[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uwolnij i chłopców.- Pod jednym warunkiem, że nie będą wrzeszczeć!Odwróciłem się.Chłopcy już odzyskali przytomność, o czym dali znać gwałtownymszamotaniem.- Będziecie cicho?Pokiwali głowami.- Możesz ich uwolnić - powiedziałem do Jerzego.Raz jeszcze błysnął sprężynowiec i chłopcy już byli wolni.- Proszę pana - zaczął Aukasz - nie dało się.Od tyłu nas zachodził.Po kolei.- Inaczej bym się nie dał - dodał Andrzej.Zaśmiałem się.- Przegrać na pięści z Baturą, to żaden wstyd.Spójrzcie, czy ja wyglądam nazawstydzonego?- No nie, ale.- Dość.%7ładnych ale.Macie siedzieć cicho.Sądzę, że nasz poskromiciel i wybawcaw jednej osobie ma nam dużo do powiedzenia.Musiały się tu dziać rzeczy ciekawe, podczasgdy my leżeliśmy nieprzytomni.Interesuje mnie na przykład, jak to się stało, że oto trzymamdwa pistolety bandytów.Czyżby Baziak oddał je z dobrej woli?- Skądże - zaśmiał się Jerzy - po prostu powiedziałem mu, gdy o nie pytał, że leżą jużna dnie Ayny, gdzie ty je wyrzuciłeś, zanim cię uspokoiłem.Jesteście tu cali i żywi dlatego,że w pewnym momencie ingerencja Pawła w zaplanowaną przeze mnie akcję Wystawadoprowadziła do tego, że moi - wstyd tak powiedzieć, ale trudno - podwładni postanowili waszabić, co mnie zmusiło do działania na waszą rzecz.Niech cię, Pawle, nie zmyli obronatwojej osoby przez Krystynę.Nie wiem, dlaczego cię broniła, ale kto zrozumie kobietę.Tutajz kolei ona była najgorętszą zwolenniczką zlikwidowania ciebie i tych młodych ludzi.Motywowała to zagrożeniem nas wszystkich i koniecznością uwolnienia speca.Nie dziwneto, Pawle? Bo u Baziaka pogodziła się ponoć z wpadką speca, czyli Witolda (choć jakie jestjego prawdziwe imię, nikt nie wie).- Skończyło się jego szczęście - mruknąłem.- Wątpię.Na zbyt długo zostawiliście go samego bez opieki.A to zdolny człowiek -zaśmiał się Jerzy cicho - bardzo zdolny.Ale wracając do tematu.Wierz mi, Pawle, żedopiero dzisiaj dowiedziałem się od Baziaka, że jesteś zamieszany w naszą akcję.A że zauratowanie Kindze życia byłem ci winien wiele, słysząc o zagrożeniu życia twojego ichłopców, postanowiłem was ratować.Ale ratując was skazywałem jednocześnie siebie nautratę wolności.Jedynym wyjściem było odwołanie włamania do zamku.Dopiero wtedyuratowanie was niczym nie groziło, a i to jeszcze zależało od waszej dobrej woli.Tak, tylkowy stanowiliście dla mnie zagrożenie.Bo nikt z baziakowców ani Krystyna nie zna megoprawdziwego nazwiska ani adresu.Jedynie Krystyna widziała mnie jako tako prawdziwego.Na przykład dzisiaj wystąpiłem w kominiarce, co zresztą zwiększyło szacunek bandy domnie.Cóż, akcję trzeba było odwołać.Zajeżdżałem właśnie pod zamek, gdy z dalekazobaczyłem charakterystyczny kształt Rosynanta.Zrozumiałem, że jakimś sposobem udało cisię uwolnić.Jesteś tu i działasz.Powolutku i nie rzucając się w oczy wędrowałem pod zamek,gdy natknąłem się na ostatniego z twych przyjaciół.Po ojcowsku skarciłem dłonią, aby swymzachowaniem nie zepsuł mi pracy.- Patałach - stęknął Andrzej kiwając palcem na Aukasza.- A ty niby lepszy? - żachnął się Aukasz.- Kto dostał w łeb następny?- Cicho! - nakazałem.- Ja też dostałem, a nie wrzeszczę.- Potem udało mi się uciszyć drugiego młodzieńca - ciągnął Jerzy.