[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego mielibyśmy przed wami uciekać.Niejesteście przecie\ bandytami, prawda? Po prostu w nocy postanowiliśmy opuścićSamso.Jesteśmy dorośli i mo\emy robić co nam się podoba.- Tak, tak - przedrzezniała go dziewczyna.- I my mamy w to uwierzyć? Chcieliściedopłynąć przed nami na Bornholm!- A niby po co?- Nie wiesz? Na Bornholmie bawi ekipa Bjoerna!- Ach, ta sprawa z U-Bootem - zaśmiał się.- Nie, ju\ nam przeszła zabawa wdetektywów.Nie interesuje nas \aden Bjoern i jego tajemnice.- Na Samso sprawialiście inne wra\enie - wsparłem Ninę w tej parodii rozmowy,którą prowadziliśmy z pokładów stykających się ze sobą łodzi.- W Nordby Marko był\ywo zainteresowany odszukaniem Bjoerna.- Przeszło mu - śmiał się nam w twarz Mike.- Wypił w marinie za du\o piwa, a jakwytrzezwiał, to zdecydował się na powrót do domu. Koniec wakacji.Tak mipowiedział w Nykobing.Zostałem sam.- To dlaczego w porcie Gedser uciekłeś przed nami? - wtrącił się Andreas.- Jak to dlaczego? A czemu mnie goniliście? Co? Jak zobaczyłem was, to się,normalnie, wystraszyłem.Sprawialiście wra\enie, \e chcecie zrobić mi krzywdę.Comiałem robić? Dać się złapać? Nie znam waszych prawdziwych zamiarów.Nie ufamwam.- A my tobie - powiedziałem.103- Widać nieufni z nas ludzie - posłał mi bezczelny uśmiech.- Takie czasy.Ale to niejest jeszcze karane.Nic wam nie zrobiłem.Miał rację ten kpiarz.Nie mogliśmy mu niczego zarzucić, udowodnić i pociągnąć doodpowiedzialności.Załoga Matrixa nie uczyniła nam \adnej krzywdy, a opuszczenieprzystani w Langor nie było niezgodne z prawem.Mike o tym wiedział i myzdawaliśmy sobie z tego sprawę.- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytałem.- Jeszcze nie wiem.Tam dalej - wskazał zachodni kierunek - jest przystań.Miejscowość nazywa się Klintholm Havn.Pewnie mają jakiś hotel.Rzeczywiście.Początkowo wysoki na ponad sto metrów klif opadał łagodnie kuzachodowi na wyginającym się łukowato wybrze\u Mon i nikł w oczach.Tutaj, napołudniowo-wschodnim krańcu wyspy, tworzył olbrzymią skalną ścianę, popękaną iniedostępną dla ludzi, a w dole łączył się z morzem poprzez dno - tak samo kredowejak jego naziemny masyw.Piękna to była okolica, ale musieliśmy pomyśleć o noclegu.Zbli\ała się noc.Nasz wybór padł zatem na wymienioną przez Mike'a miejscowośćoddaloną o kilka kilometrów na zachód od miejsca, w którym dryfowaliśmy.Jednak\e Andreas nie godził się na takie rozwiązanie.- Chcecie, ot tak, puścić tego łobuza? - warknął.- Te, facet, tylko nie łobuza ! - uniósł się honorem Walijczyk.- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! - grzmiał Andreas.- Mów szybko, gdzie sątwoi kumple?I nie czekając na odpowiedz wskoczył na pokład Matrixa i dopadł zaskoczonegoMike'a.Tamten nie był \adnym słabeuszem, o nie! Lecz stanowczość emanująca zpostawy naszego towarzysza była niepokojąca.Dopadł on Walijczyka i złapawszy gobrutalnie za koszulkę, rzucił o maszt.Mike zawył z bólu.Przewrócił się.A Andreas ju\stał nad nim gotowy do kolejnego ataku.- Andreas! - nie wytrzymała Nina.- Zostaw go! On jest niewinny!- To się zaraz oka\e!Andreas zajrzał szybko do mesy.Kiedy wszedł z powrotem na pokład, byliśmy ju\na jachcie.- Nie ma ich! - oznajmił.- Marko i Hugo wyparowali!- Nina ma rację - rzuciłem w stronę Andreasa.- Opuść ten jacht i zostaw Mike'a!Nie słuchał nas.Doskoczył do siedzącego pod masztem Walijczyka i znowu złapałgo za koszulkę.Próbował go podnieść.Mike dziwnie się zachowywał.Byłemprzekonany, \e będzie się bronił, stawiał opór, on jednak czuł parali\ujący respektprzed Andreasem.Panicznie się go bał.- Spokojnie, facet - szeptał Mike.- Wyluzuj.O co ci chodzi?Poło\yłem rękę na ramieniu Andreasa.Musiałem go powstrzymać.To nie byłymetody godne d\entelmenów, a nadal chciałem uwa\ać nas za grupę przyzwoitychludzi, a nie gangsterów.Andreas nie miał prawa wtargnąć na Matrixa , tym bardziejnapadać na członka jego załogi.To był rozbój.Tak zachowywali się piraci, a niecywilizowani ludzie.- Co jest? - warknął na mnie Andreas.- Nie zale\y wam na odnalezieniu Jorgena? Coz wami?! Okej, Pawłowi się nie dziwię, bo có\ go mo\e z nim łączyć, opróczwspomnień dawnej przygody? Ale ty, Nino? To przecie\ twój wujek! A ten tu łobuz ze104Swansea \arty sobie z nas robi! Nie przyszło wam do głowy, \e Marko i jego kumplewiedzą o Bjoernie, a tym samym o Jorgenie, więcej, ni\ nam się wydaje? Muszę zniego wydobyć prawdę.- No, dobrze - westchnąłem.- A jeśli Mike nic nie wie, to co? Rozbijesz mu nos ipotem powiesz przepraszam ?- Zejdz mi z drogi, Paweł - syknął Andreas.- No ju\!Mimo ostrze\enia, nie zdjąłem ręki z jego ramienia.Wobec tego Andreas złapałmnie za nadgarstek i wykrzywił rękę bez mrugnięcia powieką.Miał siłę! Mójtowarzysz rejsu mia\d\ył mi właśnie prawą rękę.- Przestańcie! - wrzasnęła zrozpaczona Nina.Musiałem wybierać między perspektywą spędzenia najbli\szych dni z opatrunkiemgipsowym w szpitalu (a tak\e pózniejszą rehabilitację, kosztowną i ucią\liwą) aprzeszkodzeniem w dziele zniszczenia mojego nadgarstka przez Andreasa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]