[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez dłuższą chwilę w korytarzu panowała zupełna cisza.Potem Magnuszaczął wzywać Dinę.Wśród ścian wąskiego korytarza zabrzmiało to jakprzeciągła pieśń.- Dina!Dziewczyna wyszła w bluzce zapiętej pod samą brodę, ale policzki jejpałały i starała się odwracać oczy.Widać było wyraznie, że bardzowstydzi się tego, co zaszło.Liisa deptała Rozie po piętach.W półmroku stała za nią i była milczącymświadkiem wszystkich wydarzeń.Teraz jej spódnica zaszeleściła popodłodze.Również parę innych, zamkniętych dotychczas drzwi uchyliłosię i wy-jrzały zza nich przestraszone, dziewczęce twarze.Służące, którewcześniej pochowały się w swoich pokoikach, teraz ośmieliły się z nichwychylić.Roza nie przejmowała się nikim.Stała wśród mężczyzn i miała na rękachich krew, która ściekała jej z palców na podłogę, lecz ona ledwie todostrzegała.Szukała wzrokiem, aż znalazła piwne spojrzenie Diny.- Tu trzeba szyć - oznajmiła krótko.- Masz mocną nitkę? Będę teżpotrzebowała lepszego światła.- W kuchni jest jasno - wtrąciła się Liisa.- Nie mogę ich przenieść - odparła ostro Roza.Była zmęczona iroztrzęsiona.Ogarniała ją jakaś słabość, rozchodząca się powoli aż pokoniuszki palców.Musiała jak najszybciej zrobić to, co należało, nimogarnie ją całkowity paraliż.- Przynieście światło! - powiedziała Dina władczym głosem, który byćmoże wyjaśniał co nieco, dlaczego mężczyzni walczyli o jej łaski,posługując się nożem.Dina nie wypadła sroce spod ogona.Magnus wyglądał, jakby sam chciał wziąć nogi za pas, lecz obie, i Roza, iDina, przytrzymały go wzrokiem, nie pozwalając mu ruszyć się z miejsca.- Zostaniesz tutaj! - oświadczyła Roza sucho.Dziewczyny przyniosłylampy ze swoich pokoików.Ustawiły je pod ścianą w pobliżu Aleksandra i Mattiasa.Płomieniepodkręciły najbardziej, jak się tylko dało, ciasny korytarz wyglądałniczym oświetlony na święta.Dina przyniosła szpulkę grubych, czarnychnici i grubą igłę, którą wręczyła Rozie.- Robiłaś to już kiedyś? - spytała.- Czy szyłam?- Tak, czy szyłaś.Roza przytaknęła.Miała ochotę dodać, że za każdym razem było jej torównie wstrętne, lecz się wstrzymała.To nie czas na zwyczajne babskiepogaduszki przy kawie.- Wódka - powiedziała krótko, nawlekając igłę.- W tym domu znajdziesię chyba trochę wódki?Dina musiała mocno potrząsnąć Magnusem, żeby oddał jej piersiówkę,którą nosił w wewnętrznej kieszeni.Ale na dnie został ledwie mizernyłyk.- Państwo mają trochę wódki w salonie - powiedziała Liisa i zarazzniknęła.Na twarzy Diny nie było żadnego wyrazu, gdy siadała za Rosjaninem iukładała sobie jego głowę na kolanach.Nie patrzyła na niego, nieodrywała wzroku od Rozy.- Może powinnam przytrzymać go za ręce?- Zostań, gdzie jesteś - uznała Roza.- Przypuszczam, że do każdej rękitrzeba jednej osoby.To nie będzie ani trochę przyjemne, a w dodatku ranajest duża.Nie powiedziała, że być może w ogóle nie powinna go zszywać.Byćmoże odniósł obrażenia wewnątrz ciała.Ten człowiek potrzebowałlekarza, ale w Kaf jorden lekarza nie było.A gdyby nawet przyszedł, to zanim - wszak rana została zadana nożem - zjawiłby się również lensman, ato mogłoby mieć przykre konsekwencje i dla Magnusa, i dla Mattiasa, abyć może również dla Diny.Dina kazała pozostałym służącym usiąść na rękach Rosjanina.Zrobiły,jak im kazano, lecz mimo całej powagi sytuacji z trudem tłumiły chichot.Rosjanin wśród jęków zadawał pytania w dziwacznej mieszaninieszwedzkiego, rosyjskiego i norweskiego, lecz Dina chyba go zrozumiała,bo odpowiedziała coś ściszonym głosem.Gładziła go po włosach i czole,przemawiała spokojnie.Roza polała ranę wódką, Rosjanin zwinął się z bólu.A ona, korzystając ztego, że on i tak bardzo cierpi, wbiła igłę w ciało tuż przy brzegu rany.Ręce miała spokojne.Zawiązała pierwszy szew i obcięła nitkę.Potem zrobiła kolejne.Rosjanin krzyczał aż do ósmego szwu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]