- A na koniec,rzekłbym na deser - zaśmiał się - trafiłem na samego mistrza zeskakującego z drabiny.Idobrze, że go załatwiłem jednym ciosem, bo pewnie czekałaby mnie ciężka walka.- Jakbyś zgadł - mruknąłem - ale gadaj dalej.Jerzy skłonił się uprzejmie.- Już mówię.Uciszywszy ciebie ruszyłem nie kryjąc się zbytnio w kierunku, dokąduciekli Józek z Trójką.Gdy mnie zobaczyli, to tylko wrodzonej tępocie Baziakazawdzięczam, że mnie od razu nie zastrzelił.Zdążyłem wykrzyknąć hasło.Przyznam, że zwielką uwagą Baziak i Trójka przyjęli wiadomość o twoim uwolnieniu się z kajdanek wZalewie.Tylko Szóstka zachowała spokój i powiedziawszy: To ja żegnam! szykowała siędo odejścia do swego golfa.Pocieszałem ich, że jesteście już uciszeni i związani. A gdzieDwójka i Czwórka? - krzyknął Baziak. Zapewne Paweł uciszył ich po drodze - odparłem.-Niech Trójka idzie na miejsce, gdzie mieli czuwać i poszuka.Ręczę, że coś znajdzie.Poczekaliśmy.Trójka wrócił z dwoma pozostałymi numerami lekko się jeszcze zataczającymiod zamroczenia.Wstałem z ławki: Teraz, kiedy jesteście już w kupie - powiedziałem -dowiedzcie się najważniejszego.Trzeba zwijać interes.Za dziesięć minut będą tu gliny. To ja żegnam - powtórzyła Krystyna i ruszyła do swego wozu. A my, co mamyrobić? - spytał zrozpaczony Baziak. Też się zmywać i to szybko - doradziłem. Aleprzecież ten Paweł i gówniarze nas wsypią - jęknął. Nie wsypią - odparłem - bo nie będąjuż żyli.Spalę ich w samochodzie, którym przyjechali.Upozoruję zwarcie.- Kiepski pomysł - powiedziałem.- Rosynant to ropniak.Jerzy skinął głową.- Zapewne trzeba być Baziakiem, aby w to wszystko uwierzyć.Mieli co prawdapewne wątpliwości, ale kiedy kazałem przenieść was do Rosynanta, wątpliwości znikły.Jeszcze tylko drobne ponaglenie i baziakowcy odjechali narzekając, że taka fucha przepadła.- A co będzie z tobą? - spytałem niepewnie.Jerzy popatrzył na mnie spod oka.- No cóż.Zdałem się na twoją dobrą wolę.Jeśli zechcesz wziąć pod uwagę, żeuratowałem wam życie.- Ale tamci, którym darować nie zamierzam? W razie wpadki tak samo nie darujątobie.Jerzy spokojnie przypalił kolejny papieros.- List gończy sporządzony na podstawie ich zeznań będę mógł sobie powiesić nadrzwiach swego mieszkania.- A Szóstka, czyli Krystyna? Nie obawiasz się jej?- Musiałby znalezć się ktoś, kto by jej podał moje dane.Tak może służyć policji tylkomym dość mglistym opisem, bo nawet wąsów, jak widzisz, już nie noszę.Tak więc moje - boto ja je wymyśliłem - dziecinne numery i ponarzynane floreny nie były tak zupełnie bezsensu.- Twierdzisz więc, że mogę spokojnie napuszczać policję na całą resztę gangu, a tobienic nie grozi.Kiwnął głową.- A jeśli.jeśli ci daruję, to co zamierzasz?Udał zdziwionego.- Czy nie mówiłem ci na jeziorze? %7łenię się z Kingą.- No to życzę wam szczęścia - wyciągnąłem do mego przeciwnika dłoń.Uścisnął ją serdecznie.Przyjął jeszcze jakby wymuszone gratulacje i życzenia odAndrzeja i Aukasza.I już go nie było.Opodal zawarczał silnik opla, błysnęły światła.- Pan rzeczywiście mu daruje? - spytał ze zdziwieniem Aukasz, który wietrzył w moimzachowaniu podstęp.Oburzyłem się.- A co ty myślisz?! Przecież gdyby nie on, już byśmy nie żyli!Chłopcy pokręcili głowami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]