, więc to mnieby się oberwało.- Więc uważasz, że jestem niezdolna do.- Nie wyraziłem opinii w tej sprawie - zauważył.- Jedna twoja cecha strasznie mniedenerwuje, Mary Roses.Wyciągasz wnioski nie poznawszy wszystkich faktów.Jej dłoń dotknęła jego ręki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]